– Złaz! – uderzała w podłogę kijem od szczotki. – Złaz do cholery! Ze strychu, oprócz przesuwanych przedmiotów było słychać przeklinającego jak szewc ojca. Judy Horn uśmiechnęła się do córki.
– Nie poszedł do pracy…Chciał, żebym wróciła do domu…Blake, złaz! – znów krzyknęła w sufit. – Jest już Virginia.
– No i dobrze – Horn wychylił się ze strychu. – Zaraz porozmawiamy – spojrzał na córkę. Twarz miał czerwoną jak pomidor. – Znajdę i zejdę! – wrzeszczał. – Idźcie do kuchni! – rozkazał.
Po kwadransie pojawił się zakurzony, zadowolony i z inkrustowanym pudełkiem w kształcie strzelby, które wyglądało na dwieście lat.
– Teraz jesteśmy bezpieczni – usiadł przy stole. – A ciebie, Virginio, proszę żebyś trzymała się z dala od domu Windengraffów, zawłaszcza od Patricka. Jak zobaczę was razem, podejmę radykalne kroki – Hron położył dłoń na pudełku. -Nie pozwolę, żeby ta historia się ciągnęła!
Virgi zaniemówiła ze zadziwienia i wyszła z kuchni.,,Ojciec oszalał? Świat zwariował? – myślała w drodze do pokoju. – Patrick wróci ze szpitala i wszystko się wyjaśni’’ – spojrzała na dom vis-a-vis i okno, w którym co wieczór pojawiał się Patrick. Nieruchoma firanka i panująca w mieszkaniu ciemność nie zapowiadały niczego dobrego…
Idziesz polować? – z wymownym uśmiechem Judy Horn następnego ranka zapytała męża. Z inkrustowanym pudełkiem pod pacha inspektor zignorował uwagę i krzykną: – Miłego dna, Virginio. Mama ma dyżur. Wróć szybko ze szkoły i nigdzie nie wychodź. Obiecałaś! Sadze, że, mogę na tobie polegać!
Zmrok zapadała coraz wcześniej. W domu Hornów panowała cisza. Virgi po ciemku siedział w pokoju, nie odrywając oczu od narożnego okna sąsiedniego budynku. W szkole Jane Littlebell mówiła ze Patricka popołudniu wypuszczą, ze szpitala.,,Powinien być już w domu ‘’- denerwowała się.
Co wieczór pojawiła się w oknie. Virgi szła wówczas pod płot, przy którym na nią czekał. Nie rozumiała, dlaczego wciąż uśmiecha się do niego, ale wiedziała, ze lubi patrzeć w jasnobrązowe oczy iskrzące w blasku księżyca. Bywało, ze spacerowali po Aspen Street.
– Fajnie, ze mama zdecydowała się tu wrócić – zaczął kiedyś Patrick. – Wreszcie wyjaśnimy rodzinne sprawy – dodał tajemniczo.
Virginia z zadarta głowa stała naprzeciwko Patricka.
– Jakie sprawy? – zainteresowała się.
– Niewiele wiem – ściszył głos. – Ojciec, przed moim urodzeniem, w niewyjaśnionych okolicznościach zagina w Woodstone. Matka twierdzi, ze przepadł w Firwood…Dlatego wyjechaliśmy – zmrużył oczy, wpatrując się w niemal idealnie okrągła tarcze księżyca. – Niedługo pełnia – mocno przytulił Virgi. Słyszała bicie jego serca i była szczęśliwa. Teraz wypatrywała chłopaka, za którym tęskniła…
Zrobiło się późno. Założyła piżamę i wyjrzała jeszcze przez okno, licząc, że zobaczy Patricka.,, Ojciec wrócił – kątem oka dostrzegła światła samochodu. Auto zaparkowano jednak przed domem Windengraffów. Matka Patricka podbiegła do Blake Horna i rzuciła mu się na szyje.
– Dzięki ci, Blake – Virginia słyszała każde słowo. – Jesteś kochany, zawsze można na ciebie liczyć. Patrickowi nic nie jest.
– Musze to wreszcie zakończyć – ojciec przytulił sąsiadkę. – Niemożna ciągnąć tego w nieskończoność – schowana za firanką Virgi czuła pulsującą krew w skroniach.- Przygotowałem się – kontynuował inspektor. – Wezwałem speców…Ze strychu ściągnąłem wszystko, co trzeba…Zrobię to lepiej niż poprzednio…
– nie skrzywdź Patricka! – kobieta mówiła przez łzy. – Może jest inny sposób, żeby to załatwić?
– nie sadzę – zimno odpowiedział Horn. – Nie mam wyjścia. Patrick to brakujące ogniwo…A gdzie on jest?
