Выбрать главу

— No dobrze… — powiedział w końcu. — Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale wychodzi na to, że mamy trzy systemy…

— Facetów w fioletowych pudłach, klamry na kręgosłup i tego całego Niebiańskiego Strażnika, nowinkę, o której ani ja, ani fraa Erasmas jeszcze nie słyszeliśmy — potwierdził Orolo i zaczął przerzucać kolejne stronice kwestionariusza, drążąc coraz głębiej.

Quin doznał olśnienia.

— Nie wspomniałem o Strażniku, bo myślałem, że o nim wiecie!

Orolo znalazł właściwy arkusz i pospiesznie przejrzał jego treść.

— Bo twierdził, że przybywa z koncentu, przynosząc matemowe objawienie tym nielicznym, którzy są go warci.

— Otóż to. A to nieprawda?

— Nieprawda. Nie przybył z koncentu. — Orolo spojrzał na Quina i widząc jego zaskoczoną minę, mówił dalej: — To się zdarza regularnie, co kilkaset lat: pojawia się jakiś szarlatan i przekonuje państwo sekularne do swoich racji, powołując się na swoje rzekome powiązania ze światem matemowym.

— Czy mistrz Flec… Czy on… jest adeptem, uczniem Niebiańskiego Strażnika? — wypaliłem, chociaż wiedziałem już, jak brzmi odpowiedź.

Quin i Orolo jednocześnie spojrzeli na mnie, obaj podekscytowani, chociaż z różnych powodów.

— Owszem — przytaknął Quin. — Kiedy pracuje, słucha jego wystąpień.

— To dlatego rejestrował szpil z certyfiku — domyśliłem się. — Dlatego że Niebiański Strażnik twierdzi, że jest jednym z nas. Jeżeli będzie można powiedzieć, że nasz matem otacza aura tajemnicy albo… cudowności, to tym lepiej dla Strażnika: wyda się jeszcze potężniejszy. A skoro mistrz Flec jest jego uczniem, to wydaje mu się, że część tej chwały spłynie także na niego.

Orolo milczał, czym zrazu przyprawił mnie o zakłopotanie, ale kiedy później analizowałem jego zachowanie, doszedłem do wniosku, że po prostu nie musiał nic dodawać, bo wszystko, co powiedziałem, było prawdą.

Za to Quin był wyraźnie skonsternowany.

— Flec nie zrobił szpilu.

— Jak to? — zdziwiłem się.

Fraa Orolo słuchał nas jednym uchem, rozmyślając o Niebiańskim Strażniku.

— Nie pozwolili mu — wyjaśnił Quin. — Miał za dobry szpilołap.

Fraa Orolo — stary i mądry — zaniepokoił się, zesztywniał i odął usta. Ja zaś, nie będąc ani starym, ani mądrym, zapytałem wprost:

— A co to ma niby znaczyć?

Dłoń Orola zacisnęła się na moim nadgarstku, uniemożliwiając mi notowanie. Miałem wrażenie, że drugą ręką najchętniej zatkałby Quinowi usta. Na razie jednak rzemieślnik mówił dalej:

— Megamatryca, redukcja drgań, dynazoom… Szpilołap z takimi funkcjami mógłby zajrzeć w każdy zakamarek tumu, nawet na drugą stronę ekranów. Tak w każdym razie twierdzą…

— Mistrzu Quin! — zagrzmiał fraa Orolo tubalnie, przyciągając uwagę wszystkich gości w bibliotece. Zniżył głos. — Obawiam się, że za chwilę powiesz nam coś, czego twój przyjaciel Flec dowiedział się od itów. Dlatego czuję się w obowiązku przypomnieć ci, że nasza Dyscyplina tego zakazuje.

— Przepraszam. Łatwo się w tym pogubić.

— Istotnie.

— No dobrze, zapomnijcie o szpilołapie. Jeszcze raz przepraszam. O czym mówiliśmy?

— O Niebiańskim Strażniku. — Fraa Orolo wyraźnie się odprężył i wreszcie puścił mój nadgarstek. — Ja ze swojej strony chciałbym tylko ustalić, czy jest odrzuconym, który z czasem został mistagogiem, czy tylko zwykłym potrząsaczem butelek. Ci pierwsi potrafią być niebezpieczni.

