Выбрать главу

– Jak śmiesz mnie odłączać, Doyle, jak śmiesz!

– To ja poprosiłam Doyle’a, żeby wyłączył obraz w lustrze – powiedziałam zza pleców swoich ludzi.

– Słyszę naszą małą księżniczkę, ale jej nie widzę. Jeśli mamy się bić, to wolę twarzą w twarz. – Jej głos był pełen gniewu.

Mężczyźni odsunęli się na bok, tak że nagle stałam się widoczna, klęcząc na łóżku, w pościeli. Również Andais stała się nagle widoczna. Znajdowała się pośrodku Korytarza Śmierci. Lustro ustawione było tak, że nie było widać narzędzi tortur, ale widok Andais sam w sobie był wystarczająco straszny.

Była cała pokryta krwią, jakby ktoś chlusnął na nią z wiadra. Na włosach miała skorupę zakrzepłej krwi i kawałki czyjegoś ciała. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że jest naga.

Wciągałam powietrze nosem i wypuszczałam ustami, usiłując wydobyć z siebie głos. Nadaremnie. Wreszcie Doyle przerwał ciszę.

– Wiele osób kontaktowało się ostatnio z nami, moja królowo. Księżniczka wreszcie miała dosyć bycia zaskakiwaną przez gości.

– Kto oprócz mnie jeszcze się z tobą kontaktował, bratanico?

Przełknęłam ślinę, wypuściłam powietrze i mój głos zabrzmiał tak jak trzeba, bez drżenia.

– Głównie sekretarze Taranisa.

– Czego on od ciebie chciał?

– Zaprosił mnie na bal bożonarodzeniowy, ale odmówiłam. – Ostatnie słowo wypowiedziałam w pośpiechu. Nie chciałam, by pomyślała, że lekceważę jej dwór.

– Jakież to typowe dla Taranisa.

– Jeśli wolno mi zauważyć, pani – powiedział cicho Doyle – jesteś w wyjątkowo podłym nastroju, mimo że najwidoczniej dogadzałaś sobie serdecznie. Co cię tak zdenerwowało?

Doyle miał rację. Niejednokrotnie zdarzało mi się widzieć Andais, jak wracała z sali tortur, nucąc pod nosem. Była cała pokryta zakrzepłą krwią i nuciła. Teraz więc też powinna być w dobrym nastroju. A jednak nie była.

– Sprowadziłam tu tych, którzy według mnie byli zdolni uwolnić Bezimiennego albo wezwać starych bogów. Przesłuchałam ich tak dogłębnie, jak to tylko ja umiem. Gdyby którykolwiek z nich miał coś na sumieniu, wiedziałabym. – W jej głosie słychać było zmęczenie, gniew zaczynał z niej uchodzić.

– Jestem pewien, pani, że przesłuchałaś ich tak dogłębnie, jak tylko ty umiesz – przyznał Doyle.

Spojrzała na niego ostro.

– Stroisz sobie ze mnie żarty?

Doyle ukłonił się nisko.

– Gdzieżbym śmiał, pani.

Potarła dłonią czoło, rozsmarowując krew na białej skórze.

– Nikt z mojego dworu tego nie zrobił, moja Ciemności.

– A więc kto, jeśli nie nasi ludzie? – spytał Doyle, wciąż pochylony.

– Nie jesteśmy jedynymi sidhe na tym świecie.

– Mówisz o dworze Taranisa – powiedział Mróz.

Przeniosła na niego wzrok i zmrużyła oczy w bardzo nieprzyjazny sposób.

– Tak, mówię właśnie o nim.

Mróz ukłonił się tak samo jak Doyle.

– Nie chciałem być nieuprzejmy, Wasza Wysokość.

– Pani, czy poinformowałaś króla o takiej możliwości? – spytał Doyle, dalej zgięty w pokłonie.

– Nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś z jego pięknego, błyszczącego dworu mógłby zrobić coś takiego. Twierdzi, że nikt z jego ludzi nie wiedziałby, jak wskrzesić starych bogów, i że nikt nie tknąłby Bezimiennego, bo nie ma on z nimi nic wspólnego. Bezimienny i starzy bogowie to sprawa Unseelie.

– A co byłoby sprawą Seelie? – spytałam. – Jeśli to nie sprawa Seelie, to co właściwie byłoby ich sprawą?

– Dobre pytanie, bratanico. Ostatnio Taranis nie lubi sobie brudzić rąk rzeczami, które naprawdę mają znaczenie. Nie wiem, co się z nim dzieje, ale coraz bardziej pogrąża się w świecie iluzji. – Skrzyżowała ręce na piersi i zamyśliła się. – To musi być ktoś z jego dworu. Musi.

