Выбрать главу

Hej ludzie, odłóżcie te noże, ona nie napisała już nigdy żadnej książki, żadnej książki, ona gotuje wrzątek, taką wodę gorącą i obiera ziemniaki, takie kartofle, po domu specjalnie chodzi, a nuż rozpoznają ją jakieś sprzęty domowe, spytają jak nowa powieść, z bliskich nielicznych ktoś czasem aby jej przyjemność zrobić spyta, czy to ona jest Dorota Masłowska, pozorując że ją w tłumie rozpoznał, aby podtrzymać wrażenie jej sławy i popularności, ona jednak wie, że to podstęp, wie, że to sukcesu jej koniec, rozpoznawalność w komunikacji miejskiej zerowa, wszędzie tylko Kuczok Wojciech, Kuczok Wojciech na odczycie w Płocku, Kuczok Wojciech dyskusja panelowa w Rudawie Dolnej z przedstawicielami bibliotek szkolnych pod hasłem „Przemoc w domu, przemoc w szkole”, a ona z dzieckiem w domu patrzy przez okno na przejeżdżające samochody.

To był film który od samego początku musiał się skończyć, a rano radio włączyła sobie, o Boże, „jeden ci uważaj z nami powie, drugi chce, abyś myślał o czymś ciągle”, co za kultura masowa, chyba napiszę o tym do „Apokalipsy jeźdzcowie”. Hej ludzie, no już dobrze, odłóżcie te noże, spokojnie, no czym ci ona odda, mopem?

A on jedzie tak samochodem, i myśląc o tym projekcie nowym przyspiesza bardziej coraz, w Alejach Pawła Jana jakaś mu idiotka zajechała drogę, ja skręcałem, ale to ty wymusiłaś torbo, no to teraz proszę, teraz tu macie, ja do pracy się spieszę jadę, bardzo przepraszam, nie jesteśmy na sankach proszę państwa, też trzeba trochę uważać, jeszcze się dziwka patrzy czoło pokazuje palcem, do zrozumienia mu zakola jego dając, co, nie podobają ci się, a może źle jestem ubrany? Może masz coś do mojej papy może mam żylaki? Dla ciebie jestem palantem? Ty jedź, jedź do agencji, wymyślaj reklamy pieniądze sprzedawaj w banku ty z poduszkami marynaro, italo disco słuchałaś, w Budapeszcie na Patelni dilowałaś kryształami, jak ja przed polewaczką uciekałem, i teraz kurwa żyjemy w jednym mieście, w jednym kraju, ty idź marynaro, kłamstwa swoje sprzedawaj, które są już dawno sprzedane, tak jak wszystko w tym państwie, szyby sobie załóż przyciemniane, ale nie z folią taką, tylko szyby nowe przyciemniane całe.

