Выбрать главу

Kiedy przybyli na lotnisko, aby wystartować na Maltę, komora bombowa, cały tył samolotu i prawie cała część góma z wieżyczkami strzelców były zapełnione workami ciecierzycy.

Zadanie Yossariana podczas tej wyprawy polegało na pilnowaniu, żeby Orr nie podpatrzył, gdzie Milo kupuje jajka, mimo że Orr był członkiem syndykatu Mila i podobnie jak wszyscy członkowie miał udział w zyskach. Yossarian uważał, że jego zadanie jest głupie, gdyż wszyscy wiedzieli, że Milo kupuje jajka na Malcie po siedem centów sztuka i sprzedaje je do stołówek w swoim syndykacie po pięć centów sztuka.

– Nie mam jakoś do niego zaufania – ponuro zwierzał się Milo Yossarianowi w samolocie, kiwając głową do tylu w stronę Orra, który zwinął się w kłębek na workach ciecierzycy usiłując spać za wszelką cenę. – Wolałbym kupować jajka bez niego, żeby nie mógł podpatrywać moich sekretów handlowych. Czego jeszcze nie rozumiesz?

Yossarian siedział obok niego w fotelu drugiego pilota.

– Nie rozumiem, po co kupujesz jajka po siedem centów sztuka na Malcie i sprzedajesz je po pięć centów.

– Robię to dla zysku.

– A gdzie tu zysk? Tracisz po dwa centy na sztuce.

– Ale zarabiam po trzy i ćwierć centa na jajku sprzedając je na Malcie po cztery i ćwierć centa ludziom, od których kupuję je potem po siedem centów. Oczywiście to nie ja zarabiam. Zarabia syndykat. I wszyscy mają udział w zyskach.

Yossarianowi wydało się, że zaczyna rozumieć.

– I ludzie, którym sprzedajesz jajka po cztery i ćwierć centa za sztukę, zarabiają po dwa i trzy czwarte centa na sztuce odsprzedając ci je po siedem centów. Czy tak? Tylko dlaczego nie sprzedajesz jajek bezpośrednio sobie, eliminując pośredników?

– Bo to ja jestem tym pośrednikiem – wyjaśnił Milo. – Zarabiam po trzy i ćwierć centa na sztuce, kiedy je sobie sprzedaję, i dwa i trzy czwarte centa, kiedy je od siebie odkupię. To daje zysk sześciu centów na jajku. Kiedy je sprzedaję do stołówki po pięć centów, tracę tylko dwa centy i w ten sposób zarabiam kupując jajko po siedem centów i sprzedając je po pięć centów. Kiedy je kupuję na Sycylii prosto od kury, płacę po cencie za sztukę.

– Na Malcie – poprawił go Yossarian. – Kupujesz jajka na Malcie, nie na Sycylii. Milo parsknął dumnie.

– Nie kupuję jajek na Malcie – wyznał z wyrazem lekkiego, skrywanego rozbawienia i był to jedyny przykład odstępstwa od trzeźwej rzeczowości, jaki Yossarian kiedykolwiek u niego zaobserwował. – Kupuję je na Sycylii po cencie sztuka i przerzucam potajemnie na Maltę po cztery i pół centa, żeby podbić cenę do siedmiu centów za sztukę, kiedy kupcy przyjadą po nie na Maltę.

– Dlaczego ludzie przyjeżdżają po jajka na Maltę, gdzie są takie drogie?

– Bo zawsze tak robili.

– Dlaczego nie jeżdżą po jajka na Sycylię?

– Bo nigdy tego nie robili.

– Teraz naprawdę nie rozumiem. Dlaczego nie sprzedajesz w takim razie swoim stołówkom jajek po siedem centów, tylko po pięć centów?

– Bo wtedy nie byłbym im potrzebny. Każdy potrafi kupić jajka, które kosztują siedem centów, po siedem centów.

– Dlaczego więc stołówki nie pominą ciebie i nie kupią jajek bezpośrednio od ciebie na Malcie po cztery i ćwierć centa?

– Bo im nie sprzedam.

– Dlaczego?

– Bo wtedy miałbym mniejsze możliwości zarobku. A tak przynajmniej zarabiam trochę jako pośrednik.

– Więc jednak masz coś z tego dla siebie – zauważył Yossarian.

– Oczywiście, że tak. Ale wszystko to idzie na rzecz syndykatu. I każdy ma udział w zyskach. Nie rozumiesz? To jest zupełnie tak jak z tymi dorodnymi pomidorami, które sprzedaję pułkownikowi Cathcartowi.

– Kupujesz – poprawił go Yossarian. – Ty nie sprzedajesz dorodnych pomidorów pułkownikowi Cathcartowi i pułkownikowi Komowi, tylko je od nich kupujesz.

