Выбрать главу

– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała.

– Królowa Andais uczyniła mnie i księcia równymi. To z nas, które pierwsze doczeka się dziecka, obejmie tron. Jeśli wdałam się w ciebie, matko, z pewnością będę to ja.

– Król bardzo chce cię widzieć na tym balu.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jestem następczynią tronu Dworu Unseelie. Jeśli w ogóle wezmę udział w jakimkolwiek balu, będzie to bal Unseelie.

Zamachała gwałtownie rękami, po czym, jakby przypomniała sobie o tym, że musi trzymać fason, położyła je z powrotem z gracją na oparciach fotela.

– Mogłabyś wrócić do łask króla, gdybyś się pojawiła na naszym balu, Meredith. Dwór przywita cię z radością.

– Jestem już mile widziana na Dworze Unseelie, matko. A jak mogę wrócić do łask króla, skoro, o ile mnie pamięć nie myli, nigdy się nimi nie cieszyłam?

Znowu zamachała rękami i nawet zapomniała położyć je z powrotem na fotelu. Musiała być naprawdę poruszona, skoro się zapomniała i rozmawiała, gestykulując. Nigdy tego u siebie nie lubiła, uważała to za przejaw pospolitości.

– Mogłabyś wrócić na Dwór Seelie, Meredith. Pomyśl o tym, wreszcie byłabyś prawdziwą księżniczką Seelie.

– Jestem następczynią tronu. Dlaczego miałabym powrócić na dwór, na którym jestem piąta w kolejce do tronu?

– Nie możesz porównywać Dworu Seelie do Dworu Unseelie.

– Czy mam przez to rozumieć, że twoim zdaniem lepiej być sługą na Dworze Seelie, niż władcą na Dworze Unseelie?

– Czy sugerujesz, że lepiej rządzić piekłem, niż trafić do nieba?

– Wiele lat spędziłam na obu dworach, matko. Nie ma się nad czym zastanawiać, wybierając.

– Jak możesz mówić mi takie rzeczy, Meredith? Żyłam na mrocznym dworze i wiem, jaki jest odrażający.

– A ja spędziłam trochę czasu na jasnym dworze i wiem, że moja krew jest jednakowo czerwona zarówno na jasnym marmurze, jak i na czarnym.

Zmarszczyła brwi, wyglądała na zmieszaną.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Gdyby Gran nie zainterweniowała, czy naprawdę pozwoliłabyś, żeby Taranis pobił mnie na śmierć? Pobił mnie na śmierć na twoich oczach?

– Przemawia przez ciebie nienawiść.

– Odpowiedz na pytanie.

– Zadałaś królowi bardzo niegrzeczne pytanie.

Miałam swoją odpowiedź, odpowiedź, którą zawsze znałam. Przeszłam dalej.

– Dlaczego tak bardzo ci zależy na tym, żebym pojawiła się na tym balu?

– Król sobie tego życzy – odparła. Podobnie jak ja wolała już nie poruszać bolesnych kwestii z przeszłości.

– Nie obrażę królowej Andais i wszystkich swoich ludzi, lekceważąc ich obchody Bożego Narodzenia. Jeśli wrócę do domu, to wezmę udział w ich balu świątecznym. Z pewnością rozumiesz, że tak musi być.

– Rozumiem jedno: nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś krnąbrna i zdecydowana sprawiać kłopoty, jak zawsze.

– Ty się również nie zmieniłaś, matko. Co król zaproponował ci w zamian za to, że nakłonisz mnie do pójścia na bal?

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Owszem, wiesz. Tytuł księżniczki to dla ciebie za mało. Pragniesz tego, co idzie w parze z tytułem: władzy. Co król ci zaproponował?

– To pozostanie między nim a mną, chyba że przyjdziesz na bal. Przyjdź, to ci powiem.

Pokręciłam głową.

– Nędzna to przynęta, matko, bardzo nędzna.

– A to co ma znaczyć? – Była bardzo zła i nie próbowała tego ukryć, co miało być dla mnie najwyższą zniewagą. Nie byłam nawet warta ukrywania przede mną gniewu. Być może byłam jedną z bardzo niewielu sidhe, które tak znieważyła. Nawet wokół własnej siostry chodziła na paluszkach.

– To, droga matko, że nie przybędę na bal bożonarodzeniowy Dworu Seelie. – Dałam znak Doyle’owi i przerwał raptownie przekaz, przerywając mojej matce w połowie słowa.

Lustro rozbrzmiało niemal natychmiast tym samym dźwiękiem dzwonka, podobnym do trąbki, ale wiedzieliśmy już kto to i udawaliśmy, że nie ma nas w domu.

