Выбрать главу

Pułkownik Cathcart powoli uświadamiał sobie, co się dzieje, a kiedy sobie wreszcie uświadomił, zatkało go. Twarz wydłużała mu się coraz bardziej, w miarę jak z zawiścią patrzył na zdradzieckie poczynania pułkownika Korna, i prawie bał się tego, co usłyszy, kiedy generał Dreedle zbliżył się do niego i szeptem, który słychać było w całym pokoju, spytał:

– Kto to jest ten facet?

Pułkownik Cathcart odpowiedział pełen jak najgorszych przeczuć i wtedy generał Dreedle zasłonił dłonią usta i szepnął mu na ucho coś, od czego twarz pułkownika Cathcarta rozjaśniła się ogromną radością. Pułkownik Korn widział to i zadrżał z niepohamowanego zachwytu. Czyżby generał Dreedle awansował go na pełnego pułkownika? Nie mógł dłużej trwać w niepewności. Jedną kunsztowną frazą zakończył odprawę i odwrócił się pełen nadziei, aby odebrać wylewne gratulacje od generała Dreedle… który właśnie opuszczał budynek nie oglądając się za siebie, w asyście swojej pielęgniarki i pułkownika Moodusa. Pułkownik Korn był zaskoczony i zawiedziony tym widokiem, ale tylko przez krótką chwilę. Odszukał wzrokiem pułkownika Cathcarta, który nadal stal wyprostowany, z zastygłym na twarzy uśmiechem, podbiegł do niego radośnie i zaczął go szarpać za ramię.

– Co on powiedział o mnie? – spytał rozgorączkowany, w ferworze dumnego i szczęśliwego oczekiwania. – Co powiedział generał Dreedle?

– Chciał wiedzieć, jak się nazywasz.

– Wiem. To wiem. Ale co o mnie powiedział?

– Że mu się rzygać chce, jak na ciebie patrzy.

22 Burmistrz Milo

W tym locie Yossarian stracił odwagę. Yossarian stracił odwagę w akcji na Awinion, ponieważ Snowden stracił wnętrzności, Snowden zaś stracił wnętrzności, ponieważ ich pilotem był tego dnia Huple, który miał zaledwie piętnaście lat, a drugi pilot, Dobbs, był jeszcze gorszy i namawiał Yossariana do udziału w spisku na życie pułkownika Cathcarta. Huple był dobrym pilotem, o czym Yossarian wiedział, ale było to jeszcze dziecko. Dobbs też nie miał do niego zaufania i gdy tylko zrzucili bomby, odebrał mu bez ostrzeżenia prowadzenie samolotu i w napadzie szału rzucił ich maszynę w zapierającą dech w piersiach, rozdzierającą uszy, nieopisanie przerażającą, śmiertelną pikę, która wyrwała z gniazdka przewody hełmofonu Yossariana i przygniotła go czubkiem głowy do dachu kabiny.

– O Boże! – wrzasnął Yossarian bezgłośnie, kiedy poczuł, że spadają. – O Boże! O Boże! O Boże! – krzyczał błagalnie przez wargi, które nie chciały się rozewrzeć, podczas gdy samolot nadal spadał, a on dyndał w stanie nieważkości pod sufitem, dopóki Huple'owi nie udało się uchwycić sterów z powrotem i wyprowadzić samolotu z lotu nurkowego w samym środku zwariowanego, urwistego, poszarpanego wąwozu rozrywających się pocisków, z którego przed chwilą się wyrwali i z którego znowu musieli uciekać. Prawie natychmiast rozległ się huk i w szybie kabiny ukazała się dziura wielkości sporej pięści. Policzki Yossariana paliły tysiącem drobnych ukłuć. Krwi nie widział.

– Co się stało? Co się stało? – zawołał i zadrżał gwałtownie, nie słysząc własnego głosu w słuchawkach. Przerażony głuchą ciszą w telefonie pokładowym, zastygł w pozycji na czworakach jak mysz w pułapce, nie mogąc się prawie ruszać ze strachu i nie śmiać odetchnąć, dopóki nie dostrzegł lśniącej wtyczki od swego hełmofonu dyndającej mu przed nosem i nie wetknął jej do gniazdka. – O Boże! – krzyczał nadal z nie mniejszym przerażeniem, gdyż wybuchy rozkwitały z hukiem ze wszystkich stron. – O Boże!

Kiedy podłączył się do telefonu pokładowego, usłyszał płacz Dobbsa.

– Ratujcie go, ratujcie go – łkał Dobbs. – Ratujcie go, ratujcie.

– Kogo ratować? Kogo ratować? – odezwał się Yossarian. – Kogo ratować?

– Bombardiera, bombardiera – krzyczał Dobbs. – Bombardier nie odpowiada. Ratujcie bombardiera.