– Sprzedaję – poprawił Yossariana Milo. – Rozprowadzam pod przybranym nazwiskiem moje dorodne pomidory po targowiskach całej Pianosy, dzięki czemu pułkownik Cathcart i pułkownik Korn mogą je pod przybranymi nazwiskami kupić ode mnie po cztery centy i odsprzedać mi je następnego dnia dla syndykatu po pięć centów. W ten sposób oni zarabiają jednego centa, ja trzy i pół, i wszyscy zarabiają.

– Wszyscy z wyjątkiem syndykatu – żachnął się Yossarian. – Syndykat płaci po pięć centów za dorodne pomidory, które cię kosztują po pół centa. Gdzie tu jest zarobek dla syndykatu?

– Syndykat zarabia, kiedy ja zarabiam – wyjaśnił Milo – ponieważ wszyscy mają udział w zyskach. Poza tym syndykat zyskuje poparcie pułkownika Cathcarta i pułkownika Korna, dzięki czemu mogę organizować takie wyprawy jak dzisiejsza. Sam się przekonasz, jakie to może dawać zyski, kiedy za piętnaście minut wylądujemy w Palermo.

– Na Malcie – poprawił go Yossarian. – Lecimy teraz na Maltę, nie do Palermo.

– Nie, lecimy do Palermo – odparł Milo. – Jest tam pewien eksporter cykorii, z którym muszę się na chwilę zobaczyć w sprawie transportu nieco nadpleśnialych pieczarek do Berna.

– Milo, jak ty to robisz? – roześmiał się Yossarian ze zdumieniem i podziwem. – Zgłaszasz lot do jednej miejscowości, a lecisz do innej. Czy faceci z obsługi wież kontrolnych nigdy nie robią z tego powodu awantur?

– Wszyscy należą do syndykatu – powiedział Milo. – I wiedzą, że to, co jest dobre dla syndykatu, jest dobre dla kraju, bo to jest to, z czego Wujek Sam ma chlebek. Faceci z wieży kontrolnej też mają udział w zyskach i dlatego zawsze muszą robić dla syndykatu wszystko, co w ich mocy.

– Czy ja też mam udział?

– Wszyscy mają udział.

– Orr też ma udział?

– Wszyscy mają udział.

– A Joe Głodomór? Czy on też ma udział?

– Wszyscy mają udział.

– Niech mnie diabli – zdziwił się Yossarian, po raz pierwszy wstrząśnięty do głębi ideą udziału.

Milo odwrócił się do niego z figlarnym błyskiem w oku.

– Mam bezbłędny plan oszukania rządu federalnego na sześć tysięcy dolarów. Możemy bez żadnego ryzyka zarobić po trzy tysiące na głowę. Interesuje cię to?

– Nie.

Milo spojrzał na Yossariana ze szczerym wzruszeniem.

– To mi się właśnie w tobie podoba – zawołał. – Jesteś uczciwy! Jesteś jedynym znanym mi człowiekiem, któremu naprawdę można zaufać. Dlatego chciałbym, żebyś mi trochę więcej pomagał. Byłem bardzo rozczarowany, kiedy wczoraj w Katanii uciekłeś z tymi dwiema dziwkami.

Yossarian spojrzał na Mila z niedowierzaniem.

– Milo, przecież sam mi kazałeś pójść z nimi. Nie pamiętasz?

– To nie była moja wina – odparł Milo z godnością. – Musiałem się jakoś pozbyć Orra natychmiast po przybyciu do miasta. W Palermo będzie zupełnie inaczej. W Palermo chcę, żebyście poszli z dziewczynami bezpośrednio z lotniska.

– Z jakimi dziewczynami?

– Wysiałem radiodepeszę i umówiłem się z pewnym czteroletnim alfonsiakiem, żeby dostarczył tobie i Orrowi dwie ośmioletnie dziewice, pół-Hiszpanki. Będzie czekał w limuzynie na lotnisku. Wsiadajcie do niej, jak tylko wyjdziecie z samolotu.

– Nic z tego – oświadczył Yossarian potrząsając głową. – Pójdę spać i tyle.

Milo aż posiniał z oburzenia i jego długi, cienki nos zadrżał spazmatycznie pomiędzy czarnymi brwiami a niezrównoważonymi pomarańczowobrązowymi wąsami jak blady, wątły płomień świecy.

– Yossarian, pamiętaj o swoim zadaniu – przypomniał uroczyście.

– Mam gdzieś swoje zadanie – odpowiedział Yossarian obojętnie. – I syndykat też, mimo że mam w nim udział. Nie chcę żadnych ośmioletnich dziewic, nawet jeżeli są pół-Hiszpankami.

– Nie dziwię ci się. Ale te ośmioletnie dziewice tak naprawdę mają tylko po trzydzieści dwa lata. l nie są pół-Hiszpankami, tylko ćwierć-Estonkami.