Rozdział 33

Rosmerta skontaktowała się z nami następnego ranka, tak wcześnie, że byliśmy jeszcze w łóżku. Obudził mnie dźwięk maleńkich dzwonków. Zapach róż – wizytówka Rosmerty – był niemal przytłaczający. Najwidoczniej próbowała nas obudzić już od dłuższego czasu i wreszcie uciekła się do dzwoneczków i zapachu róż.

Spróbowałam usiąść, ale byłam tak zaplątana w długie włosy Nikki i ramiona Rhysa, że nie dałam rady. Rhys otworzył oko i mrugnął do mnie sennie.

– Która godzina?

– Wczesna – odrzekłam.

– Jak wczesna?

– Gdybyś przesunął rękę, byłabym w stanie zobaczyć zegarek i ci powiedzieć.

– O, przepraszam – wymamrotał. Cofnął rękę.

Usiadłam i spojrzałam na zegarek.

– Ósma.

– Dobra bogini, co może być tak ważne, żeby budzić nas o tej porze?

Nicca podparł się na łokciu, próbując odgarnąć włosy na plecy, nie udało mu się to jednak, ponieważ Rhys i ja nadal na nich siedzieliśmy. Uwielbiałam takie włosy, ale zaczynałam sobie przypominać, dlaczego nie pozwoliłam swoim urosnąć na taką długość.

Rhys i ja przesunęliśmy się, by Nicca mógł zabrać włosy. Nie tyle zgarnął je do tyłu, co przełożył przez głowę jak ciasno skręconą pelerynę.

Rhys przewrócił się na plecy, ponieważ chciał widzieć lustro.

Nicca pozostał podparty na łokciu za mną. Ja siedziałam pomiędzy nimi, naciągnąwszy na siebie kołdrę. Nagość na Dworze Unseelie jest czymś zwyczajnym, na Dworze Seełie – nie zawsze. Ludzka wstydliwość jest tam bardziej rozpowszechniona. Zajęliśmy pozycje, gotowi do połączenia, kiedy Rhys i ja zdaliśmy sobie sprawę, że ktoś musi dotknąć lustra.

– Cholera – powiedział, po czym wyskoczył z łóżka, dotknął lustra i wrócił bardzo szybko, jakbyśmy pozowali przed aparatem fotograficznym z samowyzwalaczem. Ciężar jego ciała wyrwał kołdrę z mojej ręki. Rhys zdał sobie sprawę, że jest na pościeli, a nie pod nią. Mieliśmy zaledwie chwilę na to, żeby wybrać, czy zamierzamy walczyć z kołdrą i prześcieradłem, kiedy lustro ożyje, czy spokojnie pozować. Oboje postanowiliśmy wyglądać swobodnie, nie w pośpiechu. Rhys rozłożył się przede mną, z jedną ręką za głową. Oparłam się o Niecę jak o oparcie fotela. Przytulił się do mnie od tyłu.

W lustrze pojawiła się Rosmerta. Miała na sobie różową jedwabną suknię, trochę ciemniejszą niż poprzednim razem. Żółte warkocze były przewiązane różową wstążką, która pasowała idealnie do sukni. Cała była różowa, złota i piękna niczym lalka. Spojrzenie jej trójkolorowych oczu było jasne, jakby była na nogach od kilku godzin.

Jej uśmiech zbladł trochę, gdy dobrze nam się przyjrzała. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.

Pomogłam jej.

– Czy czegoś chciałaś, Rosmerto?

– A, tak, tak. – Wyraźnie nie mogła się pozbierać. W końcu jednak odzyskała równowagę. – Król Taranis chciałby zaprosić cię na ucztę na twoją cześć, która odbędzie się na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Bardzo przeprasza za nieporozumienie w związku z balem. Oczywiście rozumiemy, że musisz uczestniczyć w uroczystościach na własnym dworze. – Uśmiechnęła się przepraszająco. To nawet mógł być szczery uśmiech.

Byłam zmęczona. Miałam za sobą bardzo pracowitą noc. Ponieważ nie musieliśmy chodzić do pracy, nie musieliśmy również chodzić wcześnie spać. A teraz miałam przed sobą Rosmertę, która wyglądała kwitnąco o ósmej rano. To naprawdę wkurzające. Dlaczego król tak bardzo nalegał na spotkanie przed świętami? Czy miało to związek z Maeve? Czy chodziło o coś innego? Dlaczego akurat teraz chciał się ze mną widzieć? Przedtem miał to gdzieś.

– Rosmerto – powiedziałam i chciałam, żeby mój głos był tak zmęczony, jak ja byłam – będę bezpośrednia, choć wiem, że nie jest to grzeczne. Muszę jednak znać odpowiedzi na kilka pytań, zanim odpowiem na twoje zaproszenie.