Rhys zadrżał.
– Bardzo udatnie naśladujesz jego głos.
– Lubi sobie pogadać przy robocie.
– Wybacz, Meredith, przeszłaś swoje, ale w takim razie powinnaś rozumieć, co to znaczyło dla Siobhan znajdować się tam przez miesiąc.
– Rozumiem, Rhysie, ale poczułabym się lepiej, gdyby została stracona.
– Królowa bardzo niechętnie zgładza szlachetnie urodzone sidhe – powiedział Doyle.
– Wiem, nie jest ich już za dużo. – Ale nie byłam z tego zadowolona. Karą za usiłowanie zamordowania następczyni tronu powinna być śmierć. W przeciwnym razie ktoś może znowu spróbować. W tym akurat wypadku, Siobhan.
– Dlaczego ona chce wojny? – spytałam.
– Lubi śmierć – odparł Rhys.
Spojrzałam na niego.
– Nie byłem jedynym, który był kiedyś uważany za boga śmierci, podobnie jak nie byłem jedynym, który stracił moc, kiedy pojawił się Bezimienny. Siobhan również była kiedyś inaczej nazywana.
To mi o czymś przypomniało.
– Powiedz Doyle’owi, co odkryłeś dzisiaj na miejscu zbrodni.
W miarę jak Rhys zdawał relację, kapitan mojej straży wyglądał na coraz bardziej zmartwionego.
– Nie widziałem, jak Esras to robi, ale wiem, że królowa wydała taki rozkaz. Jedno z uzgodnień między nami a Seelie mówiło, że niektórych zaklęć nie będziemy używać. To było jedno z nich.
– Teoretycznie, jeśli udowodnimy, że wojownik sidhe z któregoś z dworów użył tego zaklęcia, może się to stać powodem do zerwania traktatów pokojowych pomiędzy dworami?
Doyle zamyślił się na chwilę.
– Nie wiem – powiedział w końca. – Żadna ze stron nie chce wojny.
– Siobhan chce – powiedziałam – a oprócz tego chce mojej śmierci. Czy mogła to zrobić?
Przez kilka dłuższych chwil Rhys i Doyle milczeli, rozważając to, co powiedziałam. Kitto dalej leżał cicho obok mnie.
– Chce wojny, więc może wszelkimi sposobami dążyć do jej wywołania – powiedział w końcu Doyle. – Pytanie tylko, czy ma wystarczającą moc, żeby zrobić coś takiego.
Spojrzał na Rhysa. Mój drugi strażnik westchnął.
– Kiedyś miała. Tak samo jak i ja. Byłaby w stanie to zrobić, ale to oznacza, że musiałaby być tutaj, w Kalifornii. Nie można wysłać takiego zaklęcia z tak dużej odległości i sprawnie go kontrolować. Zamiast ścigać Merry, mogłaby po prostu wędrować i zabijać niewinnych ludzi.
– Jesteś tego pewien? – spytał Doyle.
– Tak, jestem.
– Czy Barinthus nie wspominał o tym, że Siobhan zniknęła z dworu? – spytałam.
– Podkreślał, że cały czas jest dotkliwa jak wrzód na dupie.
– Więc znajduje się na dworze – stwierdziłam.
– Co nie znaczy, że nie mogła na jakiś czas stamtąd wyjechać.
– Ale to wciąż nie wystarczyłoby, żeby zabić Merry – powiedział Rhys.
– Dobrze wiedzieć – odparłam, po czym dodałam: – A jeśli moja śmierć jest tylko dodatkiem? Jeśli prawdziwym celem jest wywołanie wojny między dworami?
– Więc dlaczego nie wywołano starych bogów w Illinois, blisko obu dworów? – spytał Doyle.
– Dlatego, że ten, kto chciał wywołać wojnę, bał się śmierci – odparłam.
Doyle skinął głową.
– To prawda. Jeśli królowa odkryje, że ktoś użył jednego z zakazanych zaklęć, zgładzi go, mając nadzieję, że uśmierzy tym gniew Taranisa.
– I udałoby się jej – powiedział Rhys – ponieważ żadna ze stron nie chce wojny.
– Więc dlatego zrobiono to tak daleko – stwierdziłam.
– Pomyślcie tylko: jeśli zostanie udowodnione, że to zaklęcie sidhe uwolniło starych bogów, ale nie będzie można ustalić, który dwór jest za to odpowiedzialny, podejrzenia padną na obie strony.
– I Bezimiennego – dodał Doyle – jedynego sidhe, który byłby w stanie to zrobić. A zarazem jedynego sidhe, który mógłby to ukryć zarówno przed jednym, jak i drugim dworem.