Aleje Jana Pawła, a w ogóle to on umarł jakoś niedawno, prawda? No tak, on sam zgłosił wniosek o opuszczenie do połowy z logiem przed firmą flagi, bo tam nikt nawet tego by nie zauważył, siedzą kolesie i łaski całymi dniami, golą się tam, współżyją, wartości żadnych, okna przyciemniane, to nie widać pór dnia i roku zmiany w ogóle co to dla nich że umarł Papież, jak w kserze skończył się papier, a ludzie płakali, znicze zapalali, w telewizji pokazywali, on był w depresji po Koni porażce, spadku zainteresowania publiczności padaczką, i wiem zaczął się zastanawiać, czemu ci ludzie tak płaczą, kupują te znicze, te flagi, tu dywany z Papieżem w oknach powywieszane, kwiaty przecież oni ich sami nie wyhodowali, oni za nie płacą, przecież o czymś to świadczy bo chociaż Papież nie był ładny ani żadny, to miał rozgłos medialny, miał i to jaki. I tu iluminacja, nagła inspiracja, trendów fekalnych kontestacja, zupełnie nowa strategia medialna, bo oto są społeczne nowe zapotrzebowania, ludzie nie chcą już dłużej zła, fekaliów, seksu z psami, małżeństw księżów z księżami, małżeństw jednych małżeństw z innymi małżeństwami, ludzie chcą teraz jakichśtam wartości, tradycjonalnych takich, dobro, zło, ojczyzna, nienawiść, bo tu facet wraca z pracy baba mu kotlet daje, telewizor włancza, a tam laski wymachują cycami, a tu ziemniaki, a tutaj z kolei w sejmie debata, czy pochwa to już są włosy pokazane, czy dopiero jak się te w środku flaki pokaże to jest to wtedy pornografia, no spokój dajcie, to się znudzić musiało i się wreszcie przejadło, on tego świadomość miał od dawna, choćby jak wtedy Retru kazał iść do szpitala z tymi pomarańczami, ale wtedy społeczeństwo nie było gotowe na takie innowacje, ale teraz wszystko jest inaczej, teraz na takiego Retra Stacha geja i masona koncert przyjdzie osób sto piętnaście, w tym polowa przez nieszczelną kratę jakichś śmierdzących starym olejem lewaków, a na Papieża pogrzebie tyle samo siedzi w jednej ławce i to bez plakatów, bez żadnej zorganizowanej promocji medialnej. Wnioski są jasne i on nie zamierza tego już zaprzepaścić, zrobi projekt taki, że wypruje sobie branża flaky i w kościele pod jego Szymonu wezwaniem złoży asparagusem przybrane i zawinięte w ozdobny papier, i to nie są ega napady bezzasadne, poniedziałek ja, wtorek ja, jak w tym wierszu znanym. Jedzie, Świętokrzyska, Tamka, Kawasaki, Yamaha, Voila. „Life and die”, spółka medialna. Wysiada, z domofonu słyszy: „halo?”, „żyrafy wchodzą do szafy” żartuje dowcipnie jak zawsze, „dzień dobry dzień dobry witam bardzo, panie Szymonie, kawa czy herbata”? „Late poproszę, dzieńkuję bardzo”, bo właśnie najbardziej lubił late, nawet do domu kupił na Allegro aukcji, kiedy jeszcze Konie były popularne, ten ekspres ciśnieniowy czy jakiś, no chyba z półtora tysiaka na to wywalił, ale on po prostu zwraca na widok sam takiej parzonej chamówy z fusami, a jak to przywieźli to jeszcze się okazało, że to jest, za przeproszeniem stodoły rozmiarów i trzeba będzie wyburzyć kawałek ściany żeby ten ekspres postawić, szczerze powiedziawszy z tego względu jeszcze nawet czy działa nie sprawdził, ale się opłacało, bo lubił late, a szczególnie tą piankę. „O, a co tu mamy?”- rozchyliwszy żaluzje pionowe jak kochanki sromowe wargi przez okno patrzy a tam przy jego aucie się czai dwóch miejskich strażników w serdakach żarwiastych o fasonie niekszałtnym, motyw fabularny to w moich utworach stały strażnicy i policjanci po dwa pakowani, w parach parami, tu konno dla odmiany z pretensjami, że nie ma za szybą tego śmiecia z parkomatu, no takiego jeszcze nie było przypadku, ci też chcą go okradać? „Przepraszam na chwilę państwa, osobista sprawa, człowieku, no ale jak ty mitu mandat wystawiasz, no co ty mitu wystawiasz? No bądźmy poważni, ja jestem człowiekiem, człowiekiem pan jest, dziecko mi się tu prawie zesrało w aucie, no sraczkę ma, jakąś salmonellę czy helikobakter na tych, na chrzcinach złapało, coo jadło? No cośtam jadło, no jakąś sałatkę śledziową czy kiełbasę, Bóg wie, co się nażarło, no to będę czterdzieści groszy do kiosku rozmieniać latał, żeby była biurokracja, jak córka na moich oczach sra, siedem miesięcy noworodek ma, a ja tu pan widzi pod spodem w garniaku, no to panowie bądźmy realni, ja jestem podatnikiem państwa, ja płacę rocznie 40 tysięcy podatku. Coo, gdzie kupiłem tą papę? A to moja stara, młodości lata, ach pan też był pankiem?! Nie do wiary a w Jarocinie był pan w osiemdziesiątym czwartym? No to bracie, a ksywę pan miał jaką? Kaka? Co, Kaka, skurwiły się czasy nie ma już szansy Ale co z Siekierą, ma pan Siekierę starą? Jeszcze bez Maliny na wokalu? Pan nie gada. A panowie tu często przejeżdżają? Bo mógłby mi pan przepalić, ja zapłacę, z góry nawet od razu. Tak? Pięć dyszek będzie się zgadzało? No to jak się umawiamy może być poniedziałek z rana? A tu jeszcze taka mała niespodzianka dla z Jarocina starych ziomali, tylko otworzę bagażnik, o właśnie, dla pana koszulka i z napisem balon, a dla pana taki – nie wiem właściwie jak to nazwać – na biurko przycisk czy gadżet, no to przyda się na pewno w domu czy w biurze do kartek, sam u siebie mam taki i bardzo się przydaje, nic nie lata, niekorzystny nie robi się bałagan. Tu domofonem pan zadzwoni, o Szymona zapyta Rybaczka, tu moja wizytówka, o, Szymon Rybaczko, specjalista spraw medialnych, no właśnie”.

„Pięć dych za płyty przegranie, która złotówkę kosztuje w Auchanie, tak się sprawy teraz mają, słyszała pani, pani Haniu?” – do sekretarki się, siedząc już w biurze, zwraca. Przez firany patrzy za strażnikami, którzy konno się oddalają i czerwony trzymając, który im dał, balon. „Pięć dych ode mnie wzięli w łapę, to pani chyba tyle za tydzień pracy dostaje, nie mam racji? No właśnie. Za tydzień pracy od ósmej do osiemnastej, codziennie, sprzątanie, ksero, upokarzanie się, usługiwanie, kobieta stara, lata stażu i tyle zarabia pani samo, co taki palant weźnie od człowieka za samochodu zaparkowanie, i to jeszcze mój znajomy stary Skurwiły się czasy naprawdę kiedyś inni byli ludzie, mieli ideały wszystko było inaczej, a dzisiaj kasa kasa kasa, masz to za co zapłacisz. Zaraz też do domu jadę i mówię swojej babie: wyskakuj z kasy tu dziesięć złotych za otworzenie bramy tu przeszedłem korytarzem, to to będzie gratis, ale tu już zjedzenie obiadu to dwanaście, a jak chcesz pogadać to z dymaniem stówa, a osiem dych bez dymania, promocja i rabat ze względu, że jestem z tobą żonaty na to. Może być gotówka, może być karta, tu, tu PIN wpisz i zielonym zatwierdź, nie miej mi za złe, ale muszę zapłacić za zeszły miesiąc za oddychanie i grawitację. Ale kawę, to pani Haniu, ja taką proszę z dwóch płaskich, taką słabszą”.