– Tu bombardier – krzyknął w odpowiedzi Yossafiah. – Tu bombardier. Nic mi nie jest.

– Ratujcie go, ratujcie go – zagłuszył go Dobbs. – Ratujcie go.

– Kogo ratować? Kogo ratować?

– Radiostrzelca – błagał Dobbs. – Ratujcie radiostrzelca.

– Zimno mi – skamlał słabo przez telefon Snowden, zawodząc żałośnie w męce. – Ratunku, zimno mi.

Yossarian przeczołgał się tunelem, przeszedł nad komorą bombową i zszedł do tylnej części samolotu, gdzie leżał na podłodze ranny Snowden, zamarzając na śmierć w żółtej kałuży słońca obok nowego tylnego strzelca, który też leżał nieprzytomny na podłodze.

Dobbs był najgorszym pilotem na świecie, z czego zdawał sobie sprawę, był roztrzęsionym wrakiem stuprocentowego mężczyzny, który nieustannie starał się przekonać swoich przełożonych, że nie można mu powierzać sterów samolotu. Ale nikt z przełożonych nie chciał go słuchać i w dniu, w którym zwiększono liczbę obowiązkowych lotów do sześćdziesięciu, Dobbs zakradł się do namiotu Yossariana, korzystając z tego, że Orr wyszedł na poszukiwanie uszczelek, i wtajemniczył go w spisek, jaki uknuł, aby zamordować pułkownika Cathcarta. Potrzebował Yossariana do pomocy.

– Chcesz, żebyśmy go zamordowali z zimną krwią? – zaprotestował Yossarian.

– Tak jest – potwierdził Dobbs z optymistycznym uśmiechem, uradowany, że Yossarian tak szybko zrozumiał, o co chodzi. – Zastrzelimy go z Lugera, którego przywiozłem z Sycylii i nikt nie wie, że go mam.

– Chyba nie mógłbym tego zrobić – zdecydował Yossarian rozważając przez chwilę ten pomysł w milczeniu.

– Dlaczego? – zdumiał się Dobbs.

– Posłuchaj. Nic nie sprawiłoby mi większej radości, niż gdyby ten skurwysyn skręcił sobie kark albo zginął w katastrofie, albo gdyby go zastrzelił kto inny. Ale ja nie mógłbym chyba tego zrobić.

– On by cię zabił – przekonywał go Dobbs. – Przecież sam mówiłeś, że on nas zabija, trzymając nas tak długo na froncie.

– Mimo to nie mogę. Uważam, że on też ma prawo do życia.

– Tak, ale tylko pod warunkiem, że nie stara się pozbawić ciebie i mnie naszego prawa do życia. Co się z tobą dzieje? – nie mógł się nadziwić Dobbs. – Słyszałem kiedyś, jak kłóciłeś się o to samo z Clevingerem, i zobacz, co się z nim stało. W tej chmurze.

– Nie krzycz tak, dobrze? – uciszył go Yossarian.

– Ja nie krzyczę! – krzyknął Dobbs jeszcze głośniej, cały czerwony z rewolucyjnego zapału. Z oczu i z nosa mu kapało, a jego purpurowa, drżąca dolna warga pokryta była kropelkami pienistej rosy. – W grupie musiała być prawie setka ludzi po pięćdziesięciu pięciu akcjach bojowych, kiedy podniósł normę do sześćdziesięciu. I co najmniej setka takich jak ty, którym zaledwie kilka lotów brakowało do zakończenia kolejki. On pozabija nas wszystkich, jeśli go nie powstrzymamy. Musimy zabić go wcześniej.

Yossarian skinął głową niezobowiązująco, nie deklarując się ostatecznie.

– A jeżeli nas złapią? – spytał.

– Wszystko obmyśliłem. Ja…

– Przestań wrzeszczeć, na litość boską!

– Ja nie wrzeszczę. Wszystko…

– Przestaniesz wrzeszczeć?

– Wszystko obmyśliłem – szepnął Dobbs chwytając kurczowo pryczę Orra, żeby powstrzymać się od wymachiwania rękami – w czwartek rano, kiedy będzie wracał z tej swojej cholernej farmy w górach, podkradnę się laskiem do zakrętu szosy i zaczaję się w krzakach. Musi tam zwolnić, a ja mogę obserwować szosę w obu kierunkach, żeby się upewnić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Kiedy zobaczę, że nadjeżdża, zepchnę na drogę pień drzewa, żeby musiał się zatrzymać. Wtedy wyjdę z krzaków ze swoim Lugerem i zastrzelę go. Potem zakopię pistolet, wrócę lasem do eskadry i zajmę się swoimi sprawami, jakby nigdy nic. Co tu się może nie udać?