Trwałam w takim stanie przez lata, umierając po kawałku na brzegu oceanu. Doyle mnie odnalazł i przywrócił Krainie Faerie. Przywrócił te wszystkie cząstki mnie, o których musiałam zapomnieć, by uchodzić za człowieka z niewielką domieszką krwi istot magicznych. Gdybym teraz odsunęła się od niego, czy w ogóle odnalazłby znowu tę część siebie?
– Nic mi nie będzie, Rhysie – powiedziałam, ale nie patrzyłam na niego, patrzyłam na Doyle’a.
– Jesteś pewna?
Doyle odwrócił się i przemówił głosem, który był niemal zbyt zwierzęcy i niski, by go zrozumieć:
– Słyszałeś ją. Wynoś się.
Rhys ukłonił się i zamknął za sobą drzwi. Doyle przeniósł na mnie wzrok.
– Chcesz tego? – bardziej warknął, niż powiedział. Dawał mi ostatnią szansę, bym mogła się wycofać. Ale kiedy to mówił, jego ciało wciskało się w moje, palce zaś wpijały się w moje uda.
Zamknęłam oczy i zadrżałam pod nim. Zamruczał mi prosto w twarz.
– Chcesz tego? – powtórzył.
– Chcę.
Przeniósł rękę z mojego uda na jedwabne majteczki. Rozdarł je. Zadrżałam, gdy przycisnął do mojego nagiego ciała szorstki materiał dżinsów. Krzyknęłam po części z przyjemności, a po części z bólu.
Przesunął mnie na tyle, by móc zsunąć spodnie. Po raz pierwszy w życiu ujrzałam go w pełnej krasie. Jego członek był długi i gruby. Wsunął we mnie palec. Krzyknęłam. Kiedy przekonał się, że jestem mokra i gotowa, wszedł we mnie. Chociaż byłam wilgotna, kosztowało go to trochę wysiłku. Krzyczałam pod nim, zanim zdołał cały się we mnie zmieścić. Miałam wrażenie, że wypełnił mnie całą.
Potem zaczął wysuwać się ze mnie i wsuwać z powrotem, a mnie ogarniała rozkosz. Patrzyłam, jak jego ogromny czarny członek wsuwa się i wysuwa z mojego białego ciała, i sam ten widok sprawiał, że krzyczałam.
Moja skóra zaczęła błyszczeć blaskiem księżyca, a jego ciemna skóra lśniła w odpowiedzi, wypełniona kolorami, które miał w oczach. Tak jakby był czarną wodą odbijającą poświatę księżyca, którym byłam ja. Kolory przepływały mu pod skórą, a pokój rozjaśniał, migocząc, jakbyśmy płonęli kolorowym płomieniem. Rzucaliśmy cienie na ścianę i sufit, jakbyśmy leżeli pośrodku jakiegoś wielkiego płomienia, i nagle staliśmy się tym płomieniem, tym ogniem, tym żarem.
Miałam wrażenie, jakby nasze ciała stopiły się razem i czułam, jak te tańczące kolory przepływają mi po skórze. Utonęłam w jego ciemnym lśnieniu, a Doyle został pochłonięty przez mój biały blask. Krzyczałam, oddając się rozkoszy tak wielkiej, że graniczyła z bólem. Słyszałam też jego krzyk, jego wycie, ale w tym momencie nic mnie to nie obchodziło. Mógłby rozszarpać mi gardło i odeszłabym z uśmiechem na ustach.
Po wszystkim dochodziłam do siebie z Doyle’em leżącym na mnie. Jego oddech był ciężki, plecy połyskiwały potem i krwią. Uniosłam ręce i ujrzałam na dłoniach krew. Nieświadomie poraniłam mu plecy. Poczułam strużkę krwi i ujrzałam ślady jego zębów na swoim ramieniu. Te krwawiące ranki trochę bolały, ale nie za bardzo, jeszcze nie. Nic nie mogło boleć, gdy miałam Doyle’a nadal w sobie, kiedy oboje na nowo uczyliśmy się oddychać.
– Czy cię zraniłem? – wydyszał.
Dotknęłam zakrwawionymi palcami ranki na ramieniu, po czym pokazałam mu je.
– Sądzę, że powinnam zadać ci to samo pytanie.
Sięgnął ręką do tyłu, by dotknąć ran na plecach, jakby do tej pory ich nie czuł. Podparł się na łokciu i przyjrzał krwi na rękach. Potem odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. A kiedy skończył się śmiać, zapłakał.
