Выбрать главу

Jak na komendę w eskadrze przestano z nim rozmawiać, a zaczęto na niego patrzeć. Szedł przez życie skrępowany, ze spuszczonymi oczami i płonącymi policzkami, stając się przedmiotem pogardy, zazdrości, podejrzeń, niechęci i złośliwych aluzji, gdziekolwiek się pokazał. Ludzie, którzy dotychczas prawie nie dostrzegali jego podobieństwa do Henry'ego Fondy, teraz dyskutowali o tym zawzięcie, a byli nawet tacy, którzy dawali złośliwie do zrozumienia, że właśnie przez wzgląd na podobieństwo do Henry'ego Fondy został mianowany dowódcą eskadry. Kapitan Black, który sam ostrzył sobie zęby na to stanowisko, utrzymywał, że major Major jest Henrym Fondą, ale jako śmierdzący tchórz boi się do tego przyznać.

Major Major kroczył półprzytomnie od klęski do klęski. Sierżant Towser, nie pytając go o zdanie, kazał przenieść jego rzeczy do obszernej przyczepy, którą dotychczas zajmował major Duluth, i kiedy major Major wpadł zdyszany do kancelarii, żeby zgłosić kradzież swoich rzeczy, siedzący tam miody kapral przestraszył go śmiertelnie, bo na jego widok zerwał się na równe nogi i ryknął: “Baczność!" Major Major wyprężył się na baczność wraz ze wszystkimi obecnymi, zastanawiając się, jaka to ważna osobistość weszła tuż za nim. Mijały minuty w pełnej napięcia ciszy i mogliby tak stać na baczność do sądnego dnia, gdyby nie major Danby, który po dwudziestu minutach przyjechał ze sztabu, żeby pogratulować majorowi Majorowi, i podał komendę spocznij.

Jeszcze gorzej poszło majorowi Majorowi w stołówce, gdzie Milo cały w uśmiechach powitał go i zaprowadził z dumą do małego stolika, który postawił na samym przedzie, ozdabiając haftowanym obrusem i bukiecikiem kwiatków w różowym kryształowym wazonie. Major Major cofnął się przerażony, ale nie zdobył się na odwagę, żeby zaprotestować na oczach wszystkich. Nawet Havermeyer uniósł znad talerza swoją głowę z ciężką obwisłą szczęką. Major Major pozwolił się pokornie prowadzić Milowi i wśród powszechnego potępienia kulił się przy swoim stoliku przez cały obiad. Jedzenie rosło mu w ustach, ale zjadł wszystko do czysta, bojąc się urazić ludzi, którzy posiłek przygotowali. Później, sam na sam z Milem, zbuntował się wreszcie i powiedział, że wolałby jadać razem z pozostałymi oficerami. Milo powiedział, że to się nie uda.

– Nie rozumiem, co się ma nie udać – zaprotestował major Major. – Dotychczas nie było żadnych problemów.

– Dotychczas nie był pan dowódcą eskadry.

– Major Duluth był dowódcą eskadry, a zawsze jadał przy wspólnym stole z oficerami.

– Z majorem Duluthem była zupełnie inna sprawa, panie majorze.

– Dlaczego?

– Wolałbym nie odpowiadać na to pytanie, panie majorze.

– Czy dlatego, że jestem podobny do Henry'ego Fondy?-zdobył się na odwagę major Major.

– Niektórzy mówią, że pan jest Henrym Fondą – odpowiedział Milo.

– Nie jestem Henrym Fondą! – zawołał major Major głosem łamiącym się z irytacji. – I nie jestem wcale do niego podobny. A gdyby nawet, to jakie to ma znaczenie?

– Żadnego. Właśnie staram się to panu wytłumaczyć, panie majorze. Po prostu z panem jest zupełnie inna sprawa niż z majorem Duluthem.

I rzeczywiście, bo kiedy przy następnym posiłku major Major odszedł od lady i chciał usiąść przy wspólnym stole, zamarł w pół kroku natknąwszy się na nieprzebyty mur wrogich twarzy i stał skamieniały z tacą w drżących dłoniach, dopóki Milo nie przypłynął mu milcząco na ratunek i nie zaprowadził do jego osobnego stolika. Od tego czasu major Major pogodził się z losem i jadał samotnie, zwrócony do wszystkich plecami. Był pewien, że go nie lubią myśląc, że odkąd został dowódcą eskadry, zadziera nosa i nie chce z nimi jadać. W obecności majora Majora w stołówce cichły rozmowy. Wiedział też, że pozostali oficerowie unikają jadania w tym samym czasie co on i że wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy w ogóle przestał przychodzić i zaczął jadać u siebie w przyczepie.

