Выбрать главу

– Wygląda mi to na prowokację – powiedział zimno. – Kazali ci opowiedzieć mi wszystko, dać dowody szczerości, zdobyć moje zaufanie…

Odwróciła się nagle plecami do Rinaha i podeszła do ściany.

– Po prostu – mówił dalej – oni chcą poznać moje cele i zamiary. Może myślą, że jestem szpiegiem. A w końcu złapią mnie na próbie przemycenia ciebie na nasz statek i nigdy już stąd nie wypuszczą. Czy tak?

Zinia stała w milczeniu, twarzą do ściany. Wstał, podszedł do niej i odwrócił ją ku sobie. Zasłoniła oczy dłońmi. Spomiędzy jej palców pociekły łzy.

– Dlaczego? – wyszeptała. – Dlaczego tak myślisz?

– Bo robią z tobą, co zechcą. Jesteś marionetką w ich rękach. Codziennie okłamujesz miliony ludzi, pomagając tym samym utrzymać ich w stanie ogłupienia i zniewolenia. Dlaczegóżbyś nie miała i mnie oszukać na rozkaz twoich dobroczyńców? A poza tym nie powiedziałaś mi całej prawdy. Nie dali ci na to upoważnienia?

Odjęła dłonie od oczu i spojrzała mu prosto w twarz.

– Powiedziałam wszystko, co istotne!

– Gdzie znajduje się Paradyzja?

– Więc jednak jesteś szpiegiem! – wycedziła, ocierając oczy chusteczką.

– Nie jestem. Wiesz dobrze, o co pytam.

– Nie wiem, gdzie jest Paradyzja. Nie mani szansy się dowiedzieć, nawet gdyby to miało być ceną mojego odlotu na Ziemię. Po prostu jest to niemożliwe. Parametry orbity znają tylko oni, i to zapewne nie wszyscy.

Rinah wahał się jeszcze. Być może, mówiła prawdę.

– Czy zawsze latasz z przesiadką w Porcie Tranzytowym? – spytał łagodniej.

– Zawsze.

– Nigdy nie korzystałaś z bezpośredniego połączenia?

– Nie ma takich lotów… To znaczy… bezpośrednio latają tylko specjalne transportowce, wożące pracowników na Tartar… Ale my latamy promami pasażerskimi.

"Mało prawdopodobne, lecz możliwe – pomyślał. – Może naprawdę nie wie…"

– Więc twierdzisz, że niektórzy Paradyzyjczycy domyślają się tego, co ty wiesz o Tartarze. Czy jest wielu takich?

– Tego nie można wiedzieć. Nikt nie dzieli się takimi podejrzeniami. Ci, którzy są nieostrożni, przestają mieszkać w Paradyzji. Reszta nie wie, nie domyśla się albo milczy… W ten sposób powstaje wrażenie, że wszyscy wierzą w wersję oficjalną.

– Dobrze… – Rinah spojrzał w oczy Zinii. – Zaryzykuję i ja także. Spróbuję ci zaufać. Obiecuję też, że nie wykorzystam informacji ze szkodą dla ciebie. Powiedz mi jednakże, jak tłumaczysz sobie motywy Cortazara i jego wspólników? Dlaczego, wiedząc, że Tartar nadaje się do osiedlenia, budowali Paradyzję?

– To proste – uśmiechnęła się. – Chcieli panować nad masą ludzką, mieć pod ciągłą kontrolą i obserwacją każdego z osobna. Tutaj, na Tartarze, wszyscy osadnicy rozbiegliby się po planecie i któż zmusiłby ich do ciężkiej, niebezpiecznej pracy? Któż zgodziłby się harować na pałace i ogrody przywódców, na komfort ich życia? Musieliby zadowolić się tym, co mieliby wszyscy inni. Zbudowali więc daleko, w bezpiecznej odległości, zbiornik rezerwowej siły roboczej. Stworzyli sytuację, w której Paradyzyjczycy boją się głębiej odetchnąć, by nie spowodować katastrofy… Poza tym wywołali groźbę interwencji Ziemi, dodatkowy element strachu. Dzięki temu są tutaj bezpieczni: nikt się nie zbuntuje, nie zrobi rewolty, nikt nie zobaczy nawet, jak żyją. To orbitujące więzienie jest najlepszym z ich pomysłów.

– Tyle że bardzo kosztownym – wtrącił Rinah. – Budowa, wyposażenie, dostarczanie wszystkiego na orbitę…

– Ziemia pokryła wszystkie koszty, płacąc za rudę.

– Na ich miejscu zaoszczędziłbym na tym przedsięwzięciu. Czy nie pomyślałaś nigdy, że… do osiągnięcia wszystkich celów, którym służy sztuczna planeta zwana Paradyzja, ona sama nie jest potrzebna?