Kefedokhles: (1) Fid z Oritheny, który przeżył erupcję Ecby i został jednym z Czterdziestu Pomniejszych Pielgrzymów. W podeszłym wieku zaczął bywać na peryklinie, chociaż niektórzy uczeni uważają, że musiał to być jego syn lub po prostu imiennik. Pojawia się jako postać drugoplanowa w licznych klasycznych dialogach, z których najsłynniejszy jest Uraloabus, gdzie jego wtrącona w odpowiednim momencie przydługa dygresja pozwala Thelenesowi (Uraloabus swoim bezlitosnym sarkazmem rzucił go na kolana) odzyskać równowagę, zmienić temat i rozpocząć systematyczne unicestwianie myśli sfenickiej, które zajmuje trzecią część dialogu i kończy się publicznym samobójstwem tytułowego bohatera. Z pielgrzymiego etapu życia Kefedokhlesa do naszych czasów przetrwały trzy dialogi, z okresu jego kariery na peryklinie — osiem. Nie można odmówić mu talentu, sprawia jednak wrażenie nieznośnie zarozumiałego i pedantycznego (stąd też znaczenie 2). (2) Nieznośnie zarozumiały i pedantyczny interlokutor.

— Słownik, wydanie czwarte, 3000 p.r.

— Rozumiem, o co chodzi z tymi odrzuconymi-mistagogami — powiedziałem później fraa Orolowi. Siedzieliśmy w kuchni przy refektarzu; ja kroiłem marchewkę, on ją zjadał. — Domyślam się również, dlaczego mogą być niebezpieczni: kipią gniewem, chcą wrócić do miejsca, gdzie obłożono ich peanatemą, i wyrównać rachunki.

— Zgadza się. Właśnie dlatego ja i Quin spędziliśmy całe popołudnie u Protektora.

— Ale kto to jest potrząsacz butelek?

— Wyobraź sobie szamana w społeczności, która nie umie wytwarzać szkła. Morze wyrzuca na brzeg szklaną butelkę i okazuje się, że ma ona zdumiewające właściwości. Szaman zatyka ją na kiju i wymachując nią, przekonuje współplemieńców, że część tych cech spłynęła na niego.

— Potrząsacze nie są niebezpieczni?

— Nie. Zbyt łatwo można im zaimponować.

— A co ze slogami, którzy zjedli wątrobę saunta Bly’a? Im jakoś nie zaimponował.

Chcąc ukryć uśmiech, fraa Orolo udał, że zaintrygował go jeden z ziemniaków.

— Celna uwaga, ale nie zapominaj, że saunt Bly mieszkał na odosobnionym wzgórzu. Sam fakt odrzucenia odseparował go od artefaktów i rytów, które najbardziej imponują społeczeństwom wytwarzającym potrząsaczy.

— Co z Protektorem postanowiliście?

Po sposobie, w jaki fraa Orolo rozejrzał się po kuchni, zorientowałem się, że powinienem być bardziej dyskretny.

— Podczas apertu należy się spodziewać dodatkowych środków ostrożności.

— Państwo sekularne przyśle…? — Zniżyłem głos. — Sam nie wiem…

— Roboty z paralizatorami? Szwadrony konnych łuczników? Pojemniki z gazem usypiającym?

— Coś w tym rodzaju.

— To zależy od tego, jak bardzo Niebiańska Straż upodobniła się do gryzipiórków. — Fraa Orolo lubił nazywać przedstawicieli państwa sekularnego gryzipiórkami. — A to bardzo trudno stwierdzić. Ja w ogóle się na tym nie znam, ale to właśnie do rozwiązywania takich problemów powołano urząd Protektora. Jestem pewien, że fraa Delrakhones w tej chwili łamie sobie nad tym głowę.

— Czy to się może skończyć… no wiesz…

— Łupieżą? Lokalną albo powszechną? Gdyby miało dojść do Czwartej Powszechnej, do fraa Delrakhonesa na pewno dotarłyby jakieś plotki od innych Protektorów. Nawet lokalna Łupież wydaje się mało prawdopodobna. Nie zdziwiłbym się, gdyby w Dziesiątą Noc wybuchło małe zamieszanie, ale to właśnie dlatego przed apertem wynosimy wszystkie ważne rzeczy do labiryntów.

— W rozmowie z Quinem wspomniałeś, że radykalne zmiany extramuros dwukrotnie doprowadziły do Łupieży — zauważyłem.

Orolo zwlekał z odpowiedzią.

— Tak? — powiedział w końcu, ale zanim zdążyłem zareagować, zrobił wesołą minę, jaką zawsze próbował rozweselić znudzonych fidów w kredowni. — Chyba nie przejmujesz się na serio groźbą Czwartej Powszechnej, co?