Выбрать главу

– Musiał być jakiś powód – nalegał Yossarian uderzając pięścią w otwartą dłoń. – Nie mogli ot tak sobie włamać się tutaj i wszystkich wypędzić.

– Żadnego powodu – kwiliła staruszka. – Żadnego powodu.

– Jakim prawem?

– Paragraf dwudziesty drugi.

– Co? – Yossarian zdrętwiał z przerażenia i poczuł ciarki w całym ciele. – Co pani powiedziała?

– Paragraf dwudziesty drugi – powtórzyła stara potrząsając głową. – Paragraf dwudziesty drugi mówi, że mogą zrobić wszystko, czego nie możemy im zabronić.

– Co pani, u diabła, wygaduje? – wrzasnął na nią Yossarian zaskoczony i wściekły. – Skąd pani wie, że to paragraf dwudziesty drugi? Kto pani, do cholery, powiedział, że to paragraf dwudziesty drugi?

– Żołnierze z pałkami i w białych hełmach. Dziewczęta płakały i pytały: “Czy zrobiłyśmy coś złego?" Oni powiedzieli, że nie, i pałkami odepchnęli je od drzwi. “To dlaczego nas wyrzucacie?" – pytały dziewczęta. “Paragraf dwudziesty drugp- odpowiedzieli. “Jakie macie prawo?" – mówiły dziewczęta. “Paragraf dwudziesty drugi". Powtarzali w kółko: “Paragraf dwudziesty drugi i paragraf dwudziesty drugi". Co to znaczy: “Paragraf dwudziesty drugi"? Co to jest ten paragraf dwudziesty drugi?

– Więc go wam nie pokazali? – spytał Yossarian tupiąc nogą w przystępie złości i frustracji. – Nie kazaliście go sobie przeczytać?

– Nie ma obowiązku pokazywania paragrafu dwudziestego drugiego – odpowiedziała stara. – Tak mówi prawo.

– Jakie prawo?

– Paragraf dwudziesty drugi.

– Niech to diabli! – zawołał Yossarian z goryczą. – Założę się, że takiego paragrafu w ogóle nie ma. – Rozejrzał się ponuro po pokoju. – Gdzie jest stary?

– Nie ma go – odpowiedziała posępnie.

– A gdzie jest?

– Nie żyje – odpowiedziała stara trzęsąc żałobnie głową i wskazała na swoją skroń. – Coś mu tam pękło. Trup na miejscu.

– Ale to niemożliwe! – zawołał Yossarian, gotów kłócić się zawzięcie, choć oczywiście wiedział, że to prawda, wiedział, że to logiczne i musi być prawdą: staruch znowu poszedł za większością.

Yossarian odwrócił się i z ponurą twarzą obszedł całe mieszkanie, zaglądając z beznadziejną ciekawością do kolejnych pomieszczeń. Ludzie z pałkami potłukli wszystko, co było ze szklą. Zerwane zasłony i pościel zrzucono na podłogę. Krzesła, stoły i szafki leżały poprzewracane. Połamali wszystko, co tylko się dało. Zniszczenie było totalne. Najdziksi wandale nie potrafiliby tego zrobić lepiej. Wszystkie szyby zostały wybite i ciemności wlewały się do wszystkich pokojów atramentowymi obłokami przez zdemolowane okna. Yossarian wyobrażał sobie ciężkie, miażdżące kroki wielkich żandarmów w białych hełmach. Wyobrażał sobie entuzjazm i złośliwą uciechę, z jaką czynili swoje dzieło zniszczenia, oraz ich świętoszkowate, bezlitosne poczucie słuszności i oddania sprawie. Wszystkie biedne młode dziewczyny odeszły. Odeszli wszyscy z wyjątkiem zapłakanej, okutanej w szarobure swetry i czarny szal starej kobiety, która niedługo także odejdzie.

– Odeszli – zaczęła zawodzić, kiedy Yossarian wrócił, nie dając mu dojść do słowa. – Kto się mną teraz zajmie?

Yossarian zignorował pytanie.

– A co z dziewczyną Nately'ego? – spyta}. – Czy są od niej jakieś wiadomości?

– Odeszła.

– Wiem, że odeszła, ale może są od niej jakieś wiadomości? Czy ktoś wie, gdzie ona teraz jest?

– Odeszła.

– A jej młodsza siostra? Co się z nią stało?

– Odeszła – powiedziała stara nie zmieniając tonu.

– Czy pani rozumie, co ja mówię? – spytał Yossarian ostro, wpatrując się jej w oczy, aby sprawdzić, czy jest przytomna. – Co się stało z tą małą dziewczynką? – podniósł głos.

– Odeszła, odeszła – odpowiedziała stara opryskliwie, zirytowana jego uporem, a jej zawodzenie stało się głośniejsze. – Wyrzucili ją razem z innymi, wypędzili na ulicę. Nie pozwolili jej nawet zabrać płaszcza.

– Dokąd poszła?

– Nie wiem. Nie wiem.

– Kto się nią teraz zajmie?

– A kto się mną teraz zajmie?

– Ona przecież nikogo tu nie zna, prawda?

– Kto się mną teraz zajmie?

