Grudzień, rok czwarty dwa tysiące, miasto Warszawa, państwo polskie Polska, o co może chodzić? – pyta się Katarzyna Lep siebie sama w sobie, poprawiając pospiesznie ułożenie na oczach powiek, czego chcą ci dwaj tutaj zbliżający się policjanci panowie? Jakby co, to nic nie wiem nic i jak coś, to nic im nie powiem, ja nie mam nic wspólnego z niczym i jak coś to mnie o nic nie chodzi, nic ja o niczym nie wiem i nic mnie to nie obchodzi, i nic nie powiem, nic nie widziałam, bo ja tu patrzyłam wtedy w inną stronę, leźli tu jeden z drugim jacyś tacyś? A może, ale ja wtedy w stronę pieczywa miałam patrzone, penis w pochwie. Tymczasem spodobała się Katarzyna Adamowi, fajna dżaga i w pępku ma kolczyk, długie włosy a on to w kobietach lubi, dobrywieczór witamy dzień dobry policja polska, chcielibyśmy panią ze współkolegą poaresztować, he he, to były żarty takie wesołe, cycki w pochwie, dwie drożdżóweczki dla mnie i dla współkolegi poproszę, bo tu ważne zgłoszenie mamy nieopodal i coś przed sprawą wciągnąć mamy sobie wolę ochotę. Spodobała się Katarzyna Adamowi. Bo u źródeł swych każdy z nas jest samotny na tej pielgrzymce wielkiej do swojej wewnętrznej Częstochowy idzie sam, choć w tłumie wyjącym rozjuszonym, z bukietem połamanych kwiatów jakichś warzyw zaszłorocznych w dłoni, kiedyś wziął sobie kota, ale syn pochwy szczał po kątach i to śmierdziało a kto miał to sprzątać, i nie chodziło o seks, bo problem seksu jeszcze stosunkowo tu da się na pewne sposoby rozwiązać, chodzi o miłość, o dobro, o istnienie na świecie dobra. „A tu też dziś u mnie kupował ten Retro Stanisław, ten taki co jest w Radiu Zet na liście…” – mówi Katarzyna – ale oczywiście po angielsku wyłącznie ja z nim rozmawialiśmy” „Ale dla jakich powodów po angielsku?”- pyta Korzeń Karol. „Nie wiem, ale podobno czytałam jakoby że to mason”, „Mason czy nie mason, czy doktór Pochwaszek, ja jestem pan Adam, a ja pan Karol”. „Ale ja to bym chciał taką z więcej żeby było glancu, a współkolega więcej taką pochewkę małą” ależ proszę ja bardzo, i tak dalej, i tak przyjemnie im się rozmawiało, choć syrena włączona nieco hałasem swym niepokojącym im bruździła i przeszkadzała, aż powiedzieli: „a weź ty już bo trzydzieści jest tu siedemnasta, chodź z nami pani Kasia, pojedziemy sobie my do miasta. Co nie mogę? Kto nie może?! To jest pan Adam, a ja pan Karol, my jesteśmy policja i my ci tu możemy zaraz czegoś pozwała albo nie pozwała, penis cycki penis pochwy penis złamany my cię tu aresztujemy i my cię w samochód tu zaraz wekujemy a państwo na Brzeskiej rozważą sobie w spokoju z liczebnością swą nadmierną problemy penis”. I Kasia w myślach sobie policzyła, że bez ściemy nie będzie zamknięcie sklepu chwilę wcześniej ciężkim przewinieniem, to było oka mgnienie, gdy wzięła jeszcze trochę ciastek świeżych względnie i jakichś-tam bułek, że na ziemię spadły je potem je weźmie wpisze we fakturę, by nie dostać potem burę, od szefowej w mentalną skórę, bo kurde, mówię po raz któryś, niech runą pesymizmu i negatywnych stron rzeczywistości mury bo w naszej grze nie będzie drugiej tury i nie będzie dogrywki, uśmiech szybki do zdjęcia, bo zaraz nas zdejmą z tego boiska i cześć, bo to gra bez drugiej tury i to gra bez dogrywki, i możesz najwyżej potem wpaść na chwilę do swoich bliskich w stanie lotnym przezroczystym, powodując okrzyków dużo ale entuzjastycznych mało, bo lubią ludzie, gdy inni ludzie mają ciało i grawitację, choć z tą bezpodstawną dyskryminacją osób nieżyjących i zmarłych powinno się walczyć i to świetny temat na dla „Gazety Wyborczej” akcję, bo to, że nie żyjesz, to że gorszy jesteś wcale nie znaczy osobie zmarłej okaż tolerancję, inny jest każdy ale wszyscy jesteśmy tu braćmi, powiedzmy „koniec” osób metafizycznych przez osoby fizyczne dyskryminacji! Elo, dziś strony dostrzeż rzeczywistości jasne, koniec myśli czarnych, czarnych lodów apokalipso i propozycji wydawnictwa Czarne.
Nad marnościami marność tu widzisz, ty byś na pewno dużo lepszy świat wymyślił, ale biednemu Bogu tak świetnie nie wyszło, nie pozwól, by było osobie starszej przykro. Zobacz dziś stronę świata jasną, jest cień, więc musi być też światło! Zobacz dziś stronę świata jasną, cień jest tylko odmianą ciemnego światła.
