– To zastanawiające, że to zaproszenie przyszło po naszej rozmowie z Maeve Reed – powiedział Doyle.
Skinęłam głową.
– Prawda?
Moi strażnicy wymienili spojrzenia. Kitto dalej leżał obok mnie, cichszy teraz.
– Wydaje mi się, że to nie byłoby rozsądne ze strony Meredith przyjąć zaproszenie na ten bal – zauważył Mróz.
– To prawda – przyznał Doyle.
– Ja też tak uważam – dodał Rhys.
Popatrzyłam na nich.
– Nie zamierzam tam iść. Ale dlaczego macie takie poważne miny?
Doyle usiadł na łóżku, zmuszając Kitta do posunięcia się odrobinę.
– Czy Taranis jest tak samo dobrym strategiem jak ty?
Zamyśliłam się.
– Nie wiem – powiedziałam w końcu. – Dlaczego pytasz?
– Czy będzie myślał, że nie chcesz iść na bal z tego powodu, który podałaś, czy dlatego, że dowiedziałaś się czegoś od Maeve?
Wciąż nie zdradziłam im sekretu Maeve, a oni nie pytali. Doszli zapewne do wniosku, że dałam jej słowo, że nikomu nie powiem, o czym rozmawiałyśmy, co było nieprawdą. Nie powiedziałam im dlatego, że o niektórych sprawach bezpieczniej jest nie wiedzieć. A teraz nagle pojawiło się to zaproszenie na bal. Cholera.
Spojrzałam na Doyle’a i pozostałych. Mróz oparł się o szafę z rękami skrzyżowanymi na piersi. Rhys wciąż siedział na łóżku. Kitto leżał obok mnie.
– Nie zamierzałam wam zdradzić sekretu Maeve, ponieważ to niebezpieczna wiedza. Myślałam, że uda nam się uniknąć kontaktu z Dworem Seelie i to nie ma znaczenia. Taranis nie zapraszał mnie do siebie od wielu lat. Ale w obecnej sytuacji powinniście wiedzieć.
Kiedy powiedziałam im, dlaczego Maeve została wygnana, Rhys złapał się za głowę, a Mróz wpatrzył się we mnie pustym wzrokiem. Nawet Doyle zaniemówił. Dopiero Kitto przerwał milczenie.
– Taranis zgubi swoich poddanych.
– Jeśli jest naprawdę bezpłodny, sprawi, że umrą jako ludzie – przyznał Doyle.
– Ich magiczne zdolności obumrą, ponieważ ich król jest bezpłodny – dodał Mróz.
– Andais obawia się, że to samo może spotkać Unseelie. Chociaż ona przynajmniej, w odróżnieniu od Taranisa, ma potomka.
– Więc dlatego tak jej zależy na tym, żeby mnie albo Celowi urodziło się dziecko – powiedziałam.
Doyle skinął głową.
– Też mi się tak wydaje, chociaż może mieć swoje własne powody, dla których napuściła ciebie i Cela na siebie nawzajem.
– Taranis nas wszystkich zabije – wyszeptał Rhys.
Spojrzeliśmy na niego. To zaczynało już przypominać mecz tenisowy, w którym przenosi się wzrok z jednego zawodnika na drugiego.
– Zabije wszystkich, którzy wiedząc jego bezpłodności. Jeśli inni Seelie odkryją, że ich zgubi, mogą zażądać ofiary z jego krwi, która przywróci im płodność.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
– Dlaczego w takim razie Maeve Reed żyje? – spytał Mróz. – Julian mówił nam, że nie było dotąd żadnych zamachów na jej życie.
– Nie potrafię tego wyjaśnić – przyznał Rhys. – Może dlatego, że nie miała możliwości powiedzieć o tym żadnej istocie z Krainy Faerie. Spotkaliśmy się z nią, ale oprócz nas mogła powiedzieć o tym tylko innym istotom, które są na wygnaniu. Meredith nie przebywa na wygnaniu i może to powtórzyć komuś, kto ma znaczenie. Komuś, kto jej uwierzy i zacznie działać.
Zamyśliliśmy się. W końcu Doyle przerwał milczenie.
– Mrozie – powiedział – zadzwoń do Juliana i zawiadom go, że mogą mieć kłopoty.
– Jak rozumiem, mam mu nie mówić, z jakiego powodu? – spytał Mróz.
– Nie – odparł Doyle.
Mróz skinął głową i wyszedł z sypialni. Spojrzałam na Doyle’a.
– Czy mówiłeś komuś o naszej wizycie?
– Tylko Barinthusowi – odparł.
– To do tego potrzebna była ci czara z wodą na ołtarzu – domyśliłam się.
Skinął głową.
