Znów ukryła się za osłoną. Nadal była piękna, ale znowu wyglądała jak Maeve Reed – gwiazda filmowa, mimo że w bardzo zestresowanym wydaniu. Niepokój wprost z niej promieniował.
Inni ochroniarze, w tym Frank i Max, stali dookoła basenu i patrzyli na nas groźnie. Niektóre spojrzenia zdawały się skierowane na nas, ale nie braliśmy tego osobiście, a przynajmniej ja nie. Cokolwiek czuli moi ludzie, zachowywali to dla siebie.
Maeve nalegała, żebyśmy usiedli w pełnym słońcu. Nie byłam pewna dlaczego, ale mogłam się domyślić. Powiada się, że członkowie Dworu Unseelie nie znoszą światła słonecznego. Niektórzy z nas faktycznie za nim nie przepadają, ale akurat żadna z osób z mojego towarzystwa nie miała z tym problemu. Oczy Kitta były wrażliwe na światło, ale mógł je znieść w ciemnych okularach.
Przeszedł ją dreszcz i owinęła jeszcze szczelniej swoje piękne ciało płaszczem. W czasie gdy zajmowaliśmy miejsca, przerzuciła się z papierosów na szkocką.
Julian usiadł na krzesełku obok leżaka. Uparła się, by był blisko niej. Reszta ochroniarzy Kane’a i Hearta stała za nią niczym damy dworu; umięśnione, uzbrojone po zęby damy dworu.
Maeve uparła się, bym również wyciągnęła się na leżaku. Moja spódniczka była trochę za krótka, ale jakoś sobie poradziłam. Musiałam tylko uważać, by nie pokazać bielizny. Gdyby byli tam tylko inni sidhe, nie zawracałabym sobie tym głowy, ale kiedy wokół jest więcej ludzi niż sidhe, trzeba się postarać, by nie łamać ludzkich norm zachowania. Poza tym kiedyś odkryłam, że jeśli pozwoli się obcym mężczyznom patrzeć na swoją bieliznę, mogą to opatrznie zrozumieć. Na sidhe aż tak bardzo to nie działa.
Doyle i Mróz stanęli za moimi plecami jak na dobrych ochroniarzy przystało. Rhys poszedł w towarzystwie Marie, asystentki Maeve, do budynku, by zdjąć swoje przebranie. Maeve była zdziwiona tym, że użył przebrania zamiast osłony, by umknąć uwadze prasy. Albo jej urok był lepszy od naszego, albo reporterzy po prostu nie zauważali w niej nikogo poza Maeve Reed, gwiazdą filmową.
Kitto usiadł przy mnie na krześle, chociaż robił wszystko, co było w jego mocy, by przycupnąć na oparciu mojego leżaka. Julian starał się utrzymać dystans między sobą a Maeve; Kitto chciał stale dotykać jakiejś części mojego ciała.
Z budynku przy basenie wyszła starsza, mniej więcej sześćdziesięcioletnia, kobieta w stroju pokojówki. Zaproponowała nam drinki, ale odmówiliśmy. Maeve dalej popijała szkocką. Na początku miała w szklance lód, ale kiedy stopniał, nie dorzuciła nowych kostek. Mimo że zdążyła przy nas osuszyć piątą szklaneczkę, w jej zachowaniu nie było widać żadnej zmiany. Sidhe mają mocniejsze głowy niż ludzie, jednak piąta szkocka to piąta szkocka. Miałam nadzieję, że wypije na tyle dużo, by uspokoić nerwy, i na tym poprzestanie. Tak się jednak nie stało.
– Proszę rum z colą – powiedziała do służącej. – A ty, Meredith, na co masz ochotę?
– Dziękuję, ale na nic – odparłam.
– Wiem, że twoi i moi ludzie są w pracy, więc nie powinni pić. Ale ty i ja możemy sobie pozwolić na odrobinę czegoś mocniejszego.
– Dziękuję, nie.
Delikatna zmarszczka pojawiła się między jej doskonałymi brwiami.
– Naprawdę nie cierpię pić sama.
– Nie przepadam ani za szkocką, ani za rumem.
– Mamy dużą piwnicę z winami. Jestem pewna, że udałoby się w niej znaleźć coś, co odpowiada twojemu gustowi. – Uśmiechnęła się, nie tym olśniewającym uśmiechem, którym nas przywitała, ale szczerze. Był to dobry znak, pokręciłam jednak głową.
– Przykro mi, Maeve, ale naprawdę nie piję o tak wczesnej porze.
