– Co to znaczy? – spytał Doyle. – Wyjaśnij nam to. Dokładnie i bez uników. Powiedz nam całą prawdę.
Mędrzec wykonał w powietrzu kolejny skręt, po czym wpatrzył się w Doyle’a. Mógł zwyczajnie popatrzeć na niego przez ramię, ale sądzę, że chciał, by Doyle wiedział, że na niego patrzy.
– Naprawdę chcesz poznać całą prawdę?
– Tak – odparł Doyle, głosem ochrypłym, cichym i niskim, ale tonem, który sprawiał, że wielu sidhe bladło.
Mędrzec roześmiał się radosnym brzęczącym głosem, który sprawił, że z trudem powstrzymałam uśmiech. Był bardzo dobry w czarowaniu, lepszy niż się spodziewałam.
– O, będziesz jeszcze bardziej zły, kiedy usłyszysz, co zrobiła moja droga królowa.
– Po prostu nam to powiedz – włączyłam się. – Przestań nas zwodzić.
Odwrócił się do mnie, unosząc się tak blisko mnie, że czułam na twarzy powiew jego skrzydełek.
– Poproś – zażądał.
Galen napiął się cały. Rhys położył rękę na jego ramieniu. Sądzę, że nie byłam jedyną osobą, która miała oko na Galena w obecności krwawego motyla.
– Proszę – powiedziałam. Mam wiele wad, ale fałszywa duma do nich nie należy. Nic mnie nie kosztowało powiedzenie „proszę” do tego maleńkiego człowieczka.
Uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony.
– Skoro tak ładnie poprosiłaś, powiem ci. – Złapał się za krocze. – Lekarstwo jest schowane tutaj.
Otworzyłam szeroko oczy.
– W jaki sposób Meredith ma je odzyskać? – spytał Doyle beznamiętnym tonem.
Mędrzec uśmiechnął się chytrze.
– W taki sam sposób, w jaki królowa je tam umieściła.
– Niceven nie wolno odbywać stosunków z nikim poza jej mężem – zauważył Doyle.
– Od każdej zasady są wyjątki. Kto jak kto, ale ty, Ciemności, powinieneś o tym wiedzieć.
Wydawało się, że Doyle poczerwieniał, chociaż z powodu koloru jego skóry nie było to takie pewne.
– Jeśli królowa Andais dowie się, że twoja królowa złamała śluby małżeńskie, źle się to dla niej skończy.
– Krwawe motyle nigdy nie musiały się stosować do tych zasad, dopóki Andais nie stała się zazdrosna o dzieci Niceven. Moja królowa ma troje dzieci, wszystkie czystej krwi. Tylko jedno z nich jest dzieckiem Pola, ale to jego właśnie Andais wybrała na małżonka Niceven. Andais zazdrości Niceven jej dzieci, cały dwór o tym wie.
– Na twoim miejscu uważałbym na to, do kogo to mówisz – powiedział Rhys.
Mędrzec machnął maleńką rączką.
– Zażądałaś leku dla swojego zielonego rycerza, a jest tylko jeden sposób, żeby go przekazać. Niceven musiała się ze mną przespać, żeby włożyć we mnie zaklęcie. Andais uznała, że zielony rycerz musi być uleczony za wszelką cenę.
Pokręciłam głową.
– Nie ma mowy, nie prześpię się z tobą.
Mędrzec wzbił się w powietrze.
– A zatem twój zielony rycerz dalej będzie pozbawiony męskości.
Ponownie pokręciłam głową.
– To się okaże. – Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Nie pozwalałam sobie na częste wpadanie w gniew. Na dworze była to słabość, na którą tylko najpotężniejsi mogli sobie pozwolić. Nigdy nie byłam tak potężna.
– Doyle, skontaktuj się z królową Niceven. Musimy porozmawiać. – Gniew wsączył się w mój głos.
Mędrzec podleciał do mnie tak blisko, że wiatr z jego skrzydełek owiewał moją twarz.
– Nie ma innego sposobu, księżniczko. Moja królowa dała lek. Drugi raz już go nie da.
Spojrzałam na niego.
– Nie jestem pierwszą lepszą, mały człowieczku. Jestem księżniczką sidhe i następczynią tronu Unseelie. Nie puszczam się dla Niceven.
– Tylko dla Andais – dopowiedział Mędrzec.
Byłam bardzo bliska trzepnięcia go, ale nie miałam pewności, jak mocno go uderzę, a nie chciałam zrobić mu krzywdy przez przypadek. Nie, jeśli już miałam go skrzywdzić, wolałam to zrobić z pełną premedytacją.
