Выбрать главу

– Królowa.

– Wysyła ich, gdy chce ukarać kogoś za popełnioną przez niego zbrodnię. Na przykład za zamordowanie krewnego.

– Rzadko sięga się po tę broń – zauważyła.

– Ale jeśli Taranis chciałby zabić następczynię królowej, nie sądzisz, że przypomniałby sobie o tym?

– Nawet Andais nie odważyłaby się wysłać sluagh za królem.

– Nawet król nie ośmieliłby się zabić następczyni Andais.

– Myślę, że się mylisz, Meredith, w tym wypadku by się odważył.

– Ale za tę zbrodnię Andais mogłaby napuścić na niego sluagh. Nawet Król Światła i Iluzji musiałby przed nimi uciekać.

Wzięła drinka z tacy, którą służąca nadal trzymała w zasięgu ręki. Wypiła duży łyk, po czym powiedziała:

– Nie sądzę, żeby król się nad tym zastanawiał. Ja… nie byłabym powodem do wojny pomiędzy dworami. – Wypiła następny łyk. – Chciałam przez te lata, żeby arogancja Taranisa została ukarana, ale nie przez Sholta i jego ludzi. Nie życzyłabym tego nikomu, nawet jemu.

Ponieważ sama byłam kiedyś ścigana przez sluagh, wiedziałam, że nie ma z nimi żartów. Ale wcale nie byli najgorsi. Mogli najwyżej zabić – w najgorszym razie zjeść żywcem. Bez tortur, powolnej śmierci. Naprawdę można skończyć gorzej niż w ich szponach.

Wiedziałam również coś, czego Maeve nie mogła wiedzieć. Król sluagh Sholto, Pan Tego Co Pomiędzy, nie był zbyt lojalny wobec Andais – ani wobec nikogo innego, jeśli chodzi o ścisłość. Ostatnimi czasy sprawy wyślizgnęły się Andais z rąk i znaczenie Sholta i jego ludzi wymiernie wzrosło. Mieli być ostateczną groźbą. Z rozmów z Doyle’em i Mrozem wiedziałam, że stali się nadużywaną bronią. Nie do tego mieli służyć i to, że Andais korzystała z ich pomocy tak często, świadczyło o jej słabości.

Maeve jednak o tym nie wiedziała. Nikt na Dworze Seelie o tym nie wiedział. No, chyba że mieli szpiegów; a pewnie mieli.

– Naprawdę sądzisz, że król dowie się, że rozmawiałyśmy ze sobą? – spytałam.

– Nie jestem pewna, ale nie zapominaj, że on jest bogiem, a w każdym razie kiedyś nim był. Boję się, że to odkryje.

– Dobrze, w takim razie chcę wiedzieć, dlaczego zostałaś wygnana. Ale ty również chcesz czegoś ode mnie. W końcu bez powodu nie ryzykowałabyś życia. Co to jest, Maeve? Co może być dla ciebie aż tak ważne?

Pochyliła się do przodu, tak że poczułam masło kakaowe, którym pachniała jej skóra, i ostry zapach rumu w jej oddechu.

– Chcę mieć dziecko – wyszeptała mi do ucha.

Rozdział 13

Przez dłuższą chwilę pozostałam pochylona, ponieważ nie chciałam, by zobaczyła mój wyraz twarzy. Dziecko? Chce mieć dziecko? Dlaczego mi o tym mówi? Myślałam o wielu rzeczach, których Maeve Reed mogłaby chcieć; na tej liście nie było dziecka.

Wreszcie spojrzałam na nią.

– Czego ty ode mnie chcesz, Maeve? – spytałam.

Opadła z powrotem na leżak.

– Właśnie ci powiedziałam, czego od ciebie chcę, Meredith.

Wbiłam w nią wzrok, marszcząc brwi.

– Słyszałam, co powiedziałaś, ale nie rozumiem… – Przerwałam, po czym spróbowałam ponownie. – Nie rozumiem, jak akurat ja mogłabym ci pomóc. – Silniej zaakcentowałam słowo „ja”, ponieważ pomyślałam, że jednak mam kogoś, kogo ona może chcieć. Mam mężczyzn.

Spojrzała na nich, na wszystkich, nawet na swoich ochroniarzy.

– Teraz rozumiesz, dlaczego zależało mi na tym, żeby ta rozmowa toczyła się bez świadków, prawda?

Westchnęłam. Chciałam być rozsądna. Chciałam być ostrożna. Rozumiałam jednak, dlaczego pragnie prywatności. Są sprawy, które każą zapomnieć o rozsądku i ostrożności. To była właśnie jedna z takich spraw. Nie mogłam już dłużej udawać ignorancji.

– Zgoda – powiedziałam.

Maeve przekrzywiła głowę.

