Ukłonił się i skierował w stronę sypialni. Tam znajdowało się największe lustro w moim mieszkaniu. Zamierzał spróbować skontaktować się z władczynią krwawych motyli najpierw poprzez lustro, tak jak się zwykle kontaktujemy z innymi sidhe. Mogło się udać albo i nie. Krwawe motyle nie przebywają zbyt często w kopcach faerie. Wolą otwarte przestrzenie. Były inne zaklęcia, ale chciał zacząć od zaklęcia lustra. Mogliśmy mieć szczęście i złapać małą królową, gdy będzie właśnie latać nad taflą stojącej wody.
– Nie – powiedział Galen. Zrobił dwa szybkie kroki w kierunku Doyle’a. Złapał go za rękę. – Nie, nie pozwolę, żeby to zrobiła.
Doyle spojrzał na Galena, ale ten ani drgnął. Albo był bardziej odważny, niż sądziłam, albo głupszy. Stawiałam na to drugie. Galen po prostu nie grzeszył nadmiarem zdrowego rozsądku. Chciał powstrzymać Doyle’a przed opuszczeniem pokoju, nawet jeśli oznaczałoby to pojedynek. Widziałam w walce zarówno Doyle’a, jak i Galena. Wiedziałam, który okazałby się zwycięzcą. Galen po prostu nie myślał. Zawsze działał pod wpływem impulsu, co było, rzecz jasna, jego wielką słabością i powodem, dla którego mój ojciec oddał mnie komu innemu. Galen nie miał w sobie tego czegoś, co pozwała przetrwać dworskie intrygi; po prostu nie miał.
O dziwo, Doyle nie poczuł się urażony. Przeniósł wzrok z Galena na mnie. Uniósł brwi, jakby chciał zapytać, co robić.
– Zachowujesz się tak, jakbyś już był królem, Galenie – powiedziałam. Było to niesprawiedliwe posądzenie, wiedziałam, że wcale o tym nie myśli. Ale musiałam przejąć nad nim kontrolę, zanim zrobi to Doyle. Ja tu rządziłam, nie on.
Wyraz zdumienia na twarzy Galena, kiedy się do mnie odwrócił, był tak szczery, tak Galenowy, że omal się nie roześmiałam. Chyba nie ma strażnika królowej, który gorzej panowałby nad swoją mimiką. Jego emocje zawsze są wymalowane na twarzy.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Prawdopodobnie faktycznie nie wiedział.
Westchnęłam.
– Wydałam rozkaz jednemu ze swoich strażników. Ty udaremniłeś jego wykonanie. Tylko król ma prawo unieważnić rozkaz księżniczki.
Na jego twarzy pojawił się wyraz zawstydzenia. Puścił Doyle’a.
– To nie tak. – W jego głosie była młodość i niepewność. Był ode mnie starszy o siedemdziesiąt lat, jednak nadal był dzieckiem, i zawsze nim będzie. Na tym, między innymi, polegał jego urok. Było to również jedną z jego najniebezpieczniejszych wad.
– Zrób to, o co cię prosiłam, Doyle.
Doyle wykonał najgłębszy i najbardziej oficjalny ukłon, jaki kiedykolwiek mi złożył, po czym poszedł w stronę sypialni i lustra, które się w niej znajdowało.
Galen odprowadził go wzrokiem. Potem odwrócił się do mnie.
– Merry, proszę, nie oddawaj się w jej władanie z mojego powodu.
Pokręciłam głową.
– Galenie, kocham cię, ale nie wszyscy są tak politycznie nieporadni jak ty.
Zmarszczył brwi.
– To znaczy?
– To znaczy, że będę negocjować z Niceven. Jeśli poprosi o zbyt wiele, wycofam się. Ale zaufaj mi, wszystkim się zajmę. Nie popełnię żadnego głupstwa.
Pokręcił głową.
– Nie podoba mi się to. Nie wiesz, kim się stała Niceven, odkąd królowa Andais zaczęła tracić władzę nad dworem.
– Wiem, że gdy Andais osłabła, wszyscy rzucili się, żeby wyrwać jak najwięcej dla siebie.
– Skąd? Skąd o tym wiesz, skoro nie było cię, kiedy to wszystko się działo?
Znowu westchnęłam.
– Jeśli władza wyślizgnęła się Andais z rąk na tyle, że jej własny syn spiskuje przeciwko niej, a sluagh bronią dworu, zamiast być jego największymi wrogami, z pewnością wszyscy walczą o ochłapy. I zrobią wszystko, żeby ich nie wypuścić z rąk.
Galen patrzył na mnie, najwyraźniej nic nie rozumiejąc.
