– Moja droga bratanico, tak się składa, że jest już prawie rano, choć jeszcze nie było wschodu słońca. Widzę, że spałaś nie więcej ode mnie.
– Miałam lepsze rzeczy do roboty, ciociu. Zresztą ty chyba też.
Dotknęła dołu sukni balowej.
– Tak, kolejne przyjęcie. – Nie wyglądała na zadowoloną.
Chciałam zapytać, czy przyjęcie się nie udało, ale się nie odważyłam. Było to zbyt osobiste pytanie, żeby zadać je królowej.
Nabrała powietrza w płuca. Przód jej sukni przesunął się, jakby nie była ona dostatecznie ciasna. Jeśli nie byłaś zbyt hojnie obdarzona przez naturę, mogłaś nosić takie suknie, które zdawały się unosić wokół ciebie. Dla mnie byłoby krępujące czekać na to, co się stanie. Zamierzona nagość to coś zupełnie innego od niespodziewanego wypadnięcia z sukienki.
Skierowała na nas spojrzenie swoich mocno obrysowanych oczu.
– Krwawisz, moja Ciemności – zauważyła z przekąsem.
Zerknęłam na Doyle’a i zdałam sobie sprawę, że nadal leży na boku, dzięki czemu widziała jego plecy i ślady paznokci na czarnej skórze.
– Tak, pani – potwierdził doskonale obojętnym, ostrożnym głosem.
– Kto skrzywdził moją Ciemność? – Jej wzrok spoczął na mnie. Było to bardzo nieprzyjazne spojrzenie.
– Nie uważam, żeby stała mi się krzywda, pani – powiedział Doyle.
Przeniosła na niego wzrok, po czym znowu popatrzyła na mnie.
– Jesteś bardzo pracowitą dziewczynką, Meredith.
Odsunęłam się od Doyle’a i usiadłam.
– Myślałam, że życzysz sobie, żebym taka była, ciociu Andais.
– Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przedtem widziała twoje nagie piersi, Meredith. Jak na sidhe, trochę duże, ale bardzo ładne. – Jej oczy nie były pełne pożądania, był w nich groźny błysk. Wszystko, co do tej pory powiedziała, mogłoby zostać pomylone z grzecznością. Nigdy nie widziała moich nagich piersi, więc powinna je teraz komplementować; ale tylko gdybym usiłowała być atrakcyjna, a tego nie robiłam. Po prostu nie miałam na sobie ubrania. Nie czułam się ani trochę ponętna w obecności swojej ciotki, i to nie tylko dlatego, że jestem heteroseksualna.
– A ciebie, moja Ciemności, tak wiele stuleci temu widziałam ostatni raz nagiego, że już nie pamiętam. Czy jest jakiś powód, dla którego odwracasz się do mnie tyłem? Czy jest jakiś powód, dla którego ukrywasz się przed moim wzrokiem? Czyżbyś miał jakiś… defekt, którego nie pamiętam, a który psuje widok?
Pytanie, czy nie ma jakiegoś defektu, żądanie, by pokazał się cały, było nieuprzejme. Gdyby to był ktokolwiek inny, kazałabym mu iść do diabła.
– Nie ma żadnego defektu, ciociu Andais – powiedziałam i zdałam sobie sprawę z tego, że ton mojego głosu nie jest wystarczająco obojętny. Lata spędzone poza dworem sprawiły, że straciłam zdolność kontrolowania głosu. Musiałam się tego nauczyć na nowo – i to szybko.
Spojrzała na mnie zimno.
– Nie mówiłam do ciebie, księżniczko Meredith. Mówiłam do mojej Ciemności.
Użyła mojego tytułu; nie nazwała mnie bratanicą, nie użyła imienia, a tytułu. Nie był to dobry znak.
Doyle znowu ścisnął mnie za ramię, tym razem mocniej, jakby przywoływał mnie do porządku. Odpowiedział Andais, ale nie za pomocą słów. Odwrócił się na plecy ze ściśniętymi kolanami, tak że udo zasłaniało go przed jej spojrzeniem, po czym powoli obniżył nogę.
Dopiero teraz w jej oczach pojawił się żar, prawdziwy żar, prawdziwe pragnienie.
– No, no, skrywałeś prawdziwe skarby.
– Nic, czego nie mogłaś odkryć przez ostatnie tysiąc lat. – Teraz to jego głos nie był obojętny. Nigdy dotąd nie słyszałam, by stracił panowanie nad sobą w obecności królowej.
Tym razem była moja kolej, żeby położyć mu rękę na ramieniu, by mu przypomnieć, z kim rozmawiamy. Myślę, że na mojej twarzy nie widać było strachu, chociaż strasznie się bałam.