– Nie rozumiem cię.

– Wystarczy mit!

– Mit o czym?

– Mit o jej istnieniu. Czy nie pomyślałaś nigdy, że Paradyzji po prostu nie ma?

– Co to znaczy? – patrzyła na niego zdumionymi oczyma, jakby szukając na jego twarzy, ironicznego uśmiechu, który upewniłby ją, że to tylko żart.

Rinah mówił jednak zupełnie poważnie.

– Myślisz, że jesteś uprzywilejowana w tym świecie, znając jego tajemnicę, przenikając wzrokiem poprzez pozory, poprzez fałszywy obraz kryjący tę resztę, niedostępną świadomości ogółu. Twoja wiedza nie wyczerpuje jednak całości tajemnicy. Drugie dno tego świata, które uważasz za kraniec, ostatnią granicę fałszerstwa, jakiego się dopuszczono, kryje za sobą następne, trzecie, jeszcze głębsze. Paradyzji takiej, jaką przedstawiają kolorowe prospekty i schematy w waszych publikacjach rozsyłanych do innych ośrodków cywilizacji ludzkiej, po prostu nigdy nie było. Czy widziałaś ją kiedykolwiek od zewnątrz? Czy wiesz, gdzie się naprawdę znajduje? Nie wiesz, bo nie wolno ci dowiedzieć się o tym nigdy. Jak wszystkimi, którzy zamieszkują ten nie istniejący obiekt kosmiczny, nie wolno ci mieć wątpliwości dotyczących jego istnienia. Pracujesz dla telewizji, a jednak… czy byłaś kiedykolwiek w Siódmym Segmencie, gdzie ponoć znajduje się centrum telewizyjne?

– No… nie! Studio, gdzie nagrywam moje audycje, znajduje się w Pierwszym Segmencie. Uważałam zawsze tę jego lokalizację za bardzo dogodną, bliską mojego mieszkania…

– A tymczasem Siódmego Segmentu w ogóle nie ma!

– To niemożliwe! – zaprotestowała. – Przecież… nie może brakować żadnego segmentu w zamkniętym, wirującym pierścieniu…

– Masz rację, lecz wciąż zakładasz, że istnieje zamknięty pierścień z dwunastu segmentów, że wiruje on wokół swej osi…

– Przecież sztuczne ciążenie jest w Paradyzji faktem… – powiedziała i urwała nagle.

– Zanim ci coś wyjaśnię, posłuchaj tego nagrania. Jest to opowiadanie fantastyczne, powstałe dziesięć lat temu. Ostatnie dziesięć lat autor spędził w kopalniach Tartaru. Posłuchaj i zastanów się, dlaczego Centrala wolała wybić mu z głowy jego zmyślone, fantastyczne wizje. Przekonany jestem, że, jak to bywa z utworami naukowej fantastyki, autor zupełnie nieświadomie zbliżył się na niebezpieczną odległość do prawdy o realnej rzeczywistości, i to stało się przyczyną jego kłopotów!

Rinah włączył dyktafon.

Nikor Orley Huxwell. Nowy, równie Wspaniały, ale o ileż tańszy Świat. Opowiadanie fantastyczno-naukowe.

Przewodniczący Rady Technicznej sztucznej planety Edenia spojrzał na Naczelnego Geologa.

– Czy naprawdę jest aż tak źle?

– Jest jeszcze gorzej. Na Hadesie nie ma już prawie takich złóż, które można by eksploatować bez poważnych inwestycji. Wydobycie spada, ludzie pracują w trudnych i niebezpiecznych warunkach. Nie stać nas na zwiększenie produkcji, bo nie ma pieniędzy na nowoczesne urządzenia…

– A więc błędne koło… – Przewodniczący pokiwał ze smutkiem głosie. – Cóż możemy począć w tej sytuacji?

– Trzeba ograniczyć wydatki na systemy zabezpieczeń – powiedział Geolog. – To jedyny sposób, by poratować nasze finanse, chociaż nie będzie to trwałe rozwiązanie naszych problemów.

– W żadnym wypadku! – Szef Zabezpieczeń zerwał się ze swego miejsca. – Nie możemy dopuścić, by wrogowie wykorzystali nasze trudności…

– Przepraszam! – Geolog spojrzał wrogo na Szefa Zabezpieczeń. – Jeszcze nie skończyłem. Chciałem zauważyć, że bez eksportu surowców nie będziesz miał swoich rakiet i komputerów.

– Koledzy, koledzy! – Przewodniczący przywołał do porządku, przekrzykujących się specjalistów. – Musimy coś postanowić. Czasu mamy niewiele…