– Jesteś księżniczką Seelie.
Doyle przybliżył się do rany. Wziął ręcznik, naciskając.
Sapnęłam cicho, kiedy przycisnął tkaninę do rany, ale oprócz tego mój głos był normalny. Załatwiałam dalej swoje sprawy jakby nigdy nic, podczas gdy Doyle opatrywał moje rany, a Kitto leżał zwinięty w kłębek obok mnie.
– Mój tytuł na Dworze Unseelie przewyższa tytuł na Dworze Seelie. Teraz, kiedy jestem następczynią tronu na Dworze Unseelie, nie mogę już dłużej uznawać zwierzchnictwa mojego wuja, króla Seelie. Gdybym dalej je uznawała, mogłoby się wydawać, że jest on również królem Unseelie, a to nieprawda.
Hedwick był wyraźnie zakłopotany. Był dobry w wykonywaniu rozkazów. Ja zmuszałam go do myślenia. Mógł tego nie wytrzymać.
Znów poprawił fular i w końcu, wyglądając już nie tak pewnie, jak przedtem, powiedział:
– Jak sobie życzysz. W każdym razie król Taranis nakazał ci obecność na balu za trzy dni.
Doyle zerknął na mnie spod oka. Uśmiechnęłam się i potrząsnęłam nieznacznie głową. Poradzę sobie.
– Hedwicku, jedyną osobą, która może mi coś nakazywać, jest Królowa Powietrza i Ciemności.
Uporczywie kręcił głową.
– Król może nakazać obecność każdemu, kto ma gorszy tytuł niż on, a ty nie jesteś jeszcze królową… – wypowiedział to „jeszcze” z naciskiem -…księżniczko Meredith.
Doyle odwinął ręcznik, by zobaczyć, czy rana przestała krwawić. Prawdopodobnie tak, bo wyjął jakieś środki, by ją oczyścić.
– Gdybym była następczynią króla Taranisa, mógłby mi rozkazywać. Ale nie jestem jego następczynią, jestem następczynią królowej Andais. Tylko ona może wydawać mi rozkazy, ponieważ tylko ona mnie przewyższa tytułem.
Hedwick wzdrygnął się, gdy wymówiłam imię królowej. Wszyscy na Dworze Seelie tak reagowali na jej imię, nigdy go nie wymawiali, jakby bali się, że mogą ściągnąć na siebie jej gniew.
– Ośmielasz się twierdzić, że przewyższasz króla? – zapałał świętym oburzeniem.
Doyle zaczął przemywać ranę, leciutko dotykając jej wacikiem. Nawet tak delikatne dotknięcia przeszywały moją rękę bólem. Zacisnęłam zęby i zmusiłam się, by nic po sobie nie pokazać.
– Twierdzę po prostu, że hierarchia obowiązująca na Dworze Seelie już mnie nie dotyczy. Kiedy byłam zaledwie księżniczką Unseelie, miałam tę samą rangę na dworze Seelie. Ale teraz jestem przyszłą królową. Nie mogę mieć gorszej rangi na innym dworze.
– Na dworze jest mnóstwo królowych, które uznają wyższość Taranisa.
– Mam świadomość tego faktu, Hedwicku, ale wszystkie one należą do Dworu Seelie i nie są sidhe. Ja należę do Dworu Unseelie i jestem sidhe.
– Król jest twoim wujem – powiedział, wciąż starając się iść swoją drogą przez labirynt, w który go wpuściłam.
– To miłe, że ktoś o tym pamięta, ale to by było tak, jakby Andais wezwała Eluned i poprosiła ją, żeby uznała ją za królową.
– Księżniczka Eluned nie jest w żaden sposób związana z Dworem Unseelie – powiedział Hedwick urażonym tonem.
Westchnęłam i to było ostre westchnięcie, bo Doyle właśnie skończył obmywać mi ranę.
– Hedwicku, postaraj się zrozumieć. Będę królową na Dworze Unseelie. Jestem następczynią tronu. Król Taranis nie może mi rozkazywać, ponieważ nie jestem następczynią jego tronu.
– Czy odmawiasz wykonania królewskiego rozkazu? – Wciąż wyglądał tak, jakby nie wierzył własnym uszom.
– Król nie ma prawa mi rozkazywać, Hedwicku. To tak, jakby wysłał cię, żebyś przekazał jego rozkaz prezydentowi Stanów Zjednoczonych.
– Wyrastasz ponad swoją pozycję, Meredith.
Pozwoliłam, by gniew ukazał się na mojej twarzy.
– A ty, zdajesz się nie wiedzieć, jaka jest twoja.
– Naprawdę odmawiasz wykonania królewskiego rozkazu? – Na jego twarzy malowało się szczere zdumienie.
