– Gdzie mógłbym dostać grzebień? – spytał Alviego, gdy szli wzdłuż głównego korytarza, mijając magazyny z odzieżą i innymi wyrobami codziennego użytku.
– Właściwie… – Alvi zawahał się. – No, jeśli już koniecznie musisz się czesać… Zresztą, w twoim przypadku, nie ma to chyba znaczenia. Chodź, poszukamy…
Grzebieni nie było w kilku kolejnych magazynach.
– Wobec tego chyba będę musiał ostrzyc się do gołej skóry – uśmiechnął się Rinah.
– O, nie, nie! Tego nie radzę ci robić, to byłoby… bardzo niepożądane! – Alvi zaoponował z dziwną gwałtownością, biorąc widać na serio żart Rinaha.
– Czy… długość włosów ma jakieś specjalne znaczenie?
– Hm… – Alvi przez chwilę milczał, jakby układając w myślach odpowiedź. – W każdym razie łysemu zawsze trudniej…
– Nie rozumiem.
Alvi zrobił nieokreślony ruch dłonią – jakby, chcąc coś wskazać, zrezygnował w połowie gestu.
– Nie ma o czym mówić. Jakiś grzebień musi się znaleźć.
To, co znaleźli w jednym z następnych kiosków, wywołało nieme zdumienie Rinaha. Grzebień, który otrzymał z automatycznego dozownika – choć fabrycznie opakowany w przejrzystą folię ze znakami znanej ziemskiej firmy i napisem "Made for Paradisia only" – przypominał raczej grabie. Rinah oglądał przez chwilę ten dziwny przyrząd, którego zęby rozmieszczone były w centymetrowych odległościach.
– Bardzo dobry! – zauważył Alvi z całą powagą. – Korzystamy tylko z dostaw renomowanych producentów.
Rinah powstrzymał się od wszelkich pytań. Zgodnie z radą Mac Leoda przestał się dziwić i próbował zrozumieć. Przyczesał włosy. Efekt był niewiele lepszy, niż gdyby zrobił to przy użyciu własnych pięciu palców. Na razie wyjaśniło się tylko, dlaczego wszyscy chodzą tu źle uczesani…
– Czy mógłbyś odpowiedzieć mi krótko, najkrócej jak potrafisz… – Rinah zawahał się, patrząc w twarz Ałviego, gdy zmęczeni wędrówką po zakamarkach piętra przysiedli w niewielkim pomieszczeniu klubowym u końca głównego korytarza. – Czym żyją mieszkańcy Paradyzji? Co motywuje ich działania? Potrzebny mi jest jakiś klucz do zrozumienia tego świata…
Alvi patrzył w obraz telewizyjny wyświetlany na jednej ze ścian. Powoli popijał lemoniadę i wyraźnie zwlekał z odpowiedzią.
– Chcąc o was pisać, muszę wczuć się w wasz sposób myślenia – ciągnął Rinah, sądząc, iż jego przewodnik mógł nie zrozumieć zadanych pytań. – My, na Ziemi, pracujemy nie tylko dla przyjemności, ale też nie wyłącznie z obowiązku i konieczności. Wielu z nas ma jakieś czysto materialne cele: lepsze warunki mieszkaniowe, bardziej wyszukane przedmioty codziennego użytku, lepsze jedzenie, wykwintniejsze ubranie… U was motywy te nie mają zastosowania. W warunkach ograniczonej przestrzeni każdy może mieć tylko tyle miejsca i tyle rzeczy, ile przypada z równego podziału. Nie można mieć niczego więcej, niż mają inni, a zatem…
– Mylisz się! – Alvi patrzył wciąż w obraz telewizyjny, pokazujący jakieś scenki baletowe. – Można mieć więcej, można także mieć mniej. To zależy od bieżącej oceny każdego z nas.
– Kto was ocenia i na podstawie jakich kryteriów? Władze?
– Tutaj nie ma władz… W każdym razie nie ma takiej władzy, jaką znacie wy, Ziemianie.
– Któż więc rządzi?
– Tutaj, w Paradyzji, rządzi Prawo. Wszelka władza, jakakolwiek by była, nawet bardzo mądra i sprawiedliwa, nie jest w stanie ustrzec się przed subiektywizmem. W naszych warunkach nie możemy pozwolić sobie na subiektywizm w rządzeniu. Prawo jest obiektywne i podporządkowuje wszystkich bez wyjątku potrzebom i interesom całego społeczeństwa. Nigdzie takie podporządkowanie nie jest do tego stopnia niezbędne, jak właśnie tutaj, w naszym sztucznym świecie.