– Właśnie to się dzieje od trzech lat, ale ciebie tam nie było. W jaki sposób się o tym dowiedziałaś…? – Nagle zrobił triumfującą minę. – Miałaś szpiega!
– Nie, nie miałam szpiega. Nie muszę tam być, żeby wiedzieć, co robią dworzanie, kiedy królowa jest słaba. Natura nie znosi próżni.
Spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Nie zależało mu na władzy, nie miał też ambicji politycznych. A co za tym idzie, nie rozumiał tych, którzy je przejawiają. Zawsze to wiedziałam, ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak głęboki jest ten brak zrozumienia. Nie potrafił sobie wyobrazić, że widzę całą układankę, nie zobaczywszy wcześniej wszystkich jej kawałków.
Uśmiechnęłam się smutno. Podeszłam do niego i dotknęłam jego twarzy koniuszkami palców. Musiałam go dotknąć, by się przekonać, że jest prawdziwy. Wreszcie zdałam sobie sprawę, jak poważny jest jego problem. Zdawało mi się, że tak naprawdę nigdy przedtem go nie znałam.
– Będę negocjować z Niceven. Zrobię to, ponieważ tak poważne okaleczenie jednego z moich strażników jest zniewagą dla mnie i dla nas wszystkich. Krwawe motyle nie mogą pozbawić męskości wojownika sidhe.
Wzdrygnął się na te słowa, odwracając wzrok. Dotknęłam jego brody, odwracając jego twarz z powrotem w swoją stronę.
– Pragnę cię, Galenie. Pragnę cię tak, jak kobieta pragnie mężczyzny. Nie oddam swojego królestwa w zastaw, żeby cię uzdrowić, ale zrobię, co w mojej mocy, by ujrzeć cię w pełni sił.
Nikły rumieniec pojawił się na jego twarzy, przyciemniając zielonkawy odcień jego skóry, tak że stała się niemal pomarańczowa.
– Merry, ja nie…
Dotknęłam jego ust koniuszkami palców.
– Nie, Galenie, zrobię to, a ty mnie nie powstrzymasz, ponieważ jestem księżniczką. To ja jestem następczynią tronu, nie ty. Ty jesteś tylko moim strażnikiem. Chyba na chwilę o tym zapomniałam, ale ponownie nie popełnię tego błędu.
Jego oczy zdradzały, że jest zmartwiony. Zabrał moją rękę z ust i obrócił ją dłonią do góry. Złożył na niej pocałunek. Dotyk jego ust sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.
Był tak beznadziejnym politykiem, że uczynienie go królem byłoby równoznaczne z wyrokiem śmierci. Byłoby to katastrofalne nie tylko dla niego, ale również dla dworu i dla mnie. Nie mogłam mieć Galena-króla, ale mogłam mieć Galena-kochanka. Przez krótki czas, zanim znalazłabym prawdziwego króla, mogłabym mieć Galena w łóżku. Mogłabym ugasić ogień, który płonął między nami, ugasić go naszymi ciałami. Spojrzenie jego bladozielonych oczu, kiedy odjął moją dłoń od ust, sprawiło, że przez chwilę byłam jednak gotowa oddać królestwo w zastaw, byle tylko go uzdrowić. Nie zrobiłabym tego; ale zrobiłabym wiele, by te oczy patrzyły na mnie, kiedy będę pod nim leżeć.
Pocałowałam go w rękę. Zrobiłam to bardzo szybko, bo nie byłam pewna, czy uda mi się nad sobą zapanować.
– Idź, dokończ obiad. Sądzę, że chleb już wystygł. Uśmiechnął się. To był przebłysk jego dawnego uśmiechu.
– No, nie wiem… aż tutaj czuję gorąco.
Pokręciłam głową i popchnęłam go ze śmiechem w kierunku kuchenki. Może mogłabym go po prostu trzymać jako królewską nałożnicę, czy jak tam się nazywa jej męski odpowiednik? W kilkutysięcznej historii sidhe na pewno zdarzył się już kiedyś taki wypadek.
Rozdział 16
Podczas obiadu zastanawialiśmy się nad tym, co zrobić, kiedy odezwie się Niceven. Doyle zostawił jej wiadomość. Był pewien, że będzie na tyle zaintrygowana, że się odezwie, a także, że będzie wiedziała, czego chcemy.
– Niceven z pewnością czekała, aż się zgłosimy. Ona ma plan. Nie wiem jaki, ale go ma. – Doyle siedział po mojej prawej stronie, odgradzając mnie ciałem od okna. Kazał mi zaciągnąć zasłony, ale pozwolił zostawić okno otwarte, by był przewiew.
W Kalifornii był właśnie grudzień i wiatr wpadający przez okno był zachwycająco chłodny, jak w Illinois późną wiosną lub wczesnym latem.