Grudzień, rok czwarty dwa tysiące, może to być dla czytelnika wstrząsem, ale ta historia się już kończy widać już tylko dogorywające miasto wieczoru, świateł obsesje, lamp ulicznych żółte żądła, widzę jak nad rzeką Wisła samochód policyjny na sygnale stoi, rzeczywistości pozytywne są strony słucha wyjącej syreny w dziwnym zamyśleniu aspirant Karol Korzeń, jakieś tramwaje, jakieś rzeczy jakieś jadą tu pociągi, dookoła się rozgląda za jakimiś gałęziami i cierniami Grociński Adam, w celu zrobienia z nich wianka, tak mu się ponieważ spodobała ta sklepikantka, Katarzyna na nazwisko Lep Kasia, która na okoliczność makijażu i uwydatnienia rysów twarzy się w lusterku wstecznym bada właśnie, o swej dzisiejszej przygodzie zapomniawszy ze znanym piosenkarzem, Stanisławem, który nigdy nic dla niej nie był znaczył, może gdzieś na weekendzie pojadą z tym Adamem, może na basen? Symultaniczność świata, penis, pochwa, Warszawa, mały Piotruś, ten co był po pączki na samym początku po stłuczeniu w sklepie Małe Dziecko na rogu z nazwą neonu, wróciwszy do domu śni sen z szarego kartonu w świetle włączonego wiecznie telewizoru, stara baba cukierki sobie smaży z cukru i wody żółto-sine, smaruje chleb margaryną, rozmawia do lalki murzynek, dziurki w grejfrucie szuka przyczyny co:
źle? Źle, że ludzie żyją? Wysyła Stanisław Retro sms do swojej dziewczyny z numeru kupionego w salonie przed chwilą: Tu tata Stanisława. Stanisław nie żyje.”
To chyba nie jest koniec, to chyba jest jakaś nieskończoność, tak cholernie jasną, jasną widzę dziś świata stronę, żadne cycki, żadne ich koleżanki penis w pochwie, 1000/o świata aprobata, żadna errata, żadne reklamacje żadne głupie penis żadne prącie, ale niech didżej nie chowa jeszcze gramofony jeszcze widać jeszcze widać jedną pewną osobę, światłem dziwnym z mieszkania oświetloną, o penis cyce pochwa, to przecież MC Doris – Dorota Masłowska, co ona tam robi w grudnia wieczór na balkonie, dlaczego umieściła siebie w swojej książce, co to za dziwny pomysł? Co robi? Stoi. Obok tajemny kartonik, jakiś wyjmuje co chwila obiekt jakby owoc, bierze i małym nożykiem czy szydełkiem wycina otworek, małe dziecko jakby jej stoi obok, jakby niemowlę jakiś tam noworodek, o co może chodzić? Ono też coś tam jakieś nalepki nakleja, coś tam klejem robi, a jeszcze przychodzi co chwila chłopak i coś ciągle nosi, jakieś pudła czy kartony penis w pochwie. Grudzień, Warszawa rok czwarty dwa tysiące, państwo Polska, ulica Jagiellońska, pozytywną raz zobaczyć świata stronę, jest cień musi gdzieś być słońce.
31 grudnia, sylwester. Z każdej strony namawianie cię: ciesz się. Śmiej się, natychmiast tu śmiej się, bo zobacz tu jakie tu tu tu mamy śmieszne. Są dwie opcje i obie są, że chcesz. Chipsy piksy i pepsi. Serpentyna, balonik, konfetti. Cekin. Przebranie za arlekin. Wszystko to dla ciebie, więc bierz, bo jest świetnie. Są dwie opcje i obie są, że chcesz. Zobacz, zobacz jakie tu mamy śmieszne. Wesoła radość i zabawne szczęście. Więc bierz, więc jedz z tej uciętej ręki, bo teraz jest, a zaraz już nie będzie. I będą potem dopytywania jeszcze, jak Stachu spędziłeś sylwester? Bo ja byłem w Manu Chao na desce, w Ping Pong wyrwałem sexi 9 lat Chineczkę, a ty ulicą sobie szedłeś w deszczu, no to świetnie, kolegę zabić szedłeś, no to chyba też bawiłeś się nieźle, nie przecz.
31 grudnia, sylwester. Z powodu konieczności czucia szczęścia jakby w odwecie wszystkie z całego życia przypominają się nagle te złe momenty, czy to zdarzyło się na pewno? Jakieś gwałty morderstwa, eksperymenta na zwierzętach, złe podszepty świństwa szyderstwa, Pałac Kultury w deszczu jak szary tort bez ani jednej świeczki. Jakieś mgły martwą łuską pomruguje Wisła, ta łuska nie przyniesie ci szczęścia w ten sylwester, Stanisław Idź, idź przez szare bagna Warszawy przez śniegi, w koronie z od szampana pozłotek i drucików cierni, zabij go, tego niefajnego kolegę, od razu załatw sprawę w sylwester, a od Nowego Roku będziesz już zaraz dobrym człowiekiem i rzucisz palenie, nie tak będzie?