– Nie wyobrażam sobie realizacji takich obiektywnych rządów…
– A jednak jest to realne i funkcjonuje tutaj od dziesięcioleci. Widzisz, według nas każdy sposób kierowania społeczeństwem jest realny i skuteczny, jeśli społeczeństwo rozumie i akceptuje taki właśnie system rządzenia, uznaje jego słuszność i konieczność… Pytałeś o motywacje naszych działań. Są one dwojakiego rodzaju, lecz nie mają nic wspólnego z powiększaniem stanu posiadania. Paradyzja jest jedynym naszym własnym miejscem we Wszechświecie, a Tartar – jedynym źródłem naszego utrzymania.
Pierwszym motywem naszych działań jest duma z dokonań wielu pokoleń Paradyzyjczyków: z pustych metalowych pudeł skonstruowaliśmy jedyny w swoim rodzaju świat, sztuczną planetę, jakiej nie ma w całym poznanym Kosmosie… Świadomość faktu, że jesteśmy obywatelami tak niezwykłego świata, każe nam poświęcać cały nasz wysiłek dla jego istnienia i ulepszania. Paradyzji grozi wiele niebezpieczeństw, a każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, iż jego indywidualne istnienie jest nierozerwalnie związane z istnieniem naszej planety. Stąd pełne zrozumienie i akceptacja wszelkich ograniczeń i nawet pewnych niedogodności codziennego życia. Wszystko tutaj podporządkowane jest bezpieczeństwu i ochronie naszego świata. Z tym wiąże się druga motywacja, kierująca czynami Paradyzyjczyka: świadomość, że od rzetelności pracy każdego obywatela zależy nasza potęga, którą przeciwstawić możemy siłom sięgającym po bogactwa Tartaru. To jest odpowiedź na twoje pytania: naszą motywacją jest świadomość wspólnoty całego społeczeństwa. Wszystko jest tu wspólne: żyjemy razem i tylko razem możemy ulec zagładzie, nikt jej nie ujdzie w krytycznej chwili…
– To nie jest motywacja, lecz obsesja! – żachnął się Rinah. – Jak można żyć w ciągłym poczuciu oblężenia, w nieustannym lęku, podporządkowując mu wszelkie działania…
– Ze wszystkim można się oswoić. – Alvi uśmiechnął się melancholijnie. – Zwłaszcza gdy stan taki trwa od pokoleń, gdy od dziecka ma się świadomość, że tylko metalowa ściana dzieli nas od kosmicznej próżni… Chciałeś, abym pomógł ci przyswoić nasz sposób myślenia… To trudne, bardzo trudne. To kwestia ukształtowania psychiki, wyobraźni… Któryś z naszych socjologów wyjaśniłby ci to może lepiej niż ja… Tak, to jest dobra myśl! Spróbuję umówić cię z socjologiem, znam kilku. Mogę nawet zaraz z kimś porozmawiać!
Alvi wstał z krzesła i podszedł do miejsca na ścianie, gdzie widniał szereg czujników dotykowych. Przebiegł po nich palcami. Dźwięki muzyki, towarzyszącej baletowym popisom, przycichły nagle, a w rogu ekranu, w kwadratowym wycinku na tle obrazu telewizyjnego pojawiła się twarz brodatego mężczyzny o długich, rozwichrzonych włosach.
– Witaj, Zeb! – powiedział Alvi w kierunku ekranu. – Czy miałbyś trochę czasu, by zająć się naszym gościem z Ziemi? Chodzi; a kilka fachowych wyjaśnień…
– Kiedy? – brodacz nie wyglądał na uradowanego propozycją.
– Może dziś?
– Wolałbym jutro, przed południem.
– Zgoda. Mamy dużo czasu – uśmiechnął się Alvi. – Skontaktujemy się z rana. Dziękuję, Zeb.
Twarz z rogu ekranu zniknęła, dźwięk telewizyjny wrócił do normalnego, umiarkowanego natężenia.
– Słyszałeś – powiedział Alvi, siadając znów obok Rinaha. – Pojedziemy do niego jutro.
– Pojedziemy?
– Tak, windą na dwunasty poziom. Będę musiał załatwić zezwolenia, ale z tym nie powinno być kłopotu…
– Zezwolenia? Na przejazd windą?
– Tak. Na zmianę poziomu. Migracje międzypoziomewe podlegają kontroli…
– Czy tutaj nie wolno poruszać się swobodnie nawet po wnętrzu segmentu?
– Wolno, jeśli zezwoli na to Centrala.
– Czy to też… ze względu na bezpieczeństwo?
– A żebyś wiedział! – Alvi wyraźnie zniecierpliwił się tym razem, wyczuwając w pytaniu Rinaha odcień drwiny. – Właśnie tak! Musisz to wreszcie zrozumieć! Nasze Prawo nie jest kupą bezsensownych zakazów. Każde dziecko wyjaśni ci, dlaczego nie można przemieszczać się wewnątrz Paradyzji wedle własnego widzimisię. Wszystko wynika z reguł bezpieczeństwa i porządku i nie musisz we wszystkim wietrzyć działań policyjno-kontrwywiadowczych. Każde dziecko…