Выбрать главу

Jego żółte włosy były grube, proste, otaczały w niedbałych kosmykach jego trójkątną twarz. Sięgały mu do ramion. Były czasy, kiedy Andais ukarałaby go za noszenie tak długich włosów. Tylko wojownicy sidhe mogli mieć włosy tak długie jak kobiety. To była oznaka statusu, przywilej.

Jego dłonie były wielkości paznokcia na moim małym palcu. Oparł jedną z tych dłoni na biodrze i wysunął jedną nogę, przybierając wyzywającą pozę.

– Jeśli zapewniona nam zostanie odrobina prywatności, wezmę zapłatę i dam ci lek dla twojego rycerza – powiedział rozdrażnionym głosem.

Uśmiechnęłam się i ten uśmiech wywołał na jego twarzy grymas gniewu.

– Nie jestem dzieckiem, żeby traktować mnie z pobłażliwością, księżniczko. Jestem mężczyzną. Być może małym w twojej ocenie, ale jednak mężczyzną. Wolałbym, żebyś nie uśmiechała się do mnie jak do niegrzecznego dziecka.

To było prawie dokładnie to, co sobie pomyślałam, gdy przybrał tę pozę. Traktowałam go jak lalkę, zabawkę albo dziecko.

– Wybacz mi, masz rację. Jesteś istotą magiczną i mężczyzną, mimo niewielkich rozmiarów.

Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

– Jesteś szlachetnie urodzoną sidhe i przepraszasz mnie?

– Zostałam nauczona, że prawdziwe szlachectwo objawia się tym, że umiesz się przyznać do błędu.

Przekrzywił głowę, prawie jak ptak.

– Słyszałem już od innych, że postępujesz sprawiedliwie, tak jak twój ojciec,

– Miło mi słyszeć, że mój ojciec jest wciąż wspominany.

– Wszyscy pamiętamy księcia Essusa.

– Zawsze się cieszę, że dzielę z innymi dobre wspomnienie o ojcu.

Mędrzec przyjrzał mi się z bliska, choć nie tak, jak przyglądałby się ktoś większy. To była jego wersja kontaktu wzrokowego. Wydawał się wpatrywać tylko w moje prawe oko, chociaż najwidoczniej zobaczył mój uśmiech i właściwie go zinterpretował, co znaczyło, że mógł widzieć całą moją twarz. Nie byłam przyzwyczajona do obcowania z krwawymi motylami. Mój ojciec zawsze je szanował, ale nie zabierał mnie na dwór Niceven tak jak na dwór Kuraga czy innych.

– Książę Essus cieszył się naszym szacunkiem, księżniczko, ale czas nie stoi w miejscu, podobnie jak i my. – Jego głos był prawie smutny. Popatrzył na mnie, twarz znów stała się wyzywająca i z ledwością opanowałam uśmiech ponownie cisnący mi się na usta. To nie było zabawne, był tak samo godzien szacunku, jak każdy w tym pokoju. Ale naprawdę trudno było w to uwierzyć.

– Zapewnij nam prywatność niezbędną do zaspokojenia pragnień mojej królowej, a przekażę ci lek dla twojego zielonego rycerza.

Spojrzałam na Doyle’a i Galena stojących w sypialni i pozostałych tłoczących się w wejściu do niej. Mróz pokręcił głową.

– Moi strażnicy nigdy nie zostawiają mnie samej.

– Sądzisz, że pochlebia mi, że patrzą na mnie jak na potencjalne zagrożenie? – Odwrócił się na mojej dłoni i pokazał palcem Doyle’a.

– Ciemność zna mnie od dawna i wie, do czego jestem zdolny. – Zwrócił się znowu do mnie, a jego gołe stopy ślizgały się po mojej skórze. – Wciąż liczę na odrobinę prywatności.

– Nie ma mowy – powiedział Doyle.

Mędrzec odwrócił się do niego, odrywając się z trzepotem od mojej ręki.

– Kto jak kto, ale ty powinieneś to rozumieć. Zrobienie tego, co zaoferowała mi królowa, jest wszystkim, co mi pozostało. To wszystko, na co mogę liczyć. To, co zrobię tego wieczoru w tym pokoju, będzie najbliższym kontaktem z kobietą, jaki będę miał od bardzo dawna. Nie wydaje mi się, żeby odrobina prywatności, o którą proszę, była zbyt wygórowanym żądaniem.

Niechętnie, bo niechętnie, ale w końcu moi strażnicy zgodzili się na to, by zostawić nas samych. Został tylko Kitto, dalej zakopany w pościeli i przytulony do mojego ciała.

– On też – powiedział Mędrzec.

