Выбрать главу

– Sam na sam – dodał Doyle.

Mróz drgnął nerwowo. To bardziej jego reakcja niż słowa Doyle’a kazały mi się domyślić, że chodzi o coś więcej niż rozmowę.

– Dziś wypada moja noc z Meredith – powiedział.

– Gdyby to był Rhys, faktycznie musiałby poczekać na swoją kolej, ale mnie ominęło już tyle kolejek, że mam prawo prosić o ten wieczór – odparł Doyle.

Mróz zerwał się na równe nogi.

– Najpierw nie dajesz mi jej pomóc, teraz pozbawiasz mnie mojej nocy w jej łóżku. Oskarżyłbym cię o zazdrość, gdybym cię lepiej nie znał.

– Możesz mnie oskarżyć, o co chcesz, ale wiesz, że nie jestem zazdrosny.

– Ale o coś ci chodzi i to coś ma związek z naszą Merry.

Doyle westchnął ciężko.

– Być może myślałem, że trzymając się z dala od łoża księżniczki, zaintryguję ją. Dziś przekonałem się jednak, jak łatwo można stracić uczucie kobiety.

– Mów jaśniej.

Doyle nadal klęczał, półnagi, z rękami spoczywającymi na udach, otoczony morzem czarnych włosów. Srebrny kolczyk w jego sutku błyszczał, kiedy oddychał. Włosy przykryły wszystkie inne kolczyki, więc tylko ta srebrna iskierka przykuwała wzrok.

– Nie jestem ślepy, Mrozie – powiedział Doyle. – Widziałem, jak ona na ciebie patrzy w vanie, ty też to zresztą zauważyłeś.

– Ty naprawdę jesteś zazdrosny.

Pokręcił głową.

– Nie, ale ty miałeś już swoje trzy miesiące. I co? Dziecka jak nie było, tak nie ma. Ona jest księżniczką, przyszłą królową. Nie może sobie pozwolić na oddanie serca osobie, za którą nie wyjdzie.

– Więc postanowiłeś wkroczyć i skraść jej serce. – W głosie Mroza było więcej emocji niż zazwyczaj.

– Nie, ale uzmysłowię jej, że ma wybór. Powinienem był zrobić to już wcześniej.

– Liczysz na to, że Meredith w twoich ramionach zapomni o mnie. Czy nie o to ci chodzi?

– Nie jestem aż tak arogancki. Powiedziałem, że zdałem sobie sprawę, jak łatwo można stracić uczucie kobiety. Ja straciłem je, każąc jej tak długo czekać. Jeśli nie chcę, żeby Meredith całkiem straciła głowę dla ciebie albo Galena, muszę zacząć działać już teraz. Potem będzie za późno.

– A co Galen ma z tym wspólnego? – spytał Mróz.

– Jeśli musisz o to pytać, to jesteś ślepy – odparł Doyle.

Mróz wyraźnie się zmieszał. Wreszcie zmarszczył brwi i pokręcił głową.

– Nie podoba mi się to.

– Nie musi – powiedział Doyle.

Miałam już tego wszystkiego dosyć.

– Rozmawiacie, jakby mnie tu nie było albo jakbym nie miała nic do powiedzenia – zauważyłam.

Doyle odwrócił do mnie poważną twarz.

– Czy miałabyś coś przeciwko temu, bym dzielił dziś z tobą łoże? – Zadał to pytanie takim beztroskim tonem, jakby składał zamówienie w restauracji albo rozmawiał z klientem, zupełnie jakby moja odpowiedź nie miała dla niego znaczenia.

Ale wiedziałam, że używał tego tonu, kiedy czuł wszystko, tylko nie obojętność. To był sposób chowania się przed emocjami: jeśli będziemy zachowywać się tak, jakby to nie miało znaczenia, to może nie będzie miało.

Spojrzałam na niego, na jego ramiona, pierś i kolczyk w jego sutku, płaski brzuch. Nigdy nie widziałam Doyle’a nagiego. Zawsze trzymał się z daleka od codziennych rozrywek dworu; podobnie zresztą jak i Mróz.

Spojrzałam na Mroza. Srebrne włosy miał spięte z tyłu, jego twarz była surowa, jeśli w ogóle coś tak pięknego można nazwać surowym. Marynarkę i kaburę z pistoletem przewiesił przez ramię. Znowu przywdział arogancką maskę, za którą tak często ukrywał się na dworze. To, że przywdział ją tu i teraz, przede mną, raniło moje serce.

Chciałam do niego podejść, objąć go, przytulić się do niego i powiedzieć: „Nie odchodź”. Chciałam czuć jego ciało przy moim. Chciałam się przebudzić w chmurze jego srebrnych włosów.

Podeszłam do niego, ale nie tak blisko, jak bym chciała. Nie mogłam go dotykać. Bałam się, że jeśli to zrobię, to już go nie puszczę.

– Mam dziś okazję zaspokoić ciekawość moją i dam dworu.

