– Z technicznego punktu widzenia nie zgłaszam sprzeciwów – powiedział Inżynier. – Edenia wytrzyma przyspieszenie, jeśli oczywiście nie będziemy zwlekać latami z rozpoczęciem podróży.
– Trzeba by tylko skalkulować koszty… – zafrasował się Główny Księgowy.
Szef Zabezpieczeń i Główny Socjolog wrócili na salę. Wyglądało na to, że przemyśleli problem i są skłonni do rzeczowej dyskusji.
– Dobrze! – powiedział Szef Zabezpieczeń, stając przed Przewodniczącym. – Mamy do zaproponowania rozwiązanie pośrednie. Takie, które zapobiegnie katastrofie, a równocześnie nie zrujnuje naszego wypracowywanego od lat porządku społecznego i tradycji historycznych, nie spowoduje zamętu w umysłach ludzkich…
– Słuchamy! – zachęcił go Przewodniczący.
– Otóż, po konsultacji z Głównym Socjologiem, doszliśmy do wniosku, że w zasadzie można będzie przetransportować Edenie na orbitę Czwartej Omikrona. Ale zanim ludność ją opuści, na powierzchni planety naturalnej zbudujemy Nową Edenie. Będzie to zamknięta budowla, w której wnętrzu ludzie znajdą wszystko to, czego oczekiwali i mieli obiecywane: większy metraż na osobę, lepsze wyposażenie wnętrz… Jednym słowem, wywiążemy się z naszych obietnic i tym samym wykażemy słuszność idei, która przyświeca nam od tylu lat. Zbudowanie Nowej Edenii jako lekkiej konstrukcji budowlanej – na przykład w formie niskich i rozległych blaszanych baraków – będzie kosztowało o wiele taniej, niż budowa sztucznej planety na orbicie. Koszty eksploatacji też będą niższe. Wewnątrz zaś wszystko pozostanie tak, jak dotychczas w starej Edenii.
Kiedy Nowa Edenia będzie gotowa, przeniesiemy do niej ludność z orbitującej starej Edenii… ale tak, by ludzie myśleli, że Nowel Edenia jest prawdziwą Sztuczną Planetą…
– …podczas gdy ona będzie sztuczną Sztuczną Planetą! – odpowiedział geolog. – Co za idiotyzm! Po co to wszystko?
– Po to, żeby uniknąć szoku nagłej zmiany, bałaganu, rozchwiania, umysłów… Po to także, by dopełnić naszego dzieła, wywiązać się z obietnic…
– Sądzisz, że ludzie dadzą się na to nabrać? Jak w tej sytuacji rozwiążesz sprawę pracy na roli? Sądzisz, że ludzie nie poznają prawdy? – wyraził swe wątpliwości Biolog.
– Ludzie zamknięci w Nowej Edenii nie będą mieli możliwości stwierdzenia faktu, że ich świat, zamiast orbitować, spoczywa na powierzchni Czwartej Planety Omikrona – ciągnął Szef Zabezpieczeń. – Powie się im, że na planecie, no… coś się tam wymyśli, jakieś zagrożenia, niebezpieczeństwa… W każdym razie coś, co uniemożliwia jej zasiedlenie na stałe. A tych, którzy będą pracowali na planecie, będzie się dowozić w taki sposób, by byli przekonani, że podróżują z orbity na planetę i na odwrót… Uwierzą łatwo, bo do tego samego przywykli na naszej starej Edenii…
– No dobrze… – Przewodniczący zamyślił się na chwilę. – Wprawdzie niezupełnie zgadzam się z argumentacją kolegi Zabezpieczeniowca, ale on jest specjalistą od ochrony społeczeństwa i ma tutaj ostatnie słowo… Więc muszę się zgodzić… Jedno tylko mnie niepokoi. Ktoś przecież będzie musiał budować tę Nową Edenie. Ci ludzie będą wiedzieli, czym jest ona naprawdę i gdzie się znajduje… Poza tym, ktoś będzie przecież musiał koordynować prace na Czwartej Omikrona…
– Rzecz jasna, grupa wtajemniczonych zamieszka poza Nową Edenia, to się rozumie samo przez się – pospieszył z wyjaśnieniem Socjolog. – Będzie to oczywiście jedną z Tajemnic Stanu, podobnie jak kilka innych szczegółów. To nieuniknione w podobnej sytuacji…
– Tak. To jest minimum naszych żądań, jeśli chodzi o modyfikację planów kolegi Astrofizyka. Żadnych ustępstw nie przewidują – powiedział twardo Szef Zabezpieczeń. – Nie może być mowy o dawaniu ludziom swobody rozłażenia się po planecie. Nie umieliby z niej korzystać i zapewne pozabijaliby się zaraz nawzajem! A poza tym, kto by się podjął zmusić ich do solidnej pracy? Wobec tak zdecydowanego stanowiska Szefa Zabezpieczeń, popieranego przez Głównego. Socjologa, Rada Sztucznej Planety Edenia przyjęła jednogłośnie projekt Głównego Astrofizyka wraz ze zgłoszonymi poprawkami.