– On dzisiaj o mało nie zgasł – odparłam.

– Wygląda dosyć dobrze.

– Jego król, Kurag, powiedział mi, że moje ciało, krew, magia są tym, co utrzymuje Kitta przy życiu tutaj, w świecie ludzi. Musi zostać przy mnie, dotykając mnie przez długi czas.

– Mogłabyś wykopać go z łóżka do jednego ze swoich wojowników.

– Nie – powiedział cicho Kitto. – Mam przywilej pozostawać tu nawet wtedy, gdy się parzą. Widziałem cienie, które rzucali na ściany, tak mocno świecili.

Mędrzec podfrunął do Kitta.

– Goblinie, twoi pobratymcy zjadają moich podczas wojny.

– Silniejszy zjada słabszego. Tak to już jest w tym świecie – stwierdził sentencjonalnie Kitto.

– W świecie goblinów – odparł Mędrzec.

– Tylko taki świat znam.

– Jesteś teraz daleko od tego świata.

Kitto dał nura pod kołdrę, tak że widać spod niej było tylko jego oczy.

– Teraz całym moim światem jest Merry.

– Podoba ci się ten twój nowy świat?

– Jest mi ciepło, czuję się bezpiecznie, a ona nosi mój znak na ciele. To dobry świat.

Mędrzec unosił się w powietrzu jeszcze przez kilka chwil, a potem przysiadł z powrotem na mojej ręce.

– Jeśli goblin złoży uroczystą przysięgę, że nie opowie nikomu o tym, co zobaczy, usłyszy albo poczuje, może zostać.

Kitto przysiągł.

– Dobrze – powiedział Mędrzec. Spojrzał w dół mojego ciała i chociaż był nie większy niż moje przedramię, zadrżałam i poczułam wielką ochotę, by zakryć się aż po szyję. Oblizał usta malutkim czerwonym języczkiem, który przypominał mi kroplę krwi.

– Najpierw krew, potem lek. – Słowo „lek” wypowiedział tak, że zaczęłam żałować, iż pozwoliłam strażnikom wyjść. Mimo że był mniejszy od lalki Barbie, w tej chwili śmiertelnie się go bałam.

Rozdział 28

Podfrunął do moich piersi. Zasłoniłam się ręką. Usiadł na nadgarstku drugiej. Naciągnęłam kołdrę pod szyję.

Wyglądał na oburzonego.

– Odmawiasz mi krwi ze swojego serca?

– Widziałam, co twoi pobratymcy zrobili mojemu rycerzowi. Musiałabym być szalona, żeby pozwolić ci pić z takiego miejsca bez sprawdzenia, czy jesteś delikatny.

Przysiadł na moim nadgarstku. Zdawał się ważyć więcej, gdy siedział; niewiele więcej, ale jednak zauważalnie.

– Zawsze jestem delikatny. – Jego głos brzmiał teraz jak dzwonki poruszane przez leciutki wietrzyk. Jego usta wydały mi się teraz podobne do czerwonego kwiatka. Dotknął tymi delikatnymi ustami mojej dłoni, opierając się na mojej ręce, gdy opadłam na łóżko. Przebiegł ustami i dłońmi po włoskach na mojej ręce. Miałam wrażenie, jakby muzyka przebiegała po mojej skórze – bezdźwięczna muzyka, którą mogłam słyszeć tylko ja. Grał na mojej skórze, mojej ręce.

Podrzuciłam go gwałtownie w powietrze, gdzie zaczął bzyczeć na mnie jak rozwścieczona pszczoła.

– Dlaczego to zrobiłaś? Mogliśmy mieć dużo zabawy.

– Bez magii, pamiętaj – powiedziałam, patrząc na niego gniewnie i chwytając kołdrę.

– Bez magii to nie będzie dla ciebie zbyt przyjemne. – Wzruszył ramionkami. – Dla mnie to bez znaczenia, dla Niceven również, ale dla ciebie to jednak będzie coś znaczyć. Pozwól, że oszczędzę ci bólu.

Gdyby dotarł do mnie kiedy indziej, gdy rana po ugryzieniu Kitta już by mnie nie bolała, powiedziałabym; „Nie, po prostu weź krew dla swojej królowej i miejmy to już z głowy”, Gobliny nie potrafią czarować, więc Kitto nie dał mi wyboru; co innego Mędrzec.

Zaczerpnęłam powietrza, wypuściłam je wolno, po czym skinęłam głową,

– Użyj tylko tyle magii, żeby uczynić to przyjemnym. Jeśli spróbujesz więcej, wezwę swoich strażników i pożałujesz tego, co zrobiłeś.