– Wczesnej? – powtórzyła, marszcząc doskonale wyskubane brwi. – Kochanie, w LA nigdy nie jest za wcześnie na picie.
Uśmiechnęłam się, po czym nieznacznie wzruszyłam ramionami.
– Dziękuję, ale naprawdę nie chcę.
Po raz kolejny zmarszczyła brwi i skinęła na służącą, która odeszła w kierunku budynku.
– Naprawdę nie cierpię pić sama – powtórzyła.
– Jestem pewna, że jest tu gdzieś twój mąż.
– Poznasz Gordona potem, gdy już skończymy omawianie naszych spraw.
– A co to za sprawy? – spytałam.
– Wolałabym o tym nie mówić przy świadkach.
Pokręciłam głową.
– Już raz to przerabialiśmy – z człowiekiem, którego przysłałaś do naszego biura. Tam gdzie ja, tam moi strażnicy. – Spojrzałam wymownie na jej ochroniarzy. – Jestem pewna, że to rozumiesz.
Skinęła głową.
– Oczywiście, że rozumiem, ale czy mogliby usiąść trochę dalej, żebyśmy mogły sobie w spokoju uciąć… babską pogawędkę?
Zdziwiłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Spojrzałam na Doyle’a i Mroza.
– Co wy na to, chłopcy?
– Myślę, że moglibyśmy usiąść przy tamtym stole w cieniu, kiedy ty i pani Reed będziecie sobie ucinać tę waszą… babską pogawędkę. – W głosie Doyle’a słychać było niedowierzanie.
Ukryłam uśmiech, odwracając głowę do Kitta. Nie wyglądało na to, by chciał się skryć w cieniu parasola. Nawet nie pytałam.
– Doyle i Mróz usiądą przy stole, ale Kitto musi zostać przy mnie.
Maeve pokręciła głową.
– Wykluczone.
Wzruszyłam ramionami.
– Nie licz na nic więcej.
Przekrzywiła głowę na bok.
– Jesteś bardzo obcesowa jak na księżniczkę sidhe.
Zwalczyłam pragnienie, by odwrócić się do Doyle’a.
– Mogłabym powiedzieć, że dorastałam poza dworem, między ludźmi.
– Mogłabyś, ale nie sądzę, żebym ci uwierzyła. – Jej głos był bardzo cichy, prawie gniewny. – Nikt, kto wychowywał się wśród ludzi, nie mógłby mieć takiej mocy. – Wstrząsnął nią dreszcz, owinęła się mocniej płaszczem. Było osiemdziesiąt stopni Fahrenheita, a słońce było ciepłe i przyjemne. Jeśli czuła zimno, nie był to ten rodzaj chłodu, który można odegnać za pomocą płaszcza.
Ukłoniłam się nieznacznie.
– Dziękuję.
Potrząsnęła głową.
– Nie dziękuj mi. Ja ci nie podziękuję za to, co mi zrobiłaś.
Chciałam jej powiedzieć, że to był wypadek, ale się rozmyśliłam. Maeve ewidentnie użyła magii, by mnie przekonać, że mówi prawdę. Dla szlachetnie urodzonej sidhe była to śmiertelna zniewaga. Okazywała w ten sposób, że uważa mnie za kogoś gorszego.
Patrzyła na mnie z ciekawością. Zdałam sobie sprawę, że za długo milczę. Zdołałam się uśmiechnąć.
– Twoje odejście z dworu jest zagadką dla wszystkich sidhe.
– Ja nie odeszłam, Meredith, ja zostałam wygnana.
W końcu usłyszałam to, co chciałam usłyszeć.
– Na dworze Seelie straszy się twoim losem młode sidhe. Mówi się: „Jeśli nie zadowolisz króla, skończysz jak Conchenn”.
– Wierzą w to, że wygnano mnie za to, że nie zadowoliłam króla?
– Tak twierdzi król, kiedy się go przyciśnie.
Roześmiała się szyderczo.
– Czy nikomu nie przyszło do głowy spytać, dlaczego w takim razie poniosłam tak srogą karę?
Skinęłam głową.
– Niektórzy kwestionowali surowość tej kary. Na dworze miałaś wielu przyjaciół.
– Miałam sojuszników. Tak naprawdę nikt tam nie ma przyjaciół.
Musiałam się z nią zgodzić.
– Niech będzie, miałaś tam wielu sojuszników. Jak już wspominałam, kwestionowali oni surowość tej kary.