– O czym najlepiej powinni wiedzieć twój strażnik i moja asystentka. – Spojrzała za mnie, uśmiechając się. W naszym kierunku szli Rhys i Marie. Białe loki Rhysa znowu opadały swobodnie do pasa. Nie miał już brody, za to na swoje miejsce wróciła opaska na oko. Uśmiechał się, najwyraźniej zadowolony z siebie.
Marie podążała za nim. Jej włosy były w nieładzie, a biała koszula wyciągnięta ze spodnium. Dziewczyna nie wyglądała jednak na zadowoloną.
Jeśli prawdą było to, co sugerowała Maeve, Marie powinna się uśmiechać. Rhys miał swoje wady, ale na pewno nie pozostawiłby dziewczyny bez uśmiechu na twarzy.
Zasępiłam się. Co powinnam o tym myśleć? W końcu był mój. Wyłącznie mój, według słów królowej.
Próbowałam być zraniona, zazdrosna czy chociaż urażona, ale po prostu nie byłam. Może to dlatego, że sypiałam z innymi mężczyznami. Może, żeby odczuwać prawdziwą zazdrość, trzeba być monogamicznym. Po prostu mnie to nie obchodziło. Co innego, gdyby odbył z nią pełny stosunek. W końcu to ja miałam zajść w ciążę, a nie asystentka jakiejś gwiazdy. W innym wypadku nie dbałam o to.
Rhys uklęknął przede mną na jedno kolano, przyciskając Kitta do leżaka. To, że dotknął goblina, było samo w sobie dobrym znakiem. Przyłożył moją dłoń do swoich ust, uśmiechając się.
– Urocza Marie obdarzyła mnie swoimi względami.
Uniosłam brwi.
– No i?
– Byłoby niegrzecznie to zignorować.
Gdyby Marie była sidhe, musiałabym przyznać mu rację. Ale nie była.
– Ona jest człowiekiem – zauważyłam.
– Czyżbyś była zazdrosna? – spytał.
Pokręciłam głową, uśmiechając się.
– Nie.
Pocałował mnie delikatnie w policzek, po czym wstał.
– Wiedziałem, że jesteś bardziej sidhe niż człowiekiem.
Marie klęczała przy Maeve. Złota bogini Hollywood zwróciła w naszą stronę zatroskaną twarz.
– Marie twierdzi, że pozostałeś obojętny na jej wdzięki, strażniku.
– Dałem jej jasno do zrozumienia, że jest urocza – powiedział Rhys.
– Ale wzgardziłeś tym, co ci ofiarowała.
– Jestem kochankiem księżniczki Meredith. Dlaczego miałbym oglądać się za innymi kobietami? Okazałem twojej asystentce dokładnie tyle zainteresowania, na ile zasługuje, nie mniej i nie więcej. – Wyglądał teraz na rozdrażnionego.
Maeve pogładziła dłoń kobiety, po czym odesłała ją do domu. Marie odeszła, nie patrząc na Rhysa. Sądzę, że była zakłopotana. Być może nieczęsto spotykała się z odmową.
Wstałam.
– Dosyć już tych gierek, Maeve.
Wyciągnęła dłoń w moim kierunku, ale byłam zbyt daleko, by mogła mnie dotknąć.
– Proszę, Meredith, nie chciałam cię urazić.
– Wysłałaś swoją służącą, żeby uwiodła mojego kochanka. Usiłowałaś uwieść również mnie, jednak nie z żądzy, ale z chęci podporządkowania mnie sobie.
Zerwała się na równe nogi.
– To ostatnie nie jest prawdą.
– Ale nie zaprzeczasz, że wysłałaś swoją służącą, by uwiodła mojego kochanka.
Zdjęła okulary przeciwsłoneczne, tak że zobaczyłam, jak bardzo jest zakłopotana. Byłam gotowa się założyć, że to gra.
– Pochodzicie z Dworu Unseelie.
Tym razem to ja byłam zakłopotana.
– A co mój dwór ma z tym wspólnego? Obraziłaś mnie i moich ludzi.
– Pochodzicie z Dworu Unseelie – powtórzyła.
Pokręciłam głową.
– I co z tego?
– Nie włożyliście strojów kąpielowych – powiedziała cicho ze spuszczonym wzrokiem.
– Co takiego?
– Gdyby Marie zobaczyła go nagiego, wiedziałaby, czy jego ciało jest czyste.
Zmarszczyłam brwi.
– O czym ty mówisz?
– Pochodzicie z Dworu Unseelie, Meredith. Muszę być pewna, że nie jesteście… nieczyści.
– Chciałaś powiedzieć: zdeformowani – stwierdziłam, nie skrywając już gniewu w głosie.