Rozdział 19
Leżeliśmy w swych objęciach na posłaniu z włosów Doyle’a. Okrywały moje nagie ciało niczym futro. Głowę położyłam na jego ramieniu. Sunęłam palcami po jego ciele; niespieszny ruch, który wyzbyty był seksualności. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, przytulając się nawzajem. Jedną rękę miał wsuniętą pode mnie, przytulając mnie do siebie, ale niezbyt mocno. Chciał mieć trochę miejsca, by móc mnie dotykać drugą ręką. I żebym ja mogła dotykać jego. Pragnął mojego dotyku. Odczuwał jego głód. Wiedziałam, że ludzie odczuwają taki głód. Niemowlęta mogą nawet umrzeć, jeśli są pozbawione dotyku, nawet gdy wszelkie inne ich potrzeby są zaspokojone. Nie wiedziałam jednak, że taki głód odczuwać mogą również sidhe, a zwłaszcza ktoś uchodzący za tak nieczułego jak Ciemność Królowej.
Leżał teraz obok mnie, sunąc palcami po moim ciele i uśmiechając się.
Popatrzyłam na lustro. Narzucona na nie była moja bluzka.
Uniósł rękę i dotknął mojego policzka.
– Co takiego tam zobaczyłaś? – spytał.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Zastanawiam się, co robi moja bluzka na lustrze.
Odwrócił głowę i uśmiechnął się.
– A czy wiesz, gdzie jest twój biustonosz?
Otworzyłam szeroko oczy, po czym uniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju.
– Za tobą – podpowiedział.
Popatrzyłam za siebie. Mój zielony koronkowy biustonosz zwisał żałośnie z filodendronu, który stał w kącie. Wyglądał na tej roślinie jak źle dobrana świąteczna dekoracja.
Ze śmiechem potrząsnęłam głową.
– Nie pamiętam, żebym się tak spieszyła.
Przyciągnął mnie do siebie.
– To ja się tak spieszyłem. Chciałem jak najszybciej ujrzeć cię nagą. Chciałem poczuć dotyk twojego nagiego ciała.
Przycisnął teraz swoje nagie ciało do mojego. Sama siła jego rąk przyprawiała mnie o dreszcze. Świadomość, że jego penis znów sztywnieje, była prawie obezwładniająca.
Przesunęłam rękami po jego napiętych pośladkach i przyciągnęłam go do siebie, a on zrobił to samo ze mną. Czułam, jak jego członek robi się coraz większy, przyciśnięty do mojego brzucha. A potem wszedł we mnie i krzyknęłam.
Nagle poczułam magię wypełniającą pokój, a chwilę później usłyszałam czyjś głos:
– Cóż za piękny widok.
Oderwaliśmy się od siebie i popatrzyliśmy w lustro. Ujrzeliśmy w nim Królową Powietrza i Ciemności Andais, moją ciotkę i panią Doyle’a. Siedziała na swoim łóżku i przypatrywała nam się z ciekawością.
Rozdział 20
Królowa miała na sobie czarną satynową suknię balową, która połyskiwała w świetle świec, a na rękach czarne satynowe rękawiczki. Czarne włosy były zebrane do góry, wzdłuż twarzy i smukłej szyi opadały jedynie pojedyncze kosmyki. Jej usta miały barwę krwi, a trójkolorowe oczy obrysowane były czarną konturówką, tak że wydawały się ogromne.
To, że była wystrojona, wcale mnie nie zdziwiło. Lubiła się bawić. Każda okazja ku temu była dobra. Zdziwiło mnie co innego: jej łóżko było puste. Królowa nigdy nie sypiała sama.
Pozostawaliśmy nieruchomi, wpatrując się w jej oczy. Doyle ścisnął moje ramię.
– Wasza Wysokość – zaczęłam – niezmiernie się cieszymy, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością, mimo że tak niespodziewanie. – Mój głos był tak obojętny, jak tylko się dało. Uprzejmość nakazywała dać jakiś znak, zanim się tak do kogoś wpadło. Nigdy nie wiadomo, w czym się komuś przeszkodzi.
– Czyżbyś ośmielała się mnie krytykować, bratanico? – Jej głos był bardzo zimny, prawie wściekły. Nie zrobiłam niczego, by ją rozgniewać, przynajmniej świadomie.
Usadowiłam się odrobinę wygodniej przy Doyle’u. Marzyłam o szlafroku, ale wiedziałam, że ubieranie się teraz sugerowałoby, że jej nie lubię, bądź jej nie ufam. To, że to była prawda, było moim zmartwieniem, nie jej.
– Nie chciałam cię skrytykować, ciociu Andais. Ja tylko stwierdziłam fakt. Tego wieczoru nie oczekiwaliśmy rozmowy z tobą.