Выбрать главу

– Nie chcę w ogóle żadnych dziewic.

– Prawdę mówiąc one nie są też dziewicami – przekonywał go Milo wytrwale. – Ta, którą wybrałem dla ciebie, była przez krótki czas żoną pewnego starszego nauczyciela, który sypiał z nią tylko w niedzielę, jest więc prawie nie używana.

Ale Orr też chciał spać i w rezultacie obaj towarzyszyli Milowi w drodze z lotniska do miasta, w którym stwierdzili, że znowu dla nich dwóch nie ma miejsc w hotelu i, co ważniejsze, że Milo jest burmistrzem Palermo.

Niezrozumiałe, podejrzane witanie Mila zaczęło się już na lotnisku, gdzie cywilni pracownicy rozpoznając go przerywali z szacunkiem pracę i odprowadzali go spojrzeniami pełnymi powściąganego entuzjazmu i uwielbienia. Wieść o przybyciu Mila musiała dotrzeć do miasta przed nimi, gdyż przedmieścia, przez które przejeżdżali swoją odkrytą półciężarówką, zapełnił tłum wiwatujących mieszkańców. Yossarian z Orrem, zdumieni i oniemiali, przyciskali się do Mila w poczuciu zagrożenia.

W samym mieście okrzyki powitania narastały, w miarę jak ciężarówka z coraz większym trudem torowała sobie drogę ku centrum. Zwolnione z lekcji dzieci w odświętnych ubrankach stały wzdłuż chodników powiewając chorągiewkami. Yossarian i Orr nie mogli z siebie wydobyć słowa. Ulice wypełniał radosny tłum, a nad głowami zwisały wielkie transparenty z portretami Mila. Milo pozował do tego portretu w wypłowiałej chłopskiej bluzie z wysokim okrągłym kołnierzem, a jego zatroskane ojcowskie oblicze promieniowało wyrozumiałością, mądrością, roztropnością i silą, gdy tak spoglądał wszechwiedząco na lud swymi nie skoordynowanymi oczami znad swoich niezdyscyplinowanych wąsów. Niedołężni inwalidzi posyłali mu całusy z okien. Sklepikarze w fartuchach wznosili ekstatyczne okrzyki stojąc w drzwiach swoich sklepików. Huczały tuby. Tu i ówdzie ktoś padał i ginął stratowany na śmierć. Zapłakane staruszki przepychały się gorączkowo do wolno jadącej ciężarówki, aby dotknąć Mila lub uścisnąć mu dłoń. Milo przyjmował hałaśliwe dowody uwielbienia z dobrotliwą łaskawością. Odwzajemniał się wszystkim kiwając wytwornie i całymi garściami hojnie rozsypywał wśród radosnych rzesz owinięte w sreberko cukierki. Szeregi dorodnych chłopców i dziewcząt podskakiwały trzymając się za ręce i skandując w zachwycie aż do ochrypnięcia: “Mi-lo! Mi-lo! Mi-lo!"

Teraz, gdy jego tajemnica wyszła na jaw, Milo pozbył się skrępowania w stosunku do Orra i Yossariana i nadął się bezgraniczną, nieśmiałą pychą, a policzki mu się zaróżowiły. Milo został wybrany burmistrzem Palermo, a także pobliskich Carini, Monreale, Bagherii, Termini Imerese, Cefali, Mistretty oraz Nikozji, ponieważ sprowadził na Sycylię whisky.

Yossarian był zdumiony.

– Czy tutejsi ludzie tak przepadają za whisky?

– Oni w ogóle nie piją whisky – wyjaśnił Milo. – Whisky jest bardzo droga, a ludzie tutaj są bardzo biedni.

– To po co sprowadzasz whisky na Sycylię, skoro nikt jej tutaj nie pije?

– Żeby podbić cenę. Sprowadzam ją tu z Malty, żeby mieć większy zysk, kiedy ją potem odsprzedaję sobie dla osób trzecich. Stworzyłem tu cały nowy przemysł. Sycylia jest teraz trzecim na świecie eksporterem szkockiej whisky i dlatego właśnie wybrano mnie burmistrzem.

– To może załatwisz nam pokój w hotelu, jak jesteś takim ważniakiem – mruknął Orr bez cienia szacunku, głosem bełkotliwym ze zmęczenia.

– Zaraz to zrobię – obiecał Milo ze skruchą. – Bardzo was przepraszam, że zapomniałem zarezerwować dla was pokoje. Chodźcie ze mną do mego biura, zaraz porozmawiam na ten temat z moim zastępcą.

Biuro Mila mieściło się w zakładzie fryzjerskim, a jego zastępcą był pulchny fryzjer, na którego służalczych wargach kordialne słowa powitania pieniły się równie obficie jak piana, którą rozrabiał w miseczce dla Mila.

– No więc, Yittorio – powiedział Milo rozpierając się wygodnie w fotelu – jak szły sprawy podczas mojej nieobecności tym razem?

– Bardzo źle, signor Milo, bardzo źle. Ale teraz, kiedy pan wrócił, ludzie są znowu szczęśliwi.

– Zastanawiałem się, skąd takie tłumy. Dlaczego w hotelach nie ma wolnego miejsca?

– To dlatego, że tyle ludzi przyjechało z innych miast, żeby pana zobaczyć, signor Milo. A także dlatego, że zjechali się kupcy na aukcję karczochów.

Dłoń Mila jak orzeł wzbiła się pionowo w górę zatrzymując pędzel Yittoria.

– Co to są karczochy? – spytał Milo.