– Doyle, skontaktuj się z Niceven.
Nie protestował, po prostu poszedł w kierunku drzwi do sypialni. Podążyłam za nim, a za mną reszta.
– Co chcesz zrobić, księżniczko? – zawołał Mędrzec w ślad za mną. – Co możesz zrobić? Czy jedna noc ze mną to taka wysoka cena za męskość twojego zielonego rycerza?
Zignorowałam go.
Kiedy weszłam do sypialni, Niceven była już w lustrze. Dziś miała na sobie czarną suknię, całkowicie przezroczystą, przez którą jej blade ciało zdawało się świecić. Czarne cekiny błyszczały na jej rękawach. Białe włosy opadały swobodnie wzdłuż ciała. Sięgały prawie do kostek, ale były cienkie i nie przypominały z wyglądu włosów. Przyszło mi na myśl porównanie do pajęczyny na wietrze. Blade skrzydła otaczały ją jak biała zasłona. Jej trzy damy dworu stały za jej tronem, ubrane tylko w kuse jedwabne peniuary, jakby dopiero co wstały z łóżka. Każdy z nich jednak pasował do skrzydeł: różanoczerwonych, żonkilowożółtych i irysowofioletowych. Miały zmierzwione włosy. Najwyraźniej faktycznie dopiero przed chwilą się obudziły.
Biała mysz w wysadzanej drogimi kamieniami obroży była na swoim miejscu. To, że Niceven nie miała na głowie diademu, nie nosiła biżuterii, oznaczało, że odpowiedziała na nasze wezwanie w dużym pośpiechu.
– Czemu zawdzięczam ten nieoczekiwany zaszczyt, księżniczko Meredith? – W jej głosie był ślad rozdrażnienia. Najwidoczniej zerwaliśmy z łóżek cały dwór.
– Królowo Niceven, obiecałaś mi lek dla Galena, jeśli napoję twojego sługę swoją krwią. Wypełniłam swoją część umowy ty jednak nie wypełniłaś swojej.
– Mędrzec nie dał ci leku? – Wydawała się szczerze zdziwiona.
– Nie – odparłam.
Odszukała spojrzeniem małego człowieczka, który przysiadł na krawędzi komody, by być łatwo widocznym z lustra.
– Mędrcze, o co tu chodzi?
– Odmówiła przyjęcia leku – odrzekł, rozkładając ręce, jakby chciał powiedzieć: „To nie moja wina”.
Niceven przeniosła wzrok z powrotem na mnie.
– Czy to prawda?
– Naprawdę sądziłaś, że wezmę go do łóżka?
– On jest cudownym kochankiem, księżniczko.
– Być może dla kogoś twoich rozmiarów. Dla kogoś takiego jak ja, to jednak absurdalny pomysł.
– Ma za małego – powiedział Rhys.
Przeszyłam go wściekłym spojrzeniem. Wzruszył ramionami, niemal przepraszając, i cofnął się.
– Jeśli rozmiar jest jedynym problemem, to można temu zaradzić – stwierdziła Niceven.
– Wasza Wysokość – włączył się Mędrzec – nie sądzę, żeby to było rozsądne. Tylko Meredith dała uroczyste słowo, że nie wyjawi naszej tajemnicy.
– A więc niech wszyscy przysięgną – powiedziała.
Pokręciłam głową.
– Niczego nie przysięgniemy – powiedziałam. – Jeśli teraz nie dasz leku dla mojego rycerza, ogłoszę cię krzywoprzysięzcą. Tacy nie mają czego szukać w Krainie Faerie.
– Lek jest na wyciągnięcie ręki, księżniczko. To nie moja wina, że go nie chcesz.
Podeszłam do lustra.
– Seks jest większą łaską niż dzielenie się krwią, dobrze o tym wiesz, Niceven.
Wydawało się, że jej twarz stała się jeszcze szczuplejsza, jasne oczy zabłysły gniewem.
– Przekraczasz dopuszczalne granice, Meredith, ignorując mój tytuł.
– Nie, to ty je przekraczasz, Niceven. Zachowujesz swój tytuł tylko dzięki łasce Andais, dobrze o tym wiesz. Jeśli natychmiast nie otrzymam leku dla Galena, ogłoszę cię przed królową krzywoprzysięzcą.
– Nie zostanę zawrócona z obranego kursu z powodu gniewu, nieważne jak bardzo będziesz mnie prowokowała, Meredith – powiedziała Niceven. – Ujawnij się, Mędrcze.