– Wysłałam go do Judy Grass w Silencetown, pamiętasz ja? – głos Klary zadrżał. – Nie chciałam, żeby tu był. W miasteczku opowiadają okropne rzeczy…A moje dziecko niczemu nie jest winne – matka Patricka znów płakała. – Czy to jego wina, że urodził się podczas pełni?
Horn ponownie przytulił Klare, ucałował w czoło i wsiadła do samochodu. Virginia zamknęła okno.
– Straszne – szepnęła do siebie. – Ojciec chce zabić Patricka – twarz schowała w dłoniach i rzuciła się na łóżko. – Stara strzelbą? – zmarszczyła czoło. – Dziwne. Na policji mają nowoczesny sprzęt…- nie rozumiem. – Musze coś zrobić. Tylko, co?
Chodziła po pokoju i obmyślała plan.,, Gdzie jest Silencetown?
– odpaliła komputer. – Dziwne, ze matka Patricka się poddała’’
– zastanawiała się, wpisując w wyszukiwarkę,, Silencetown’’.
– O kurczę! To prawie trzysta mil od nas! – powiedział za głośno i zaraz pożałowała. Ciężkie kroki inspektora Horna zbliżały się do jej pokoju. Wyłączyła komputer i wskoczyła pod kołdrę. W tym samym momencie co zgasł monitor, otworzyła się drzwi…,, Fart’’- pomyślała.
– Nie śpisz? – zapytał ojciec.
Zacisnęła powieki. Czuła coraz większy strach. To, o czym myślała przerażało ją…Patrick kontra ojciec? Jesteśmy bez szans…’’.
Blake Horn podszedł do okna, w domu Windengraffów pogaszone były już wszystkie światła, odsuną firankę.
– Wiem, ze mnie słyszysz, córciu – odezwał się przyjaźnie. – Robie to dla naszego, twojego dobra – pochyliła się nad Virgi i pogłaskał ja po jasnych włosach. – Będzie dobrze, obiecuję – poprawił kołdrę. – Uważaj na siebie moja, niebieskooka księżniczko.
,, Będzie dobrze – przedrzeźniała w myślach ojca, gdy już opuścił pokuj. – Obiecuję! – kołdrę zarzuciła na głowę. Zastanawiała się, co powinna zrobić. – Ostrzec Patricka. Ale jak? Nie odbiera komórki. Nie odpisuje na esy! Mam pojechać, do Silencetown? Gdzie w tym mieście znajdę jakąś Judy Grass? – bezsilność ja denerwowała, a teraz, gdy chłopakowi, na którym zależało jej najbardziej na świecie, groziła śmierć, nie miała pojęcia, jak go uratować. – Koszmar!’’ – rozmyślała jeszcze chwile, aż zasnęła. Na twarz Virgi padały promienie wychodzącego z nowiu księżyca…
Telefon komórkowy cały czas trzymała w kieszeni. Czekała na esemesa od Patricka. Od wydarzeń w Firwood minęły trzy tygodnie, a chłopak nie dawał znaku życia. Virginia obawiała się, że już nigdy nie będzie miała okazji spojrzeć w jego jasnobrązowe oczy…
W domu Hornów codziennie mówiło się o tajemniczym potworze. Gdy zbliżała się Virginia, rodzice i ich trzech gości, których dziewczyna widziała po raz pierwszy w życiu, zmieniali tematy rozmowy. Niewiele rozumiała z przypadkowo usłyszanych zdań, ale wysiliła spryt, żeby kawałki posklejać w logiczna całości. Przerażającą całość!
Opracowali szczegółowy plan, szykowali się tylko do ataku i tylko czekali na Patricka i pełnie. Jedno w tym nie pasowało Virgi – w rozmowach uczestniczyła tez Klara Windengraff. Wyglądało, ze sąsiadka świetnie się dogaduje z trzema nieznajomymi facetami, a oni ze zrozumieniem przyjmowali to, co ona mówiła.
– Proszę nie zrobić krzywdy Patrickowi – tymi słowami kończyła każdą wypowiedz.
– Będziemy uważać – ojciec obiecywała Klarze, ale Virgi nie wierzyła w to co mówił, zwłaszcza ze wciąż słyszała słowa: potwór, zabić…
Ruda Jane Littlebell tez wciąż nazywała Patricka,,potworem”.
– Niema racji? – stawiała się, gdy Virgi prosiła żeby nie opowiadała bzdur. – Całe Woodston tak mów – krzyczała piskliwie. – Jego ojciec był wilkołakiem, wszyscy to wiedza, żadna tajemnica.
– Jasne – Virginia zacisnęła piąstki w kieszeniach żakietu. – Masz szesnaście lat i wierzysz w bajki? We wróżki i wampiry? Rozmawiasz z krasnoludkami? To one opowiadają ten niesamowite historie?