– Karczochy, signor Milo? Karczochy to są bardzo smaczne warzywa, lubiane na całym świecie. Musi pan popróbować naszych karczochów, signor Milo. Uprawiamy najlepsze na świecie karczochy.

– Naprawdę? – powiedział Milo. – Po ile są karczochy w tym roku?

– Zapowiada się bardzo dobry rok na karczochy. Zbiory były bardzo słabe.

– Czy to prawda? – spytał Milo i już go nie było. Wyślizgnął się z fotela tak szybko, że pasiaste prześcieradło przez jakąś sekundę zachowało jeszcze jego kształt. Zanim Yossarian i Orr zdążyli dobiec do drzwi, Milo zniknął im z oczu.

– Następny – warknął zastępca Mila urzędowym tonem. – Kto z panów następny?

Yossarian i Orr opuścili zakład fryzjerski w ponurym nastroju. Porzuceni przez Mila, bezdomni, przeciskali się wśród rozbawionych tłumów w daremnym poszukiwaniu noclegu. Yossarian był wyczerpany. Głowa pękała mu z tępego, ogłupiającego bólu i denerwował go Orr, który znalazł gdzieś dwa dzikie jabłka i szedł trzymając je w ustach, dopóki Yossarian nie zobaczył tego i nie kazał mu ich wypluć. Wtedy Orr znalazł dwa kasztany i niepostrzeżenie wypchał sobie nimi policzki. Po chwili Yossarian dostrzegł to i znowu krzyknął na Orra, żeby wypluł te dzikie jabłka. Orr wyszczerzył zęby w uśmiechu i odpowiedział, że to nie są dzikie jabłka, tylko kasztany, i że ma je nie w ustach, tylko w dłoniach, ale ponieważ miał kasztany w ustach, więc Yossarian nie zrozumiał z tego ani słowa i kazał mu je mimo wszystko wypluć. W oczach Orra zamigotały błyski. Potarł mocno czoło pięścią, jak człowiek zamroczony alkoholem, i zachichotał obleśnie.

– Pamiętasz tamtą dziewczynę… – zaczął i znowu zaniósł się obleśnym chichotem. – Pamiętasz tamtą dziewczynę, która waliła mnie butem po głowie w tym mieszkaniu w Rzymie i oboje byliśmy nadzy?

– spytał z chytrą nadzieją. Odczekał, aż Yossarian ostrożnie kiwnął głową. – Jak pozwolisz mi włożyć kasztany z powrotem do ust, to ci opowiem, dlaczego mnie tak waliła. Zgoda?

Yossarian kiwnął głową i Orr opowiedział mu całą fantastyczną historię o tym, dlaczego naga dziewczyna z pokoju dziwki Nately'ego waliła go butem po głowie, ale Yossarian nie zrozumiał z tego ani słowa, ponieważ Orr znów miał w ustach kasztany. Yossarian roześmiał się gorzko z tej sztuczki, a ponieważ zapadł wieczór, więc w końcu zjedli podły obiad w brudnej restauracji, autostopem pojechali na lotnisko i położyli się spać na zimnej metalowej podłodze samolotu, gdzie wiercili się pojękując w udręce, dopóki w dwie godziny później nie wtargnęli do nich pierwsi kierowcy ciężarówek ze skrzynkami karczochów i nie wypędzili ich na zewnątrz na czas załadunku samolotu. Zaczął lać ulewny deszcz. Zanim ciężarówki odjechały, Yossarian i Orr przemokli do nitki, zwinęli się więc niczym dwa drżące rolmopsy pomiędzy ostrymi kantami skrzynek z karczochami, które Milo o świcie zawiózł do Neapolu i wymienił na cynamon, goździki, wanilię i pieprz, które jeszcze tego samego dnia przerzucił na Maltę, gdzie, jak się okazało, był zastępcą generalnego gubernatora. Na Malcie też nie było pokoju dla Yossariana i Orra. Milo był na Malcie panem majorem Milo Minderbinderem i miał w siedzibie generalnego gubernatora gigantyczny gabinet z olbrzymim mahoniowym biurkiem. Na wykładanej dębową boazerią ścianie, pomiędzy skrzyżowanymi flagami brytyjskimi, wisiała pełna wyrazu, przykuwająca uwagę fotografia sir majora Milo Minderbindera w mundurze Królewskich Strzelców Walijskich. Wąsy miał na zdjęciu wąskie, przycięte, podbródek rzeźbiony, oczy jak dwie włócznie. Milo otrzymał tytuł szlachecki, stopień majora Królewskich Strzelców Walijskich oraz nominację na zastępcę gubernatora generalnego Malty za to, że rozwinął tutaj handel jajkami. Obiecał łaskawie Yossarianowi i Orrowi, że pozwoli im spędzić noc na puszystym dywanie w swoim gabinecie, ale gdy tylko Milo wyszedł, zjawił się wartownik w mundurze polowym i wyprowadził ich z budynku, przystawiając im bagnet do pleców, pojechali więc ledwo żywi na lotnisko z gruboskórnym taksówkarzem, który ich oszukał, i poszli znowu spać do samolotu, wyładowanego tym razem jutowymi workami kakao i świeżo mielonej kawy, z których rozchodził się tak intensywny zapach, że obaj rzygali gwałtownie, oparci o podwozie, kiedy wczesnym rankiem szofer przywiózł Mila, który był w doskonałej formie i natychmiast wystartował do Oranu, gdzie również nie było w hotelu miejsc dla Yossariana i Orra i gdzie Milo był wiceszachem.