Выбрать главу

Yossarian z uwagą śledził każdy etap akcji.

– A co ja mam robić? – spytał zdziwiony.

– Bez ciebie nie mogę tego zrobić – wyjaśnił Dobbs. – Potrzebuję kogoś, kto mnie zachęci.

Yossarian spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– I to jest całe moje zadanie? Zachęcić cię?

– To wszystko, czego od ciebie potrzebuję – odparł Dobbs.

– Powiedz mi, że mam to zrobić, a pojutrze rozwalę mu łeb. – Głos mu nabrzmiewał emocją i wznosił się coraz wyżej. – Chciałbym też zastrzelić pułkownika Koma, skoro już przy tym jesteśmy, ale wolałbym oszczędzić majora Danby'ego, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. Potem chciałbym zamordować Appleby'ego i Havermeyera, a jak skończymy z nimi, chciałbym rąbnąć McWatta.

– McWatta? – zawołał Yossarian, niemal podskakując z przerażenia. – McWatt to mój przyjaciel. Co chcesz od McWatta?

– Nie wiem – wyznał Dobbs zakłopotany i zbity z tropu.

– Myślałem tylko, że jak mordujemy Appleby'ego i Havermeyera, to można by za jednym zamachem zamordować i McWatta. Naprawdę nie chcesz zamordować McWatta?

Yossarian zajął pryncypialne stanowisko.

– Posłuchaj, mogę się interesować twoim planem, pod warunkiem że nie będziesz wrzeszczał na całą wyspę i ograniczysz się do pułkownika Cathcarta. Ale jeżeli chcesz z tego zrobić ogólną rzeź, to na mnie nie licz.

– Dobrze, dobrze – starał się go udobruchać Dobbs. – Tylko pułkownik Cathcart. Czy mam go zabić? Powiedz mi, że tak. Yossarian potrząsnął głową.

– Nie mogę. Dobbs był uparty.

– Jestem gotów pójść na kompromis – błagał żarliwie. – Nie musisz mi mówić, żebym go zabił. Powiedz mi tylko, że to dobry pomysł, zgoda? Więc czy to dobry pomysł?

Yossarian potrząsnął głową.

– Byłby to wspaniały pomysł, gdybyś go zrealizował nic mi nie mówiąc. Teraz jest już za późno. Nie mogę ci nic powiedzieć. Daj mi trochę czasu. Może się jeszcze namyślę.

– Wtedy naprawdę będzie za późno,

Yossarian nadal potrząsał głową. Dobbs był zawiedziony. Siedział przez chwilę przygnębiony, potem zerwał się gwałtownie na równe nogi i, przewracając po drodze umywalkę Yossariana i potykając się o przewód paliwa do piecyka, który Orr ciągle jeszcze budował, wybiegł, aby podjąć kolejną rozpaczliwą próbę przekonania doktora Daneeki, że powinien go zwolnić. Doktor Daneeka skontrował atak krzyków i gestykulacji Dobbsa serią niecierpliwych kiwnięć głową i odesłał go do ambulatorium, aby opisał swoje objawy Gusowi i Wesowi, którzy pomalowali mu dziąsła na fioletowo, gdy tylko otworzył usta. Pomalowali mu też na fioletowo palce u nóg i zmusili do przełknięcia środka przeczyszczającego, gdy powtórnie otworzył usta, żeby zaprotestować, po czym wypchnęli go z namiotu.

Dobbs był w jeszcze gorszym stanie niż Joe Głodomór, który przynajmniej mógł brać udział w akcjach bojowych, kiedy nie dręczyły go nocne zmory. Dobbs znajdował się prawie w tak tragicznym stanie jak Orr, który ze swoim obłędnym, konwulsyjnym chichotem i zwichrowanymi wystającymi zębami był wesolutki niczym niewyrośnięty, wyszczerzony skowronek i został wysłany wraz z Milem i Yossarianem na urlop do Kairu po jajka, gdzie Milo kupił zamiast jajek bawełnę i skąd wystartowali o świcie do Stambułu samolotem wyładowanym aż po wieżyczki działek egzotycznymi pająkami i niedojrzałymi czerwonymi bananami. Orr był jednym z najmilszych i najsympatyczniejszych wariatów, jakich Yossarian kiedykolwiek spotkał. Miał prymitywną, pyzatą twarz, orzechowe oczy wychodzące z orbit jak dwie połówki brązowych szklanych kulek i grube, faliste, wielobarwne włosy tworzące na czubku głowy jakby napomadowany namiot. Prawie w każdym locie strącano go do morza albo odstrzeliwano mu silnik i zaczął szarpać Yossariana za ramię jak dzikus po tym, jak wystartowali do Neapolu, a wylądowali na Sycylii, gdzie spotkali przebiegłego dziesięcioletniego alfonsiaka z cygarem w zębach i dwiema dwunastoletnimi siostrami-prawiczkami, czekającego na nich przed hotelem, w którym był pokój tylko dla Mila. Yossarian odsunął się od Orra stanowczo, spoglądając z niejakim niepokojem i zdziwieniem na Etnę zamiast Wezuwiusza i zastanawiając się, dlaczego są na Sycylii, a nie w Neapolu, podczas gdy Orr chichocząc, jąkając się i płonąc z pożądania błagał go, żeby pójść z przebiegłym dziesięcioletnim alfonsiakiem do jego dwunastoletnich sióstr-prawiczek, które w rzeczywistości nie były ani siostrami, ani prawiczkami i miały tylko po dwadzieścia osiem lat.