– Siobhan nie zdołałaby uwolnić Bezimiennego – stwierdził Rhys. – Jestem pewien.
– Zaraz, zaraz – powiedziałam – czy królowa nie mówiła, że Taranis odmówił jej pomocy w szukaniu go? Odmówił przyznania, że ktoś tak przerażający mógł być częścią jego dworu?
Doyle skinął głową.
– Faktycznie, tak mówiła.
– A jeśli to ktoś z Dworu Seelie? – spytałam. – Nie mielibyśmy więcej problemów z wyśledzeniem go?
– Prawdopodobnie.
– Chcesz powiedzieć, że zdrajca pochodzi z Dworu Seelie? – spytał Rhys.
– Może jest dwóch zdrajców. Siobhan mogła obudzić starych bogów, a ktoś z drugiego dworu uwolnił Bezimiennego.
– Ale dlaczego miałby to robić? – spytał Rhys.
– To mogłoby temu komuś dać dostęp do najstarszych i najstraszliwszych mocy w Krainie Faerie – powiedział Doyle tak cicho, jakby mówił do siebie. – Jeśli miałby nad nimi władzę, nic nie byłoby go w stanie powstrzymać.
– Ktoś przygotowuje się do wojny – powiedziałam.
Doyle zaczerpnął powietrza i wypuścił je wolno.
– Muszę powiadomić królową o starych bogach. Powinienem podzielić się z nią również naszymi podejrzeniami dotyczącymi Bezimiennego. – Spojrzał na mnie. – Dopóki nie będziemy mieli pewności, że gniew starych bogów nie jest wymierzony przeciwko tobie, pozostaniesz pod osłoną.
– Czy osłona poradzi sobie z nimi?
Zasępił się i spojrzał na Rhysa, który wzruszył ramionami.
– Widziałem ich w otwartej walce. Wiem, że osłona może powstrzymać wszystko, ale nie wiem, jak potężne stały się te siły. Zwłaszcza jeśli się pożywiły. Mogą być w stanie pokonać prawie każdą osłonę.
– Piękne dzięki, to bardzo pocieszające – powiedziałam.
Popatrzył na mnie z poważną miną.
– To nie miało być pocieszające, tylko szczere. – Uśmiechnął się smutno. – Poza tym wszyscy jesteśmy gotowi poświęcić życie, by cię obronić, a niełatwo nas zabić.
– Nie myśl sobie, że wygrasz – powiedziałam. – Jak będziesz walczył z czymś, czego nie widzisz i nie możesz dotknąć, ale co widzi i może dotknąć ciebie? Z czymś, co może wypić z ciebie życie jak wodę z butelki? Jak wyobrażasz sobie walkę z czymś takim?
– Dlatego właśnie muszę porozmawiać z królową. – Doyle wstał i skierował się do łazienki, w której było mniejsze lustro. Najwidoczniej chciał porozmawiać z nią na osobności.
Zatrzymał się w drzwiach.
– Zadzwońcie do Jeremy’ego i powiedzcie mu, że jutro nie przychodzimy do pracy. Dopóki nie jesteśmy pewni, że ten atak nie był skierowany na Merry, musimy jej strzec dzień i noc:
– Aż czego będziemy żyli? – spytałam.
Westchnął i potarł powieki, jakby był zmęczony.
– Podziwiam upór, z jakim dążysz do całkowitej niezależności. Nawet się z tym zgadzam. Ale byłoby prościej, gdybyśmy poprosili królową o pieniądze. Na razie nie możemy pracować.
– Nie chcę od niej pieniędzy.
– Wiem, wiem. Zadzwoń do Jeremy’ego i wyjaśnij mu, że Kitto zachorował i musisz się nim zająć. Jeremy to zrozumie.
– Nie chcesz mu powiedzieć o starych bogach?
– To jest sprawa sidhe, a on nie jest sidhe.
– Jeśli jednak sidhe pójdą na wojnę, będzie to sprawa wszystkich istot magicznych. Moja prababcia była skrzatem. Jej jedynym pragnieniem było pozostać w pobliżu ludzkiego domostwa i opiekować się nim, ale została zabita podczas jednej z ostatnich wielkich wojen. Jeśli znów się coś takiego może wydarzyć, czy nie powinniśmy z wyprzedzeniem wszystkich o tym powiadomić?
– Jeremy jest wygnańcem z Krainy Faerie, więc nie będzie musiał iść na wojnę.
– Zbywasz mnie.
– Nie, Meredith, nie zbywam cię, na razie po prostu nie wiem, co ci powiedzieć. Wolę więc nie mówić nic. – Wyszedł. Usłyszałam, jak drzwi od łazienki otwierają się, a potem zamykają.