Major Major zaczął podpisywać oficjalne dokumenty nazwiskiem Washingtona Irvinga nazajutrz po wizycie pierwszego przedstawiciela Wydziału Śledczego, który wypytywał go o kogoś ze szpitala, kto to robi, i w ten sposób podsunął mu pomysł. Nudziło mu się i był niezadowolony ze swojej nowej funkcji. Został mianowany dowódcą eskadry, ale nie miał najmniejszego pojęcia, co należy do jego obowiązków, chyba że miał podpisywać urzędowe papiery nazwiskiem Washington Irving i słuchać brzęku podków rzucanych przez majora… de Coverley pod oknem jego małego pomieszczenia służbowego w namiocie kancelarii. Prześladowało go nieustannie widmo jakichś niezwykle ważnych obowiązków, które zaniedbał i które, jak oczekiwał, w końcu go kiedyś dopadną. Wychodził tylko w razie absolutnej konieczności, nie mogąc się oswoić z tym, że wszyscy na niego patrzą. Od czasu do czasu przerywał tę monotonię oficer lub szeregowiec przysłany przez sierżanta Towsera z jakąś sprawą, z którą major Major nie umiał sobie poradzić i odsyłał ją z powrotem do sierżanta Towsera, żeby ją jakoś sensownie załatwił. Cokolwiek należało do jego obowiązków jako dowódcy eskadry, załatwiało się widocznie samo, bez żadnego jego udziału. Stawał się coraz bardziej ponury i przygnębiony. Chwilami zastanawal się poważnie, czy nie pójść ze swoimi zmartwieniami do kapelana, ale kapelan wyglądał na człowieka tak przytłoczonego własnymi kłopotami, że major Major wzdragał się przed powiększeniem jego brzemienia. Poza tym nie był pewien, czy dowódcy eskadr też mają prawo korzystać z usług kapelanów.

Nie miał również nigdy pewności co do majora… de Coverley, który – jeśli nie zajmował się wynajmowaniem mieszkań i porywaniem włoskich kucharzy – nie miał nic pilniejszego do roboty, jak rzucać podkowami. Major Major często zwracał baczną uwagę na podkowy padające miękko na ziemię lub ześlizgujące się po krótkich żelaznych kołkach wbitych w ziemię. Godzinami obserwował majora… de Coverley i zastanawiał się, jak ktoś o tak godnym wyglądzie może nie mieć nic ważniejszego do roboty. Nieraz kusiło go, żeby przyłączyć się do majora… de Coverley, ale rzucanie podkowami przez cały dzień wydało mu się prawie tak samo nudne, jak sygnowanie urzędowych papierów podpisem major Major Major, a poza tym major… de Coverley miał zawsze tak groźną minę, że major Major bal się do niego podejść.

Major Major zastanawiał się nad swoim stosunkiem do majora… de Coverley i nad stosunkiem majora… de Coverley do niego. Wiedział, że major… de Coverley jest jego oficerem wykonawczym, ale nie wiedział, co to znaczy, i nie mógł się zdecydować, czy w osobie majora… de Coverley Bóg zesłał mu wyrozumiałego przełożonego, czy niedbałego podwładnego. Nie chciał pytać o to sierżanta Towsera, którego się w głębi duszy bał, a nikogo poza tym nie mógł spytać, w każdym razie nie majora… de Coverley. Niewielu odważyłoby się spytać o coś majora… de Coverley, a jedyny oficer, który był tak głupi, że dotknął jego podków, następnego dnia zapadł na jeden z gorszych przypadków gorączki pianosańskiej, jaką gus, Wes czy nawet doktor Daneeka znali z autopsji lub ze słyszenia. Wszyscy byli przekonani, że chorobę tę sprowadził na biednego oficera major… de Coverley, chociaż nikt nie wiedział, jak on to zrobił.

Większość dokumentów urzędowych trafiających na biurko majora Majora nie dotyczyła go w najmniejszym stopniu. Przeważnie nawiązywały do wcześniejszych rozkazów, których major Major nigdy nie widział na oczy. Na szczęście nie musiał ich szukać, gdyż nowe rozkazy niezmiennie odwoływały rozkazy wcześniejsze. Mógł więc w ciągu minuty parafować dwadzieścia różnych dokumentów, gdyż każdy z nich polecał mu nie zwracać najmniejszej uwagi na inne dokumenty. Z kancelarii generała Peckema przychodziły codziennie na wyspę opasłe biuletyny z budującymi kazaniami na takie tematy, jak “Czas to pieniądz" i “Czystość to zdrowie".