– Tak, ponieważ on nie jest moim królem, a nie można rozkazywać komuś spoza swego królestwa.
– Czy mam przez to rozumieć, że zrzekasz się wszystkich tytułów, jakie otrzymałaś na Dworze Seelie?
Doyle dotknął mojej ręki. Jego spojrzenie zdawało się mówić: „uważaj”.
– Nie, Hedwicku, a to, że ośmielasz się insynuować takie rzeczy, uznaję za celową zniewagę. Jesteś tylko pomniejszym urzędniczyną, doręczycielem wiadomości, nikim więcej.
– Jestem osobistym sekretarzem króla – sprostował z godnością.
– Doręczasz wiadomości mniej ważnym istotom magicznym i ludziom bez znaczenia. Wszystkie ważniejsze zaproszenia przekazuje Rosmerta – doskonale o tym wiesz. Przesłanie zaproszenia przez ciebie, a nie przez nią, uważam za obrazę.
– Nie jesteś warta zainteresowania księżnej Rosmerty.
Potrząsnęłam głową.
– Twoja wiadomość jest niekompletna, Hedwicku. Lepiej wróć do swego pana i naucz się nowej, takiej, która będzie miała szansę na przyjęcie.
Skinęłam do Doyle’a. Wstał i zamazał obraz w lustrze, przerywając bełkot Hedwicka. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Dobra robota – powiedział.
– Obraziłaś Króla Światła i Iluzji – wyszeptał Rhys. Był blady.
– Nie, to on obraził mnie. Mało tego: gdybym zgodziła się, żeby mi rozkazywał, mogłoby to być zinterpretowane tak, że kiedy zasiądę na tronie Unseelie, uznam go zarówno za króla Seelie, jak i Unseelie.
– Czy to nie mogła być po prostu pomyłka sekretarza? – spytał Mróz. – Czy po prostu nie zwrócił się do ciebie tymi samymi słowami, jak do innych ze swojej listy?
– Być może, ale nawet jeśli, to wciąż było obraźliwe.
– Może i tak. Ale widzisz, czasami musimy przełknąć zniewagę, żeby nie narazić się na królewski gniew – powiedział Rhys. Usiadł na skraju łóżka, sprawiając wrażenie, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
– Wcale nie musimy – odparł Doyle.
Spojrzeliśmy wszyscy na niego.
– Nie rozumiesz, Rhysie? Merry będzie rządzić królestwem rywalizującym z królestwem Taranisa. Albo teraz ustanowi reguły, albo zawsze będzie ją traktował jak gorszą od siebie. Dla dobra nas wszystkich nie może okazać słabości.
– Co teraz zrobi król? – spytał Mróz.
Doyle spojrzał na niego.
– Mówiąc szczerze, nie wiem.
– Czy ktoś już kiedyś tak go sprowokował? – znów spytał Mróz.
– Nie wiem – znów odpowiedział Doyle.
– Nie – włączyłam się.
Spojrzeli na mnie.
– Do Taranisa podchodzi się tak samo ostrożnie jak do Andais.
– Król nie budzi takiej grozy jak królowa – zauważył Mróz.
Wzruszyłam ramionami i w następnej chwili skrzywiłam się z bólu.
– On jest jak wielkie zepsute dziecko, które zawsze musi postawić na swoim. Jeśli nie otrzyma tego, czego chce, wpada we wściekłość. Słudzy i lokaje schodzą mu wtedy z oczu. Doskonale wiedzą, że zdarzało mu się zabijać ze złości. Czasami jest mu potem przykro, ale to wątpliwe pocieszenie.
– A ty rzuciłaś mu rękawicę w twarz – powiedział Rhys.
– Wiem, że Taranis nigdy nie uderza silniejszego. Jeśli wpada we wściekłość, kieruje ją na kogoś, kto jest słabszy od niego. Jego ofiary zawsze były istotami o słabszych zdolnościach magicznych albo gorszej pozycji politycznej lub ludźmi pozbawionymi sprzymierzeńców wśród sidhe. – Potrząsnęłam głową. – Nie, Rhysie, on zawsze wie, kogo może zaatakować. Nie jest bezmyślny. Nie zrobi mi krzywdy, ponieważ stoję na pewnym gruncie. Będzie podchodził do mnie z respektem, a może nawet zacznę go niepokoić.
– Niepokoić? – powtórzył Rhys.
– Boi się Andais – a nawet Cela, ponieważ Cel jest szalony i Taranis nie jest pewien, co się stanie, jeśli zasiądzie na tronie. Taranis prawdopodobnie wyobrażał sobie, że będzie mógł sobie mnie podporządkować. Teraz ogarną go wątpliwości.