Выбрать главу

We wszystkich sprawach wielkiej wagi generał P. P. Peckem był realistą, jak zawsze mawiał, kiedy przystępował do publicznej krytyki któregoś ze swoich bliskich współpracowników. Był przystojnym pięćdziesięciotrzyletnim mężczyzną o różowej cerze. Zachowywał się zawsze ze swobodą i nonszalancją i nosił mundury szyte na miarę. Miał srebrnoszare włosy, z lekka krótkowzroczne oczy i cienkie, obwisłe, zmysłowe wargi. Był wrażliwym, pełnym uroku, wykształconym człowiekiem, który dostrzegał wady i śmiesznostki u wszystkich oprócz siebie i wszystkich oprócz siebie uważał za absurdalnych. Generał Peckem przywiązywał ogromną wagę do drobnych spraw stylu i smaku. General Peckem nieustannie coś “podkreślał". Wydarzenia zawsze “zbliżały się wielkimi krokami". To nieprawda, że wysyłał pisma, w których domagał się rozszerzenia swoich prerogatyw na wszystkie działania bojowe; on wysyłał “memoriały". A styl w memoriałach pozostałych oficerów był zawsze “napuszony, koturnowy i zawiły". Pomyłki innych były niezmiennie “godne pożałowania". Przepisy były “surowe", a jego dane zawsze pochodziły “ze źródeł dobrze poinformowanych". Generał Peckem często bywał do różnych rzeczy “zmuszany przez okoliczności". Różne rzeczy “spadały na jego barki" i często też działał “z największą niechęcią". Nigdy nie zapominał, że czarny i biały to nie są kolory, i nigdy nie mówił “słownie", kiedy miał na myśli “ustnie". Potrafił cytować bez zająknienia Platona, Nietzschego, Montaigne'a, Teodora Roosevelta, markiza de Sade'a i Warrena G. Hardinga. Dziewicze audytorium w osobie pułkownika Scheisskopfa byto wodą na jego młyn, nową okazją do otwarcia na oścież olśniewającego erudycją skarbca kalamburów, dowcipów, kalumnii, homilii, anegdot, przysłów, epigramatów, sentencji, bon motów i innych ciętych powiedzionek. Promieniując wytwornością zaczai zapoznawać pułkownika Scheisskopfa z nowym otoczeniem.

– Moją jedyną wadą – rzucił z wypróbowanym humorem, czekając na efekt swoich stów – jest całkowity brak wad.

Pułkownik Scheisskopf nie roześmiał się, czym wprawił generała Peckema w osłupienie. Ciężkie brzemię zwątpienia zmiażdżyło jego zapał. Oto wystrzelił jednym ze swoich najbardziej niezawodnych paradoksów i był poważnie zaniepokojony, gdyż nawet najsłabszy błysk zrozumienia nie przemknął przez tę nieprzeniknioną twarz, która nagle zaczęła mu barwą i fakturą przypominać nie używaną gumkę do wycierania. Może pułkownik Scheisskopf jest zmęczony, dopuścił wielkodusznie generał Peckem; przyjechał z daleka i wszystko jest tu dla niego nowe. Stosunek generała Peckema do podwładnych, zarówno oficerów, jak i szeregowców, cechował duch tolerancji i pobłażliwości. Często mawiał, że jeżeli jego podkomendni wychodzą mu naprzeciw w pół drogi, to on wychodzi im naprzeciw jeszcze dalej, w wyniku czego, jak zawsze dodawał z przebiegłym śmieszkiem, spotkanie nie dochodzi do skutku. General Peckem uważał się za estetę i intelektualistę. Jeżeli ktoś się z nim nie zgadzał, generał Peckem wzywał go do obiektywizmu.

I teraz generał Peckem z największym obiektywizmem ośmielił spojrzeniem pułkownika Scheisskopfa i z łaskawą wielkodusznością podjął swoją indoktrynację.

– Przybył pan do nas w odpowiednim momencie, Scheisskopf. Ofensywa letnia utknęła w miejscu z powodu niekompetencji dowódców, jakimi obdarzamy naszych żołnierzy, i dlatego odczuwam palącą potrzebę twardego, doświadczonego, kompetentnego oficera, kogoś takiego jak pan, kto pomoże mi pisać memoriały, które, jak na to bardzo liczymy, uświadomią wszystkim, jacy jesteśmy dobrzy i jak poważne spełniamy zadania. Mam nadzieję, że włada pan piórem należycie?