Skinęła głową.
– Dlaczego wygląd naszych ciał ma dla ciebie znaczenie?
– Mówiłam ci już przecież, czego chcę.
Skinęłam głową i byłam na tyle miła, że nie zdradziłam jej tajemnicy przy wszystkich, mimo że nie zasługiwała na taką wspaniałomyślność.
– Jeśli ktoś, kto będzie mnie wspierał w moich staraniach, jest nieczysty, to… – Ruchem głowy dała mi do zrozumienia, bym resztę dopowiedziała sobie sama.
Przysunęłam się do niej i wysyczałam:
– Dziecko może być zdeformowane.
Żadna osłona nie mogłaby ukryć zapachu masła kakaowego, alkoholu i dymu papierosowego, którym przesycone były jej włosy i skóra. Poczułam mdłości.
Cofnęłam się i byłabym upadła, gdyby Rhys mnie nie podtrzymał.
– Co się stało? – spytał.
Pokręciłam głową.
– Jestem już zmęczona przebywaniem w towarzystwie tej kobiety.
– Zatem opuśćmy to miejsce – zaproponował Doyle.
Znowu pokręciłam głową.
– Jeszcze nie. – Ścisnęłam rękę Rhysa i odwróciłam się do Maeve. – Powiesz mi, dlaczego zostałaś wygnana. Powiesz mi całą prawdę albo opuścimy cię na zawsze.
– Gdyby się dowiedział, że powiedziałam to komukolwiek, zabiłby mnie.
– Jeśli się dowie, że tu byłam i rozmawiałam z tobą, i tak to zrobi.
Wyglądała teraz na przerażoną, ale nie obchodziło mnie to.
– Albo mi powiesz, albo wyjdziemy, a ty już nie znajdziesz nikogo, kto mógłby ci pomóc.
– Meredith, błagam…
– Nie – powiedziałam. – Wspaniały, czysty Dwór Seelie! Jeśli urodzi się na nim zdeformowane dziecko, zabijacie je. W każdym razie, zabijaliście, dopóki jeszcze mogliście mieć dzieci. Odkąd macie z tym problemy, nawet potwory stały się cenne. Czy wiesz, co dzieje się potem z takimi dziećmi, Maeve? Czy wiesz, co działo się ze zdeformowanymi dziećmi Seelie przez ostatnie czterysta lat? Wierz mi, endogamia ma skutki uboczne nawet wśród nieśmiertelnych.
– Ja… nie wiem.
– Owszem, wiesz. Wszyscy wiecie. Moją kuzynkę zatrzymaliście na dworze, ponieważ była skrzatem. Nie odrzuciliście jej, ponieważ skrzaty należą do Seelie – nie są szlachetnie urodzone, ale przynajmniej są stworzeniami światła. Ale co się dzieje z dziećmi-potworkami, które wydają na świat błyszczący, czyści sidhe Seelie?
Płakała teraz, małymi srebrnymi łzami.
– Nie wiem.
– Owszem, wiesz. Te dzieci trafiają na Dwór Unseelie. Przygarniamy te potwory, te czyste potwory Seelie. Bierzemy je do siebie, ponieważ mile witamy każdego. Nikt nie jest wyrzucany z Dworu Unseelie, zwłaszcza maleńkie, nowo narodzone dzieci, których jedyną zbrodnią było to, że ich rodzice nie zadali sobie trudu przestudiowania na tyle dokładnie swoich drzew genealogicznych, by uniknąć poślubienia własnej siostry lub brata. – Ja też płakałam, ale ze złości, nie ze smutku. – Daję ci słowo, że ja, Mróz i Rhys jesteśmy czyści. Zadowolona? Gdybyś chciała tylko się przespać z którymś z moich ludzi, wcale nie musiałabyś mnie zobaczyć w stroju kąpielowym. Ale nie, ty chcesz rytuału płodności, Maeve. Potrzebujesz mnie i co najmniej jednego z moich mężczyzn.
Byłam zbyt wściekła, by się martwić, czy ktoś poza Maeve usłyszał to, co mówię. Po prostu nic mnie to nie obchodziło.
Odepchnęłam Rhysa, niesiona gniewem, by wypluć jej słowa prosto w twarz.
– Powiedz mi, dlaczego zostałaś wygnana, Maeve, powiedz mi albo zostawimy cię taką, jaką cię zastaliśmy. Samą.
Skinęła głową, nadal płacząc.
– Dobrze. Powiem ci, co chcesz wiedzieć, jeśli mi przysięgniesz, że pomożesz mi mieć dziecko.
– Ty przysięgnij pierwsza – powiedziałam.
– Przysięgam, że powiem ci, dlaczego zostałam wygnana z Dworu Seelie.