– Co trzeba zrobić, żeby to zrozumiał? – spytałam.

– Nie wiem. – Nagle zamachała rękami. – Och, wstawajcie obaj. Usiądźcie na łóżku.

Mróz i Doyle wstali i usiedli po moich bokach. Mróz ciągle był nagi, ale jego piękne ciało już nie było w szczycie podniecenia, w którym znajdowało się, zanim odezwała się królowa. Usiadł ze złożonymi rękami, jakby się wstydził. Doyle usiadł po drugiej stronie, nieruchomo, jak małe zwierzątko, które nie chce ściągnąć na siebie spojrzenia drapieżnika. Nie myślałam o nim zbyt często jak o małym zwierzątku – był z całą pewnością drapieżnikiem – ale teraz jedyny drapieżnik patrzył na nas z lustra.

– Zabierz ręce, Mrozie. Niech cię zobaczę w całej okazałości.

Mróz wahał się przez chwilę, w końcu wykonał polecenie królowej. Siedział nagi, ze spuszczonym wzrokiem, lekko zawstydzony.

– Jesteś naprawdę piękny, Mrozie. Zdążyłam już o tym zapomnieć. – Zmarszczyła brwi. – Zdaje się, że ostatnio zapomniałam o wielu rzeczach. – Jej głos był teraz niemal smutny. Po chwili jednak stał się na powrót pełen energii. Sam jego ton sprawił, że wszyscy troje zesztywnieliśmy, nie wiedząc, co będzie dalej. – Dziś nie bawiłam się dobrze. Szanowałam, lubiłam albo ceniłam tych wszystkich, których tu dzisiaj wezwałam. Teraz nie będą już moimi sojusznikami. Będą się mnie bali, ale bali się już wcześniej, a strach nie jest tym samym, co szacunek. Wreszcie zaczęłam to rozumieć. Dostarczcie mi jakiejś rozrywki, żebym mogła miło wspominać tę noc. Niech zobaczę was troje razem. Niech zobaczę światła waszych ciał rozjaśniające tę noc jak fajerwerki.

Cała nasza trójka siedziała chwilę w milczeniu. W końcu Doyle powiedział:

– Dopiero co spędziłem noc z księżniczką. Mróz dał mi jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie tej nocy dzielić się nią z nikim innym.

– Podzieli się, jeśli mu rozkażę – odparła Andais. Ciężko było się z nią spierać, gdy się widziało ją całą we krwi i nagą, ale spróbowaliśmy.

– Prosiłbym, żeby Wasza Wysokość tego nie robiła – powiedział Mróz. Wyglądał na przerażonego.

– Prosiłbyś? Prosiłbyś? Niby o co?

– O nic – odparł, zwieszając głowę tak, że lśniące włosy zasłoniły mu twarz. – Absolutnie o nic. – W jego głosie była gorycz i smutek.

– Ciociu Andais – powiedziałam łagodnie, jakbym starała się przekonać szaleńca, by rozbroił bombę przyczepioną do jego ciała. – Proszę, nie zrobiliśmy niczego, żeby cię rozgniewać. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby cię zadowolić. Dlaczego miałabyś nas za to karać?

– Karać? Przecież mieliście zamiar uprawiać tej nocy seks?

– Tak, ale…

– Zamierzałaś pieprzyć się dzisiaj z Mrozem, prawda?

– Tak.

– Poprzedniej nocy zrobiłaś to z Doyle’em, zgadza się?

– No tak, ale…

– A więc czemu nie chcesz pieprzyć się z nimi tej nocy? – Znów mówiła uniesionym głosem.

Mój głos z kolei przycichł.

– Nie byłam jeszcze z nimi obydwoma naraz, Wasza Wysokość, a każdy trójkąt wymaga przygotowań, jeśli nie chce się popsuć zabawy. Poza tym wydaje mi się, że Doyle i Mróz są zbyt dominujący, żeby się mną dzielić.

Skinęła głową.

– No dobrze.

Myślę, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.

– W takim razie zastąp jednego z nich innym. Urządź dla mnie przedstawienie, moja bratanico, daj mi coś, co mnie zabawi.

Podałam jej swoje argumenty, a ona nawet się z nimi zgodziła, ale nie na wiele się to zdało. Popatrzyłam na swoich strażników.

– Co proponujecie? – spytałam. Miałam nadzieję, że królowa pomyśli, że to pytanie dotyczy tego, kogo mam tej nocy zaprosić do łóżka. Tak naprawdę jednak dawałam w ten sposób znać swoim ludziom, że desperacko poszukuję wyjścia z sytuacji i oczekuję ich pomocy.