– Oczywiście, księżniczko – powiedziała, nieznacznie się kłaniając, gdy wypowiadała mój tytuł.
– Dlaczego moja obecność jest dla króla tak ważna, że chce wydać ucztę na moją cześć jeszcze przed świętami? Cały dwór od miesięcy przygotowuje się do balu świątecznego. Służący muszą być wściekli na myśl o uczcie, która odbędzie się na kilka dni przed tym wielkim wydarzeniem. Dlaczego królowi tak bardzo zależy na tym, żeby się ze mną spotkać jeszcze przed świętami?
Jej uśmiech ani trochę się nie zmienił.
– O to musiałabyś zapytać króla.
– To byłoby cudownie – powiedziałam – gdybyś mogła mnie z nim połączyć.
To ją zaskoczyło. Na jej twarzy pojawił się wyraz zagubienia. To nie było grzeczne upominać się o widzenie z królem, ale sprawa była zbyt ważna, bym zawracała sobie głowę zasadami dobrego wychowania.
Rosmerta doszła w końcu do siebie, choć nie tak szybko, jak można się było spodziewać.
– Spytam Jego Wysokość, czy może z tobą mówić. Jednak jego plan dnia jest napięty, więc nie mogę niczego obiecać.
– Wcale nie chciałam, żebyś mi coś obiecywała, Rosmerto. Jestem pewna, że jego plan dnia jest bardzo napięty, ale naprawdę muszę znać odpowiedzi na te kilka pytań. Wątpię, czy przyjmę zaproszenie bez nich, a uzyskanie ich prosto od króla powinno znacząco przyspieszyć moją decyzję. – Uśmiechnęłam się, naśladując jej miły, prawie zawodowy uśmiech.
– Przekażę mu tę wiadomość. Może odezwać się bardzo szybko, więc ośmielę się pokornie zasugerować, żebyś ten czas przeznaczyła na ubranie się, tak byś mogła zaprezentować się w sposób bardziej odpowiadający twojej randze. – Uśmiechnęła się, ale w kącikach jej oczu widać było napięcie, które mówiło, że nie jest pewna, czy powinna była mówić cokolwiek. A może sprawiła to mina, którą zrobiłam, kiedy wypowiadała te słowa?
– Zapewniam cię, że zaprezentuję się przed królem tak, jak uznam za stosowne, Rosmerto.
– Nie chciałam cię urazić, księżniczko Meredith. – Tym razem już się nie uśmiechała. Jej twarz stała się piękną maską bez wyrazu, którą sidhe przywdziewają tak często.
Zignorowałam to, ponieważ nie chciałam zarzucać jej obłudy. Być może zresztą naprawdę nie chciała się tak zachować; a może po prostu nie mogła się powstrzymać.
– Być może, Rosmerto, być może. Oczekuję na rozmowę z królem. Czy uważasz, że odezwie się, zanim wstaniemy z łóżka?
– Nie zdawałam sobie sprawy, że cię obudzę, księżniczko, najpokorniej przepraszam. – Wyglądała na szczerą. – Postaram się, żebyś miała czas na wstanie i poranne… obowiązki. -Oblała się rumieńcem, a ja zaczęłam się zastanawiać, co takiego miała na myśli.
Nagłe zdałam sobie sprawę, że chodzi jej o seks. Gdy Dwór Seelie kontaktował się z Andais, często przyłapywał ją in flagranti. Być może po mnie oczekiwali tego samego.
– Dziękuję ci, Rosmerto. Najbardziej niestosowne, co można zrobić, to wstać prosto z łóżka, żeby rozmawiać z królem.
Uśmiechnęła się i bardzo ładnie się ukłoniła, prawie znikając mi z pola widzenia. Rosmerta była okazem przyzwoitości. Ten pokłon był z jej strony w rzeczywistości wielką pochwałą, bo oznaczał, że rozumie, iż jestem o krok od tronu. Miło było wiedzieć, że ktoś na Dworze Seelie to rozumie.
Nie podniosła się, a ja połapałam się trochę za późno dlaczego.
– Możesz się wyprostować, Rosmerto. Dziękuję ci.
Wyprostowała się, trochę niepewnie, widać trzymałam ją w tej pozycji zbyt długo. Nie chciałam. Po prostu zapomniałam, że Dwór Seelie ma w sobie dużo z dworu angielskiego; jeśli się skłoniłeś, nie mogłeś się wyprostować bez zgody króla. Dużo czasu minęło, odkąd byłam ostatni raz na Dworze Seelie. Na dworskim protokole było już trochę rdzy. Dwór Unseelie był mniej formalny.
