Выбрать главу

– Czy pan oszalał? – beształa go wyniośle, potrząsając mu gniewnie palcem przed nosem. – Czy wie pan, że naraża pan swoje życie?

– To moje życie – przypomniał jej Yossarian.

– Chce pan stracić nogę?

– To moja noga.

– To wcale nie jest pańska noga! – odparła siostra Cramer. – Ta noga jest własnością rządu Stanów Zjednoczonych. Tak samo jak każdy inny sprzęt, choćby nocnik. Armia zainwestowała masę pieniędzy, żeby zrobić z pana pilota, i nie ma pan prawa lekceważyć zaleceń lekarza.

Yossarian nie był pewien, czy życzy sobie, żeby w niego inwestowano. Siostra Cramer nadal zagradzała drogę, nie dając mu przejść. Bolała go głowa. Siostra Cramer wykrzykiwała jakieś pytania, których nie rozumiał. Wskazał więc kciukiem za siebie i powiedział:

– Spierdalaj!

Siostra Cramer trzasnęła go w twarz tak mocno, że omal nie zwaliła go z nóg. Yossarian cofnął pięść, żeby ją strzelić w szczękę, lecz właśnie w tym momencie ugięła się pod nim noga. Siostra Duckett podbiegła i zdążyła go podtrzymać.

– Co się tu dzieje? – zwróciła się do nich obojga surowo.

– Pacjent nie chce wracać do łóżka – zameldowała gorliwie siostra Cramer urażonym tonem. – Powiedział do mnie coś absolutnie okropnego. Nie mogę tego nawet powtórzyć!

– Ona nazwała mnie sprzętem – wymamrotał Yossarian. Siostra Duckett nie wykazała zrozumienia.

– Wróci pan do łóżka – spytała – czy mam pana zaprowadzić za ucho?

– Niech pani tylko spróbuje – postawił się Yossarian. Siostra Duckett wzięła go za ucho i zaprowadziła do łóżka.

27 Siostra Duckett

Siostra Sue Anna Duckett była wysoką, szczupłą, dojrzałą, prostą jak trzcina kobietą o wystającym, krągłym zadku, małych piersiach i kanciastych, ascetycznych, typowo nowoangielskich rysach, które równie dobrze można było uznać za bardzo piękne, jak i za bardzo brzydkie. Skórę miała bialoróżową, oczy małe, nos i podbródek wąskie i ostre. Była sprawna, szybka, dokładna i inteligentna. Nie bała się odpowiedzialności i nigdy nie traciła głowy w trudnych sytuacjach. Była dorosła i samodzielna i niczego od innych nie potrzebowała. Yossarian poczuł dla niej litość i postanowił coś dla niej zrobić.

Następnego dnia rano, kiedy pochylona poprawiała prześcieradło w nogach jego łóżka, włożył jej ukradkiem dłoń między kolana i gwałtownym ruchem przesunął do góry, aż do oporu. Siostra Duckett wrzasnęła i podskoczyła na milę, ale jeszcze i tak za nisko, bo nadal wierciła się, podskakiwała i podrygiwała na swoim boskim punkcie podparcia przez całych piętnaście sekund, zanim wreszcie udało jej się uwolnić i w panice, z drżącą, pobladłą twarzą wycofać na przejście. Cofnęła się za daleko i Dunbar, który obserwował wszystko od początku, podskoczył znienacka na łóżku i chwycił ją od tyłu za biust. Siostra Duckett wydała kolejny wrzask, wyrwała się i odsunęła od Dunbara na tyle, że Yossarian wychyliwszy się z łóżka zdołał ją znowu złapać za piczkę. Odskoczyła na drugą stronę przejścia jak piłeczka pingpongowa z nogami. Dunbar czekał czujnie, gotując się do skoku. Siostra Duckett przypomniała sobie o nim i w ostatniej chwili dała susa w bok. Dunbar chybił i przeleciawszy obok niej wyrżnął czaszką o podłogę z tępym, miażdżącym uderzeniem, od którego stracił przytomność.

Ocknął się na podłodze z rozbitym nosem i z dokuczliwym bólem głowy, jaki od dłuższego czasu symulował. W sali panował tumult i wrzawa. Siostra Duckett zalewała się łzami, a Yossarian pocieszał ją i przepraszał siedząc obok niej na skraju łóżka. Lekarz-pułkownik był wściekły i krzyczał do Yossariana, że nie dopuści, aby pacjenci pozwalali sobie na nieprzyzwoite gesty w stosunku do jego pielęgniarek.