– Był kiedyś panem mórz otaczających nasze wyspy, więc najbezpieczniej kontaktować się z nim poprzez wodę.
Skinęłam głową.
– Mój ojciec również w ten sposób rozmawiał z Barinthusem. Co u niego?
– Jako twój najsilniejszy sprzymierzeniec na Dworze Unseelie dokonał pewnego postępu w pozyskiwaniu dla ciebie nowych sojuszników.
Popatrzyłam mu prosto w oczy.
– Co przede mną ukrywasz?
Odwrócił wzrok.
– Kiedyś nie umiałaś tak dobrze czytać z mojej twarzy.
– Kwestia wprawy. Więc co przede mną ukrywasz?
– Były na niego dwa zamachy.
– Jak poważne?
– Na tyle, by o nich wspomniał, jednak nie na tyle, żeby naprawdę się przestraszył. Barinthus jest jednym z najstarszych z nas. Jego moc pochodzi z wody. Nie tak łatwo go zabić.
– Jak powiedziałeś, Barinthus jest moim najsilniejszym sprzymierzeńcem. Jeśli go zabiją, reszta się wystraszy i odwróci ode mnie.
– Też się tego obawiam, księżniczko, ale wielu boi się tego, co zrobi Cel, gdy wyjdzie na wolność. Wszyscy boją się, że stał się tam kompletnie szalony. Nikt nie chciałby mieć kogoś takiego na tronie. Barinthus uważa, że to dlatego zwolennicy Cela rozpuszczają pogłoski, że po objęciu tronu zatrujesz ich wszystkich śmiertelnością.
– To brzmi cokolwiek rozpaczliwie – powiedziałam.
– Nie, prawdziwie rozpaczliwe jest mówienie o wypowiedzeniu wojny Dworowi Seelie. To, czego nie powiedziałem Kuragowi – że mówi się o wojnie z Seelie niezależnie od tego, które z was zasiądzie na tronie. Wszyscy widzą szaleństwo Cela, twoją śmiertelność, słabość królowej jako oznaki upadku Unseelie. Niektórzy mówią, że pójście na wojnę jest ostatnią szansą na pokonanie Seelie.
– Jeśli na amerykańskiej ziemi wybuchnie wojna, ludzie podejmą interwencję. To złamanie traktatu, na mocy którego tu jesteśmy – powiedział Rhys.
– Wiem – odrzekł Doyle.
– Więc myślą, że Cel jest szalony… – zamyślił się Rhys. – Czy Barinthus powiedział, kto najgłośniej domaga się wojny z Seelie?
– Siobhan.
– Przywódczyni straży Cela.
– Jest tylko jedna Siobhan – zauważył Doyle.
– I dziękujmy za to Panu i Pani – powiedział Rhys.
Siobhan była odpowiednikiem Doyle’a. Blada, niska kobieta z włosami jak sieć pająka. Fizycznie była więc przeciwieństwem Doyle’a. Ale tak jak czasami królowa mówiła: „Gdzie moja Ciemność? Dajcie mi moją Ciemność” i ktoś krwawił albo umierał, tak Cel przyzywał Siobhan. Nie miała jednak żadnego przydomku; była po prostu Siobhan.
– Nie chcę się czepiać – powiedziałam – ale czy została ukarana za to, że na rozkaz Cela usiłowała mnie zabić?
– Tak – odparł Doyle – ale kara już się skończyła.
– Ile trwała? – spytałam.
– Miesiąc.
Potrząsnęłam głową.
– Miesiąc za to, że omal nie zabiła następczyni tronu. Co to mówi wszystkim innym, którzy chcieliby mnie zabić?
– To Cel wydał rozkaz, Meredith, i został za to skazany na pół roku najgorszych męczarni. Nikt się nie spodziewa, że wyjdzie stamtąd zdrowy na umyśle.
– Poza tym czy kiedykolwiek znajdowałaś się pod troskliwą opieką Ezekiela przez cały miesiąc? Wiesz, co to znaczy? – spytał Rhys.
Ezekiel był nadwornym oprawcą od wielu wieków. Był śmiertelnikiem. Królowa znalazła go, gdy wykonywał usługi dla jednego z miast i tak jej się spodobała jego praca, że zaproponowała mu posadę u siebie.
– Nigdy nie byłam w Korytarzu Śmierci przez miesiąc, ale jednak spędziłam tam nieco czasu. Ezekiel zawsze zapewniał mnie, że będzie delikatny. Spędził tak wiele wieków z nieśmiertelnymi, że bał się, że mnie niechcący zabije. „Muszę na ciebie uważać, księżniczko, jesteś taka delikatna, tak krucha, tak ludzka”, zwykł mawiać.