– Idź z nim – polecił Milo Yossarianowi lakonicznie. – Pamiętaj o swoim zadaniu.

– Dobrze – podporządkował się Yossarian z westchnieniem, pamiętając o swoim zadaniu. – Ale może przynajmniej spróbuję najpierw znaleźć jakiś pokój, żeby móc się potem porządnie wyspać.

– Wyśpisz się porządnie z tymi dziewczynami – odpowiedział Milo nadal z miną spiskowca. – Pamiętaj o swoim zadaniu.

Ale nie wyspali się wcale, gdyż zostali wtłoczeni do jednego podwójnego łóżka z dwiema dwunastoletnimi dwudziestoośmioletnimi prostytutkami, które, jak się okazało, były tłuste i oślizgłe i budziły ich przez całą noc, żądając zmiany partnerów. Po jakimś czasie doznania

Yossariana były tak zamglone, że nie zwracał uwagi na beżowy turban, którego ta grubsza, pchająca się na niego, ani na chwilę nie zdejmowała aż do późnego rana, kiedy przebiegły dziesięcioletni alfonsiak z kubańskim cygarem zerwał go jej przy ludziach dla bestialskiego kaprysu, odsłaniając w blasku sycylisjkiego dnia jej okropną, niekształtną, nagą czaszkę. Mściwi sąsiedzi ogolili jej głowę do gołej skóry za to, że sypiała z Niemcami. Dziewczyna zapiszczała w kobiecej wściekłości i pobiegła kołysząc się komicznie za przebiegłym dziesięcioletnim alfonsiakiem, a jej straszliwa, blada, sponiewierana skóra na głowie marszczyła się śmiesznie wokół dziwacznej, ciemnej brodawki jej twarzy, jak coś wypłowiałego i nieprzyzwoitego. Yossarian nigdy w życiu nie oglądał czegoś tak nagiego. Alfonsiak okręcał turban jak trofeum wysoko na palcu i odskakiwał w ostatniej chwili, kiedy dziewczyna miała już-już turban pochwycić. Tak się z nią drocząc wodził ją za sobą wokół placyku zatłoczonego ludźmi, którzy zarykiwali się ze śmiechu i szyderczo wytykali palcami Yossariana, gdy wtem wielkimi krokami nadszedł Milo z zaciętą miną człowieka, któremu się śpieszy, wydął z dezaprobatą wargi na widok tego gorszącego pokazu frywolności i rozpusty, po czym. zażądał, żeby natychmiast lecieć na Maltę.

– Chce nam się spać – zaskomlił Orr.

– To wasza własna wina – zganił ich Milo z wyższością.

– Gdybyście spędzili tę noc w hotelu, a nie z tymi zdeprawowanymi dziewczynami, czulibyście się równie dobrze jak ja.

– Sam nam kazałeś pójść z nimi – odparł Yossarian z wyrzutem.

– A poza tym my nie mieliśmy hotelu. Pokój dostałeś tylko ty.

– To też nie moja wina – odparł Milo wyniośle. – Skąd mogłem wiedzieć, że akurat zjadą do miasta kupcy na zbiory ciecierzycy?

– Dobrze wiedziałeś – natarł na niego Yossarian. – To wyjaśnia, dlaczego jesteśmy na Sycylii zamiast w Neapolu. Na pewno masz już cały samolot wypchany tą cholerną ciecierzycą.

– Ćśśś! – ostrzegł go Milo surowo, rzucając znaczące spojrzenie w stronę Orra. – Pamiętaj o swoim zadaniu.