– Co pan od niego chce? – odezwał się z podłogi żałościwym głosem Dunbar, krzywiąc się od rozsadzającego skronie bólu, jaki odczuwał przy mówieniu. – On nic nie zrobił.

– Mówię do was! – ryknął chudy, dystyngowany pułkownik najgłośniej, jak tylko potrafił. – Zostaniecie ukarani za to, co zrobiliście.

– Co pan od niego chce? – odezwał się Yossarian. – On przecież tylko upadł na głowę.

– Do was też mówię! – oświadczył pułkownik odwracając się z wściekłością do Yossariana. – Będziecie srodze żałować, że złapaliście siostrę Duckett za biust.

– Ja wcale nie łapałem siostry Duckett za biust – powiedział Yossarian.

– To ja złapałem ją za biust – powiedział Dunbar.

– Czyście obaj zwariowali? – krzyknął doktor piskliwie, blednąc i cofając się, zbity z tropu.

– To on zwariował, panie doktorze – zapewnił go Dunbar. – Co noc śni mu się, że trzyma w rękach żywą rybę.

Doktor stanął jak wryty z wyrazem wytwornego zdumienia i obrzydzenia na twarzy. Sala przycichła.

– Co mu się śni?

– Śni mu się, że trzyma w rękach żywą rybę.

– Jaką rybę? – spytał doktor surowo.

– Nie wiem – odpowiedział Yossarian. – Nie znam się na rybach.

– W której ręce ją trzymacie?

– To zależy – odpowiedział Yossarian.

– To zależy od ryby – dodał usłużnie Dunbar.

Pułkownik odwrócił się i spojrzał na niego podejrzliwie, mrużąc oczy.

– Tak? A skąd wy to wiecie?

– Ja też jestem w tym śnie – odpowiedział Dunbar bez cienia uśmiechu.

Pułkownik poczerwieniał, nie bardzo wiedząc, co począć. Zmierzył ich obu spojrzeniem, w którym była zimna, dozgonna niechęć.

– Wstańcie z podłogi i wracajcie do łóżka – rozkazał Dunbarowi przez zaciśnięte zęby. – I ani słowa więcej o tym śnie. Mam w szpitalu specjalnego człowieka do wysłuchiwania takich świństw.

– Jak pan myśli – wypytywał ostrożnie major Sanderson, łagodny, mocno zbudowany, uśmiechnięty psychiatra szpitalny, do którego pułkownik kazał skierować Yossariana – dlaczego pułkownik Ferredge uważa, za pański sen jest obrzydliwy?

– Myślę, że coś jest nie w porządku albo z moimi snami, albo z pułkownikiem Ferredge – odpowiedział Yossarian z szacunkiem.

– Bardzo dobrze pan to ujął – pochwalił major Sanderson, który nosił skrzypiące przydziałowe buty i miał kruczoczarne włosy stojące prawie pionowo do góry. – Sam nie wiem, dlaczego – wyznał

– pułkownik Ferredge przypomina mi mewę. Wie pan, on nie ma zaufania do psychiatrii.

– Nie lubi pan mew, prawda? – spytał Yossarian.

– Nie bardzo – przyznał major Sanderson z ostrym, nerwowym śmieszkiem i pociągnął się za obwisły drugi podbródek, jakby to była długa szpicbródka. – Uważam, że pański sen jest uroczy, i mam nadzieję, że będzie powtarzał się często i będziemy sobie mogli o nim nieraz porozmawiać. Zapali pan? – Uśmiechnął się, kiedy Yossarian odmówił. – Jak pan sądzi – spytał, tak jakby wiedział

– dlaczego myśl o przyjęciu ode mnie papierosa budzi w panu taką niechęć?

– Przed sekundą skończyłem papierosa. Jeszcze się kopci w pańskiej popielniczce.

– To bardzo pomysłowe wyjaśnienie – roześmiał się major Sanderson. – Myślę jednak, że wkrótce odkryjemy prawdziwą przyczynę. – Zawiązał sznurowadło u buta na niezgrabną podwójną kokardkę i wziąwszy z biurka żółty notatnik położył go sobie na kolanach. – Ta ryba z pańskiego snu. Pomówmy o niej. Czy to jest zawsze ta sama ryba?