Król Taranis mógłby mnie nie skrzywdzić ze strachu przed Andais. Andais mogła mnie skrzywdzić w napadzie szału. Pewnie by potem żałowała, ale dla kogoś, kto jest martwy, to wątpliwe pocieszenie.
Spojrzenie, które mu posłała, sprawiło, że przyłożyłam dłoń mocniej do ramienia Doyle’a, wpijając w nie paznokcie. Jego ciało zareagowało i miałam nadzieję, że przypomniałam mu, by postępował ostrożnie.
– Uważaj, Ciemności, albo stanę się rozkojarzona i zapomnę, dlaczego się z wami skontaktowałam.
– Czekamy na twoje wieści, królowo Andais – powiedziałam.
Spojrzała na mnie i w jej spojrzeniu pojawiło się zmęczenie. Andais zazwyczaj nie była tak łatwa do odczytania; najwyraźniej uważała, że nie musi się tutaj nikogo obawiać.
– Bezimienny jest na wolności.
Doyle opuścił nogi na podłogę i usiadł. Nagle przestało mieć znaczenie, że jest nagi, nikt nie zwracał na to uwagi. Bezimienny składał się z najgorszych rzeczy, które istniały w Krainie Faerie. To było ostatnie wielkie zaklęcie, nad którym pracowały wspólnie oba dwory. Zrzuciliśmy z siebie wszystko, co najgorsze, wszystko, co mogło uniemożliwić nam życie w nowym państwie, i umieściliśmy to w nim. Nikt tego od nas nie żądał. Po prostu nie chcieliśmy być wygnani z ostatniego kraju, który jeszcze nas chciał, więc poświęciliśmy trochę tego, czym byliśmy, żeby stać się bardziej… ludzcy. Niektórzy są zdania, że to Bezimienny spowodował, że zaczęliśmy gasnąć, ale to nieprawda. Sidhe gasną od stuleci. Bezimienny był tylko złem koniecznym. Dzięki niemu nie obróciliśmy Ameryki w kolejne pole bitwy.
– Czy to ty go uwolniłaś, pani? – spytał Doyle.
– Oczywiście, że nie – odparła.
– A więc kto?
– Mogłabym zmyślić jakąś ładną historyjkę, ale odpowiedź jest prostsza: nie wiem. – Było oczywiste, że nie podoba jej się, że musi to powiedzieć, i równie oczywiste, że mówi prawdę. Zdjęła jedną z czarnych rękawiczek i zaczęła ją przekładać z ręki do ręki.
– Niewiele jest w Krainie Faerie istot, które mogłyby to zrobić – powiedział Doyle.
– Myślisz, że o tym nie wiem? – żachnęła się.
– Co mamy zrobić, królowo?
– Nie wiem, ale ostatni ślad prowadził na zachód.
– Czy sądzisz, że tu przybędzie? – spytał.
– To mało prawdopodobne – powiedziała, uderzając rękawiczką o rękę. – Ale Bezimienny jest niemal nie do powstrzymania. To, czego się pozbyliśmy i umieściliśmy w nim, to była wielka część naszej mocy. Jeśli został wysłany przeciwko Meredith, już teraz musicie zacząć się przygotowywać do spotkania z nim.
– Naprawdę sądzisz, że został uwolniony, żeby uderzyć w księżniczkę?
– Gdyby został tylko uwolniony, wówczas spustoszyłby najbliższą okolicę. Ale on tego nie zrobił. – Wstała, ukazując prawie nagie plecy. Odwróciła się do nas nagłym ruchem. – Bardzo szybko zniknął nam z oczu. Nie możemy go wytropić, a to znaczy, że wspomaga go ktoś bardzo ważny.
– Ale Bezimienny jest częścią dworów, tego, czym byliście. Powinniście być w stanie go wytropić. – W chwili, kiedy skończyłam, wiedziałam, że powinnam siedzieć cicho.
Na jej twarzy pojawił się wyraz gniewu. Zatrzęsła się z wściekłości. Sądzę, że przez chwilę była zbyt wściekła, by mówić.
Doyle wstał, zasłaniając mnie swym ciałem.
– Czy powiedziałaś o tym Dworowi Seelie?
– Nie musisz jej przede mną chować, Ciemności. Zbyt wiele wysiłku kosztowało mnie utrzymanie jej przy życiu, żebym miała ją teraz zabijać. Tak, Seelie wiedzą, co się stało.
– Czy dwory połączą się, żeby schwytać Bezimiennego? – spytał. Nie ruszył się z miejsca, pozostało mi zerkać zza jego pleców. To nie był dobry sposób, żeby zaznaczyć silnie swoją obecność. Przesunęłam się, by widzieć lustro, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.