– Pomówię z Jego Wysokością w twoim imieniu, księżniczko Meredith. Życzę ci miłego dnia.
– Ja tobie również, Rosmerto.
Obraz w lustrze zniknął. Poczułam, jak wszyscy troje się odprężamy, oddychamy z ulgą.
Rhys założył ręce za głowę, i spytał:
– Jak myślisz? Może odrobinę biżuterii, żeby było bardziej formalnie?
Spojrzałam na niego, przypominając sobie swój język na jego brzuchu, zjeżdżający coraz niżej… Na razie musiałam wybić sobie z głowy podobne myśli.
– Najpierw się ubierz. O dodatkach pomyślimy później.
Uśmiechnął się do mnie.
– No nie wiem, Merry. Ani trochę cię nie kusi, żeby mieć nas wszystkich w łóżku, kiedy odezwie się Taranis?
Chciałam powiedzieć, że nie, ale zdałam sobie sprawę, że byłoby to kłamstwo.
– Faktycznie, trochę mnie kusi, ale musimy wyglądać przyswoicie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Skoro nalegasz…
– To ty zawsze wypowiadasz jego imię niemal z nabożną czcią. Skąd ta nagła zmiana poglądów?
– Nadal mnie przeraża, Merry, ale to nie zmienia w niczym faktu, że jest strasznie napuszonym starym prykiem. Nie zawsze był taki, ale przez stulecia stał się bardziej… ludzki, w najgorszym znaczeniu tego słowa. – Nagle przestał się uśmiechać.
– O co chodzi? – spytałam.
– Myślę tylko, kim się stał. Kiedyś był kompanem do bitki i wypitki.
Uniosłam brwi.
– Taranis? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
– Znasz go dopiero od trzydziestu lat. – Wstał. – Zamawiam prysznic.
– Jeśli ty bierzesz prysznic dzisiaj pierwszy, to ja jutro – powiedział Nicca.
– Tylko jeśli będziesz wystarczająco szybki – odparł Rhys, kierując się w stronę łazienki.
Nicca odwrócił mnie twarzą do siebie.
– A, niech ma ten swój prysznic. – Uniósł smukłą brązową rękę do moich włosów, po czym przewrócił się na plecy, przyciągając mnie do siebie. Kołdra zsunęła się z niego i zobaczyłam, że znowu jest podniecony.
– Czy ty nigdy nie masz dość? – roześmiałam się.
– Jeśli o to chodzi, to nigdy. – Jego twarz stała się bardziej poważna, trochę mniej delikatna. – To z tobą po raz pierwszy kochałem się bez strachu.
– O czym ty mówisz?
– Królowa jest przerażająca, Meredith, i lubi podporządkowywać sobie mężczyzn. Nie jestem dominujący, ale nie bawi mnie jej pomysł na seks.
Pochyliłam się i delikatnie go pocałowałam.
– My też czasem robimy ostre rzeczy.
Przytulił mnie do siebie.
– Nie, Meredith, ty nie. Ty nigdy mnie nie przeraziłaś. – Trzymał mnie w swoich ramionach. Prawie za mocno. Prawie bolało.
Pogłaskałam go po plecach i zwolnił uścisk. Zastanawiałam się kiedyś nad tym, czy nie odesłać go do domu, ponieważ nie chciałam, żeby został królem. Nie miałam żadnego wpływu na to, czy nim zostanie czy nie. W końcu to on mógł mnie zapłodnić.
Głaskałam go delikatnie, aż go uspokoiłam. A wtedy wziął mnie w ramiona i zaczął całować. Miałam nadzieję, że król Taranis nam nie przerwie. Seks ostatecznie odprężył Niccę. Nie chciałam widzieć w jego brązowych oczach smutku.
Kiedy Rhys wrócił z łazienki, właśnie kończyliśmy. Zaklął pod nosem.
– Za późno na to, żeby się przyłączyć, co?
– Tak – odparłam i pocałowałam Niecę po raz ostatni. – A tak przy okazji, ja teraz biorę prysznic. – Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki, zanim Nicca zdążył zaprotestować. Pozostawiłam ich śmiejących się. Sama również się roześmiałam. Czyż można wyobrazić sobie lepszy sposób na rozpoczęcie dnia?