Spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
– Powiedziała, że myślała, że to mężczyźni są dla niej zagrożeniem. Co to znaczy?
– Pomyśl o tym, jak wielką czułaś samotność przez te ledwie kilka lat… i powiększ to do stulecia.
Otworzyłam szeroko oczy.
– Uważasz, że ją pociągam? – Pokręciłam głową, zanim mógł cokolwiek powiedzieć. – Pociąga ją pierwszy sidhe, którego dotknęła od stu lat.
– Myślę, że nie doceniasz siebie. Inna sprawa, że nigdy nie słyszałem, by Conchenn pociągały kobiety, więc możliwe, że masz rację.
Westchnęłam.
– Nie mogę jej obwiniać. – I wtedy przyszła mi do głowy kolejna myśl. – Nie sądzisz, że ona zaprosiła nas tutaj, żeby zapytać mnie, czy podzielę się z nią jednym z was?
Ciemne brwi Doyle’a uniosły się ponad oprawki okularów.
– Nie pomyślałem o tym. – Zastanowił się nad tym, co powiedziałam. – Przypuszczam, że to jest możliwe. – Zmarszczył brwi. – Ale poproszenie o coś takiego byłoby szczytem niegrzeczności. Nie jesteśmy jedynie twoimi kochankami, ale też potencjalnymi mężami. To co innego.
– Jak sam powiedziałeś, jest sama od stulecia. Przez sto lat każdy by zapomniał o zasadach dobrego wychowania.
Za nami coś się poruszyło; odwróciliśmy się i ujrzeliśmy Rhysa.
– Co wy tu robicie?
– O co ci chodzi? – spytałam.
Wskazał mnie i Doyle’a. Na mojej skórze nadal był nikły blask, jak wspomnienie światła księżyca.
Pozwoliłam, by Doyle pomógł mi wstać; miałam kłopoty z utrzymaniem równowagi. Nigdy jeszcze nie byłam tak roztrzęsiona po dotyku sidhe.
W końcu udało mi się wydobyć z siebie głos.
– Maeve Reed zrzuciła osłonę.
Rhys otworzył szerzej oko.
– Poczułem coś na dworze. Czy chcesz powiedzieć, że wszystko, co zrobiła, to zrzuciła osłonę?
Skinęłam głową.
Gwizdnął po cichu.
– O bogini!
– W tym cały szkopuł – powiedział Doyle.
Rhys spojrzał na niego.
– O czym ty mówisz?
– Wszystkim nam kiedyś oddawano cześć, ale dla większości z nas to zamierzchła przeszłość. Dla Conchenn to mniej niż trzysta lat. Kiedy poproszono nas o odejście z Europy, wciąż jeszcze była przedmiotem kultu.
– Twierdzisz, że ma więcej energii, ponieważ jeszcze do niedawna oddawano jej cześć? – spytał Rhys.
– Może nie energii – powiedział Doyle – ale…
– Ikry – zasugerowałam.
– Nie znam tego wyrażenia – stwierdził.
– No, wiesz… więcej… siły… – Zamachałam bezradnie rękami. – Rhys na pewno wie, o czym mówię.
Wszedł do salonu.
– Tak, wiem o czym mówisz. Ona ma więcej mocy.
Doyle w końcu skinął głową.
– O, właśnie.
Podszedł do nas Mróz. Doyle spojrzał na niego zza ciemnych okularów.
– Chciałbym jeszcze coś dodać, kapitanie – zaczął niepewnie.
Zmierzyli się spojrzeniami.
– O co ci chodzi? – spytałam Doyle’a. – Jeśli Mróz ma coś do dodania, pozwól mu mówić.
Mróz nadal patrzył na Doyle’a, jakby czekał. W końcu Doyle skinął głową. Mróz ukłonił się.
– Oglądałem filmy w telewizorze Meredith. Widziałem, jak ludzie reagują na gwiazdy filmu. Ich uwielbienie jest rodzajem kultu.
Spojrzeliśmy na niego.
– Jeśli ktoś mógłby udowodnić, że jest czczona… – wyszeptał Rhys.
Doyle dokończył za niego tę myśl.
– Wówczas wszyscy zostalibyśmy wygnani z tego kraju. Jedyna rzecz, której nam zabroniono, to pozwalać, by oddawano nam boską cześć.
Pokręciłam głową.
– Ona nie uczyniła z siebie obiektu kultu. Ona tylko usiłowała zarobić na życie.
Przez kilka chwil zastanawiali się nad moimi słowami. W końcu Doyle skinął głową.
– Księżniczka ma rację, to nie jest zabronione.
– Nie sądzę, żeby Maeve Reed usiłowała obejść prawo – powiedziałam.
Pokręcił głową.