Yossarian położył starej na kolanach pieniądze – aż dziwne, ile krzywd starano się naprawiać dając pieniądze – i wyszedł z mieszkania, przez całe schody przeklinając wściekle paragraf 22, chociaż wiedział, że nic takiego nie istnieje. Paragraf 22 nie istniał, był o tym przekonany, ale jakie to miało znaczenie? Liczyło się to, iż wszyscy myśleli, że on istnieje, i to było znacznie gorsze, gdyż nie miało się przedmiotu ani tekstu, który można by wyśmiać, odrzucić, oskarżyć, skrytykować, zaatakować, poprawić, znienawidzić, obrzucić wyzwiskami, opluć, podrzeć na strzępy, stratować lub spalić.

Na dworze było zimno i ciemno; lepka, pozbawiona smaku mgła wisiała w powietrzu ściekając kroplami po dużych, szorstkich kamiennych blokach domów i piedestałach posągów. Yossarian pośpiesznie wrócił do Mila i odwołał wszystko, co mówił. Powiedział, że przeprasza, i wiedząc, że kłamie, obiecał latać tyle razy, ile mu każe pułkownik Cathcart, jeżeli tylko Milo użyje swoich wpływów w Rzymie i pomoże mu odnaleźć młodszą siostrę dziwki Nately'ego.

– Ona ma tylko dwanaście lat i jest dziewicą – tłumaczył Milowi gorączkowo. – Chcę ją odnaleźć, zanim będzie za późno.

Milo zareagował na jego żądanie wyrozumiałym uśmiechem.

– Mam taką dwunastoletnią dziewicę, jakiej szukasz – oświadczył tryumfalnie. – Ma naprawdę niecałe trzydzieści cztery lata, ale była wychowywana przez bardzo surowych rodziców na ubogiej w białko diecie i zaczęła sypiać z mężczyznami dopiero w wieku…

– Milo, ja mówię o małej dziewczynce! – przerwał mu Yossarian z rozpaczliwą niecierpliwością. – Nie rozumiesz tego? Ja nie chcę z nią spać. Chcę jej pomóc. Masz przecież córki. To jeszcze dziecko i jest sama jak palec w mieście, gdzie nie ma nikogo, kto by się nią zaopiekował. Nie chcę, żeby ją skrzywdzono. Czy rozumiesz, co ja mówię?

Milo rozumiał i był głęboko wzruszony.

– Yossarian, jestem z ciebie dumny – zawołał z niekłamanym uczuciem. – Naprawdę. Nie wiesz nawet, jak się cieszę, że istnieje dla ciebie nie tylko seks, że masz zasady. Rzeczywiście mam córki i doskonale cię rozumiem. Nie martw się. Znajdziemy tę dziewczynkę. Chodź ze mną i odszukamy ją, choćbyśmy mieli przewrócić całe miasto do góry nogami. Jedziemy.

Yossarian popędził autem sztabowym Mila z literami “M i M" do komendy policji, gdzie zobaczyli się z czarniawym, niechlujnym komisarzem z wąskim, czarnym wąsikiem i w rozchełstanym mundurze, który igrał z tęgą kobietą z podwójnym podbródkiem i brodawkami, kiedy weszli do jego gabinetu, i który powitał Mila z wyrazem miłego zaskoczenia, kłaniając się i trzaskając obcasami z obrzydliwą służalczością, jakby Milo był jakimś wytwornym markizem.

– Ach, marchese Milo – oświadczył z wylewną radością, wypychając za drzwi niezadowoloną grubą kobietę, nawet na nią nie patrząc. – Dlaczego nie uprzedził mnie pan o swoim przyjeździe? Urządziłbym dla pana wielkie przyjęcie. Proszę wejść, proszę, marchese. Ostatnio prawie pan do nas nie zagląda.

Milo wiedział, że nie ma ani chwili do stracenia.

– Jak się masz, Luigi – powiedział kiwnąwszy głową tak szybko, że mógł się wydać prawie niegrzeczny. – Luigi, potrzebuję twojej pomocy. Mój przyjaciel szuka dziewczynki.

– Dziewczynki, marchese? – odezwał się Luigi drapiąc się po twarzy w zamyśleniu. -W Rzymie jest dużo dziewczynek. Amerykański oficer nie powinien mieć z tym kłopotów.

– Nie, Luigi, nie zrozumiałeś. On musi natychmiast znaleźć dwunastoletnią dziewicę.

– A, teraz rozumiem – zauważył inteligentnie Luigi – z tym może być nieco trudniej. Ale jeżeli pójdzie na dworzec autobusowy, gdzie przyjeżdżają dziewczyny ze wsi w poszukiwaniu pracy…

– Nadal nie rozumiesz, Luigi – przerwa! Milo z tak jawnym zniecierpliwieniem, że komisarz poczerwieniał, wyprężył się na baczność i w popłochu zaczął zapinać mundur. – Ta dziewczynka jest przyjaciółką, starą przyjaciółką rodziny, i chcemy jej pomóc. To jeszcze dziecko. Jest sama jak palec gdzieś tu w mieście i musimy ją odnaleźć, zanim ktoś zrobi jej krzywdę. Rozumiesz teraz? Luigi, to jest dla mnie bardzo ważne. Mam córkę w tym samym wieku co ta dziewczynka i najważniejszą sprawą na świecie jest teraz dla mnie uratowanie tego biednego dziecka, zanim będzie za późno. Pomożesz nam?