– Zabawne, prawda? – powiedział Rinah cierpko, wyjmując kasetę z dyktafonu. – Żartobliwa prognoza dotycząca sztucznego świata, podobnego do Paradyzji. Dlaczego autora spotkały z jej powodu tak poważne… przykrości? On sam prawdopodobnie sądzi, że zaważyły tu sugestie na temat żałosnego stanu technicznego i gospodarczego, które mogły być poczytane za aluzję do paradyzyjskiej rzeczywistości… Końcową wizję autor potraktował zapewne, jako groteskowy żart. Tymczasem to właśnie w owym zakończeniu, w jego mniemaniu absurdalnym, Huxwell otarł się niebezpiecznie o prawdę, ukrytą i starannie strzeżoną przed ogółem mieszkańców Paradyzji.
– Więc Paradyzja… nie jest sztuczną planetą? – wyszeptała Zinia, jakby obawiając się wypowiedzieć tej myśli nawet tutaj, wobec głuchych ścian podwodnego bunkra.
– Paradyzja jest szeregiem kontenerów, sprowadzonych na powierzchnię Tartaru sto lat temu, zanim jeszcze obudzono hibernowanych osadników. Kontenery spoczywają jeden obok drugiego, stykając się bocznymi powierzchniami. Nie może być Siódmego Segmentu, zamykającego pierścień, bo nie ma pierścienia. A siła ciężkości wewnątrz segmentów jest po prostu grawitacją planety Tartar, a nie siłą odśrodkową pochodzącą z obrotu. Gdyby zegary w Paradyzji odmierzały równe minuty, oraz gdyby w paradyzyjskich szkołach nauczano prawdziwej, nie sfałszowanej mechaniki teoretycznej, każdy bystry uczeń potrafiłby zdemaskować mistyfikację. Musiałby jednak w tym celu mieć możliwość swobodnego poruszania się przynajmniej w ramach jednego segmentu oraz wykonywania prostych doświadczeń…
– Jak to się stało, że nikt dotychczas nie wykrył tego oszustwa? – westchnęła Zinia, bezsilnie opadając na krzesło.
– Sama dobrze wiesz, jak funkcjonuje wasz świat. Może wielu próbowało, może nawet niejeden wykazał to sam sobie… Ale tych którzy choćby słowem czy gestem próbowali przekazać te wiadomości innym, czekał nieuchronny cios ze strony Systemu Zabezpieczeń, broniącego nie mieszkańców Paradyzji, lecz tych, co zamknęli ludzi w jej wnętrzu. System chroni Tartaryjczyków przed gniewem i zemstą więźniów Paradyzji… Wasz Cortazar był naprawdę genialnym łotrem… Uwięził całe społeczeństwo, pozbawiając wiele pokoleń prawa do normalnego życia i normalnego świata znajdującego się tuż obok, za warstwami metalu, kłamstwa i strachu przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem…
– …a dzieci po dziś dzień śpiewają pieśni na jego cześć – powiedziała Zinia, patrząc nieobecnym wzrokiem w szary beton ściany. – Kto ośmieli się otworzyć tę puszkę Pandory?
– Na pewno nie zrobią tego ludzie, którzy stworzyli sobie na Tartarze swój mały, lecz wygodny świat, istniejący dzięki wysiłkowi milionów niewolników. A tylko ktoś z zewnątrz mógłby to uczynić.
– Nie potrafię być Pandorą – uśmiechnęła się smutno. – Nie otworzę jej…
– Zdaje się, że puszkę pełną plag i nieszczęść, podarowaną w posagu Pandorze, otworzył jej mąż, Epimeteusz… – powiedział Rinah. – Znajdź ochotnika do tej roli. Ale najpierw musiałabyś odnaleźć miejsce na Tartarze gdzie leżą kontenery. To nie może być daleko stąd.
– Cóż z tego, nawet gdybym je odnalazła. Nikt tutaj nie podejmie nigdy decyzji uwolnienia tych ludzi. Pandora i jej mąż pierwsi padli ofiarą swego nierozważnego czynu. Potem plagi spadły na pozostałych. Ileż nieuświadomionej jeszcze nienawiści drzemać musi w tych starych kontenerach… Może kiedyś ciśnienie tej nienawiści, obudzonej nagle, zniszczy metalowe ściany…