Odwrócił się ode mnie, więc nie widział mojej twarzy.

– Życzę dobrej zabawy – powiedział, ale nie zabrzmiało to szczerze.

– Pragnę cię.

Zaskoczony odwrócił się do mnie.

– Chcę, żebyś wiedział, że cały czas cię pragnę. Moje ciało cierpi, kiedy nie ma cię przy mnie. Do dzisiaj nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy. Tę noc muszę jednak spędzić z Doyle’em.

Uniósł dłoń, by dotknąć mojej twarzy, ale zatrzymał się tuż przy samej skórze.

– Doyle ma rację… Będziesz królową. Pamiętaj jednak, że nie możesz być taka jak inni władcy. Musisz być królową dla wszystkich.

Przyłożyłam twarz do jego dłoni i przeszedł mnie dreszcz. Zabrał rękę i wytarł ją o spodnie, jakby ją czymś ubrudził.

– Do jutra, księżniczko.

Skinęłam głową.

– Do jutra, mój… – Nie dokończyłam ze strachu, jakiego słowa mogłabym użyć.

Odwrócił się bez słowa i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.

Szmer w pokoju kazał mi się odwrócić. Rhys przesunął się na drugą stronę łóżka pod oknem i podnosił ubrania leżące na podłodze.

– Nic tu po mnie – powiedział. – Pierwszej nocy powinniście zostać sami.

– We trójkę jeszcze tego nie próbowałem – zauważył Doyle.

Rhys roześmiał się.

– Tak właśnie myślałem. – Pozbierał wszystkie swoje rzeczy i skierował się do wyjścia.

– Mógłby mi ktoś pomóc z drzwiami? – Zdałam sobie nagle sprawę, że czuje się opuszczony. Obnosił się ze swoimi wdziękami, a ja go ignorowałam. U istot magicznych to śmiertelna zniewaga.

Podeszłam do niego. Stanęłam na palcach, by go pocałować. Jedną rękę trzymałam za jego głową, dotykając włosów na jego szyi, drugą sunęłam w dół jego ciała. Pokazałam mu oczami, jaki jest piękny.

Uśmiechnął się i spojrzał na mnie nieśmiało. Ta nieśmiałość była udawana, wiedziałam jednak, że sprawiłam mu przyjemność.

Oparłam się o niego czołem. Bawiłam się włosami na karku, a on drżał pod moim dotykiem. W końcu stanęłam na stopach, otworzyłam drzwi i odsunęłam się, by mógł przejść.

Rhys pokręcił głową.

– Tak w jej rozumieniu wygląda całus na dobranoc – powiedział do Doyle’a klęczącego na łóżku. – Bawcie się dobrze, dzieci. – Jednak jego poważna mina nie pasowała do kpiącego tonu.

Podał mi szczotkę i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i nagle dotarło do mnie, że jestem sama z Doyle’em. Doyle’em, którego nigdy jeszcze nie widziałam nagiego. Doyle’em, który mnie przerażał, kiedy byłam dzieckiem. Doyle’em, który był prawą ręką królowej od tysiąca lat. Pilnował mojego bezpieczeństwa, chronił mnie, ale jakoś nigdy nie był naprawdę mój. Po prostu nie mógł być naprawdę mój, dopóki nie dotknęłam jego czarnego ciała, nie zobaczyłam go nagiego. Nie byłam pewna, dlaczego to dla mnie takie ważne, ale tak było. Nie sypiał ze mną, jakby chciał zachować sobie jakieś dodatkowe możliwości. Jakby był przekonany, że będąc ze mną, zostanie ich pozbawiony. Co nie było prawdą. Byłam z moim pierwszym narzeczonym Griffinem przez siedem lat i miał naprawdę wiele możliwości. Niestety, nie byłam żadną z nich. Seks ze mną nie był dla niego doświadczeniem odmieniającym życie. Dlaczego z Doyle’em miałoby być inaczej?

– Meredith. – Wymówił moje imię i nagle jego głos stracił obojętność. Słychać w nim było teraz niepewność i nadzieję. Wymówił moje imię raz jeszcze, a ja odwróciłam się do łóżka i zobaczyłam, że czeka na mnie, leżąc w bordowej pościeli.

Rozdział 18

Usiadł na boku łóżka najbliższym lustra, najbliższym mnie. Był prawie niewidoczny za zasłoną czarnych włosów. U niemal wszystkich wojowników sidhe, jakich znam, jest jakiś kontrast między włosami, skórą a oczami; Doyle jest jednobarwny, jakby został wyrzeźbiony z jednego kawałka drewna. Rozpuszczone włosy spływały po nim czarną chmurą, a hebanowa skóra prawie pod nimi ginęła. Bardzo długi lok opadał mu na twarz, a czarnych oczu nie było widać w ciemności. Uniósł rękę, by założyć kosmyk za ucho. Kolczyki zamigotały jak gwiazdy na nocnym niebie.