– Ale na co?

– Na odrobinę prywatności.

Poczułam, że Mróz i Doyle poruszyli się. Choć tak naprawdę napięli tylko mięśnie, jakby gotowali się do skoku.

– Księżniczko… – zaczął Doyle.

– W porządku. Możecie dalej siedzieć pod parasolem, podczas gdy my będziemy kontynuować naszą babską pogawędkę.

Maeve zmarszczyła brwi, wydymając różowe, uszminkowane usta. Najwyraźniej dochodziła już do siebie. Albo, być może, spędziła tak wiele czasu jako Maeve Reed, bogini seksu, że nie umiała już inaczej się zachowywać.

– Miałam nadzieję na trochę więcej prywatności.

Uśmiechnęłam się do niej.

– Dopiero co usiłowałaś wpłynąć na mnie za pomocą magii. Byłoby głupotą z mojej strony ufać ci całkowicie.

Zacisnęła usta.

– Udowodniłaś, że możesz pokonać mnie w magii, Meredith. Nie jestem tak głupia, żeby próbować szczęścia po raz drugi.

Byłam pewna, że wcale jej nie pokonałam. Co więcej, to jej magia rozbudziła moje naturalne zdolności. To nie było z mojej strony świadome, nie byłam w stu procentach pewna, czy potrafiłabym to powtórzyć, gdybym spróbowała. Ale Maeve była przekonana, że mogę to zrobić, gdy tylko zechcę, a ja nie miałam zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Pozwoliłam jej wierzyć, że jestem potężna, a zarazem jestem paranoiczką, ponieważ nie chcę zniknąć całkowicie z oczu moim ludziom. Potężni paranoicy – oto krótka charakterystyka członków rodu królewskiego.

– Moi strażnicy mogą siedzieć w cieniu podczas naszej rozmowy. Jest to tyle prywatności, ile jestem skłonna ci dać, nawet jeśli faktycznie chodzi o typowo babską pogawędkę.

– Nie ufasz mi – stwierdziła.

– A powinnam?

Uśmiechnęła się.

– Nie powinnaś. Oczywiście, że nie powinnaś. – Pokręciła głową i wypiła łyk rumu, po czym spojrzała na mnie znad krawędzi szklaneczki. – Nie chciałaś się napić. Boisz się trucizny albo zaklęcia.

Przytaknęłam.

Roześmiała się. Niejednokrotnie słyszałam ten śmiech z ekranu.

– Daję ci uroczyste słowo honoru, że nie skrzywdzę cię umyślnie.

W tym ostatnim słowie tkwił haczyk. Oznaczało to, że z jej winy nie dojdzie do niczego złego, ale wcale nie wykluczało, że jednak do czegoś nie dojdzie. Uśmiechnęłam się. Takie gierki słowne były charakterystyczne dla sidhe z dworu królewskiego.

– Chcę, żebyś mi dała słowo honoru, że żadna rzecz, żadna osoba, żadne zwierzę, żadna istota nie skrzywdzi mnie, kiedy tu będę.

Skrzywiła się.

– No, Meredith. Taka uroczysta przysięga? Mogę dać ci słowo, że będę bronić twojego bezpieczeństwa z całych swoich sił.

Pokręciłam głową.

– Musisz mi przyrzec, że żadna rzecz, żadna osoba, żadne zwierzę, żadna istota mnie nie skrzywdzi.

– Kiedy tu będziesz – dodała.

Skinęłam głową.

– Kiedy tu będę.

– Gdybyś opuściła tę ostatnią część przyrzeczenia, byłabym odpowiedzialna za twoje bezpieczeństwo zawsze i wszędzie. – Wzdrygnęła się. – Także na Dworze Unseelie, a nie jest to miejsce, w którym miałabym ochotę się o ciebie troszczyć.

– Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć.

Zmarszczyła brwi.

– Wcale się nie tłumaczę, Meredith. Po prostu nie mogłabym strzec twojego bezpieczeństwa w tych mrocznych korytarzach.

Wzruszyłam ramionami.

– W królestwie mroku światło i śmiech goszczą równie często, jak ciemność i smutek w królestwie światła.

– Nie uwierzę, że Dwór Unseelie jest tak radosny jak Dwór Seelie.

Spojrzałam przez ramię na Doyle’a i Mroza, po czym przeniosłam wzrok z powrotem na Maeve.

– No, nie wiem, Maeve, w królestwie mroku też można zaznać przyjemności.

– Słyszałam o rozpuście panującej na dworze królowej Andais.

To mnie rozśmieszyło.

– Chyba żyjesz zbyt długo między ludźmi, skoro wymawiasz słowo „rozpusta” z takim obrzydzeniem. Przyjemności ciała są błogosławieństwem, a nie przekleństwem.