– Nie mam pojęcia o pisaniu – odparł pułkownik Scheisskopf ponuro.

– Niech się pan tym nie przejmuje – kontynuował generał Peckem niedbale strzepnąwszy dłonią. – Niech pan po prostu przekazuje komuś pracę, jaką panu przydzielę, i zda się na los szczęścia. Nazywamy to przekazywaniem odpowiedzialności. Gdzieś tam w dole, na najniższych szczeblach tej sprawnej organizacji, jaką kieruję, znajdują się ludzie, którzy wykonują pracę, kiedy do nich dociera, i wszystko jakoś działa gładko bez większego wysiłku z mojej strony. Pewnie dlatego, że jestem dobrym organizatorem. To, co robimy w naszej rozbudowanej sekcji, nie ma i tak większego znaczenia, pracujemy więc bez pośpiechu. Z drugiej strony jest bardzo ważne, żeby ludzie wiedzieli, że pracujemy dużo i wydajnie. Proszę mi dać znać, jak tylko pan stwierdzi, że brakuje panu ludzi do pracy. Na początek złożyłem zapotrzebowanie na dwóch majorów, czterech kapitanów i szesnastu poruczników do pomocy panu. Chociaż praca, jaką wykonujemy, nie jest zbyt ważna, ważne jest, żebyśmy wykonywali jej jak najwięcej. Zgadza się pan ze mną?

– A co z defiladami? – wtrącił pułkownik Scheisskopf.

– Z jakimi defiladami? – spytał generał Peckem czując, że jego subtelności nie trafiają do celu.

– Czy będę mógł prowadzić defilady w niedzielne popołudnia? – spytał pułkownik Scheisskopf opryskliwie.

– Nie. Oczywiście, że nie. Skąd panu to przyszło do głowy?

– Powiedziano mi, że będę mógł.

– Kto panu powiedział?

– Oficerowie, którzy mnie wysyłali do Europy. Powiedzieli mi, że będę mógł urządzać defilady, kiedy tylko zechcę.

– Okłamali pana.

– To nieuczciwe, panie generale.

– Bardzo mi przykro, Scheisskopf. Chętnie zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby był pan zadowolony, ale defilady nie wchodzą w grę. Naszych ludzi nie starczy na defiladę, a w pododdziałach bojowych wybuchnie bunt, jeżeli każą im defilować. Obawiam się, że będzie pan musiał poczekać, dopóki nie przejmiemy kontroli nad całością. Potem będzie pan mógł robić z ludźmi, co się panu spodoba.

– A co z moją żoną? – spytał pułkownik Scheisskopf krzywiąc się podejrzliwie. – Chyba będę mógł ją sprowadzić?

– Żonę? A po co, u licha, miałby pan sprowadzać żonę?

– Mąż i żona powinni być razem.

– To również nie wchodzi w grę.

– Ale powiedziano mi, że będę mógł ją sprowadzić.

– Znowu pana okłamano.

– Oni nie mają prawa tak kłamać! – zaprotestował pułkownik Scheisskopf ze łzami oburzenia w oczach.

– Właśnie że mają – uciął generał Peckem z zimną, wyrachowaną surowością, postanawiając od razu na wstępie wypróbować odwagę nowego pułkownika pod ogniem. – Niech pan nie będzie takim osłem, Scheisskopf. Ludzie mają prawo robić wszystko, co nie jest prawnie zabronione, a nie ma żadnego przepisu, który by zabraniał pana okłamywać. I proszę mi na przyszłość nie zawracać głowy podobnymi sentymentalnymi bzdurami. Słyszy pan?

– Tak jest, panie generale – mruknął pułkownik Scheisskopf.

Pułkownik Scheisskopf zwiądł żałośnie i generał Peckem błogosławił los, że zesłał mu słabeusza za podwładnego. Człowiek z charakterem byłby na tym stanowisku nie do pomyślenia. Odniósłszy zwycięstwo generał się udobruchał. Poniżanie podwładnych nie sprawiało mu przyjemności.

– Gdyby pańska żona należała do Kobiecego Korpusu Pomocniczego, może mógłbym uzyskać dla niej przeniesienie. Ale to wszystko, co mogę zrobić.