– Wcale tak nie twierdzę, ale bez względu na jej zamiary, przez ostatnie czterdzieści lat czerpała zyski z tego, że ludzie ją czcili. Gwiazda filmowa, która jest człowiekiem, nie potrafi wykorzystywać tej mocy, ale Maeve jest sidhe i dobrze wie, jak tego dokonać.
– Co powiesz w takim razie o europejskich modelkach i aktorkach, które mają w sobie krew sidhe? – spytałam. – Czy nawet o rodzinach królewskich w Europie? Swego czasu sidhe musieli się wżenić we wszystkie królewskie domy Europy dla scementowania ostatniego wielkiego sojuszu. Czy oni wszyscy czerpią siłę ze swych wielbicieli?
– Nie mnie o tym sądzić – powiedział Doyle.
– Spróbuję zgadnąć – zaofiarował się Rhys.
Doyle popatrzył na niego gniewnie.
– Nie płacą nam za zgadywanie.
Rhys uśmiechnął się za sztuczną brodą.
– Zrobię to gratis. Możesz więc pomyśleć o tym jako o dodatkowej korzyści płynącej z wynajęcia mnie.
Doyle opuścił okulary, tak że Rhys mógł zobaczyć jego oczy.
– Fiu, fiu… – powiedział. Potem, śmiejąc się, dodał: – Założę się, że każdy, kto ma odpowiednio dużą domieszkę krwi sidhe, może czerpać moc z tego całego ludzkiego uwielbienia. Być może nie każdy jest tego świadomy, ale jak inaczej wyjaśnić fakt, że te rodziny królewskie, w których żyłach płynie dużo krwi sidhe, mają się dobrze, podczas gdy te, które przyjęły w swe szeregi sidhe tylko raz, traktując je jak zło konieczne, już dawno wymarły?
Do salonu powrócił Julian.
– Pani Reed prosi, żeby to spotkanie kontynuować przy basenie, jeśli to nikomu nie przeszkadza.
– Nie widzę problemu, żeby przenieść się na dwór w tak piękny dzień – powiedziałam.
– Ani ja – dodał Doyle.
Inni też się zgodzili – wszyscy, z wyjątkiem Kitta. Nadal tulił się do sofy. Wreszcie musiałam do niego podejść i wziąć go za rękę.
– Tam będzie bardzo przestronnie i jasno, prawda? – wyszeptał.
Kitto spędził stulecia w ciemnych, ciasnych tunelach kopca goblinów. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego w starych opowieściach gobliny walczą pod gołym niebem. Jeśli wszystkie były tak wrażliwe jak Kitto, prawdopodobnie nie były w stanie zbyt długo wytrzymać na otwartej przestrzeni. A może to tylko Kitto taki był? Nie powinnam uogólniać, znając bliżej tylko jednego goblina.
Wzięłam go za rękę i poprowadziłam jak dziecko.
– Możesz zostać przy mnie. Jeśli będziesz miał dosyć, Mróz zabierze cię z powrotem do vana.
– Jakiś problem? – spytał Julian.
– Ma agorafobię.
– To niedobrze – zafrasował się. – Basen jest bardzo duży i leży na otwartej przestrzeni.
– Jeśli chce pozostać w LA, będzie się musiał przyzwyczaić – powiedziałam.
Julian skinął głową.
– Jak chcesz, w końcu to twój pracownik.
Właściwie Kitto nie był moim pracownikiem. Nie pracował dla agencji. Po prostu nie pasował do takiej pracy. Nie byłam pewna, do jakiej pasował, ale z pewnością nie do pracy ochroniarza ani detektywa. Nie wyprowadziłam jednak Juliana z błędu.
– Jesteś pewna? – spytał.
Chwyciłam mocniej dłoń Kitta.
– Jestem.
– A więc proszę za mną, księżniczko, panowie. – Ruszył korytarzem, którym uciekła Maeve, a my podążyliśmy za nim. Doyle nalegał, by to on szedł pierwszy, a Mróz ostatni. Ja szłam pośrodku z Rhysem po jednej i Kittem po drugiej stronie. Rhys wziął mnie za drugą rękę i próbował nakłonić, byśmy przebiegli przez korytarz w podskokach, śpiewając:
– Idziemy do czarnoksiężnika, czarnoksiężnika z Oz.
Rozdział 12
Julian prowadził nas z jednego pomieszczenia do drugiego, aż w końcu zatrzymaliśmy się nad basenem. Był błękitny i odbijał światło jak lustro. Maeve siedziała w cieniu dużego parasola. Była ciasno owinięta białym, jedwabnym płaszczem kąpielowym. Błysnęła złoto-białym bikini, po czym poprawiła płaszcz tak, że było widać tylko jej wypielęgnowane stopy. Paliła papierosa za papierosem. Julian miał za zadanie zapalać jej papierosy złotą zapalniczką z małej tacy, na której leżała papierośnica. Chociaż na jego barkach spoczywało też o wiele cięższe zadanie: uspokoić ją.