Выбрать главу

— Czy to czasem nie jest przejaw syndromu oblężonej twierdzy? — wtrącił jeden ze słuchaczy, usiłując sprowokować Orola.

— Nie przepadam za tym określeniem, ale jeśli zacznę się na ten temat rozwodzić, gulasz nigdy się nie ugotuje, a dwustu dziewięćdziesięciu pięciu głodnych deklarantów zażąda naszych głów. Dlatego musi ci wystarczyć, fidzie Erasmasie, kiedy powiem, że Saunta Cartas nigdy nie zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że państwo sekularne może lub powinno reformować matemy. Co innego, gdyby powiedzieć, że ma moc oddziaływania wymuszającego zmiany.

Proc: Metateoryk żyjący u schyłku Epoki Praksis, który najprawdopodobniej zginął podczas Straszliwych Wypadków. W krótkim okresie stabilizacji między Drugim i Trzecim Zwiastunem skupił wokół siebie grupę zwolenników, którzy nazwali się Kręgiem i utrzymywali, że symbole są pozbawione wszelkiego znaczenia, a wszelki dyskurs udający, że niesie jakąś treść semantyczną, jest tylko grą prowadzoną przy użyciu reguł syntaktycznych rządzących łączeniem symboli. Po Rekonstrukcji patron referatu syntaktycznego koncentu saunta Muncostera, później postrzegany jako prekursor wszystkich zakonów wywodzących się z tego referatu — w przeciwieństwie do spadkobierców referatu semantycznego, którego patronem był saunt Halikaarn.

— Słownik, wydanie czwarte, 3000 p.r.

— Słyszałem, że w kuchni doszło do jakiegoś plantowania?

— Możesz mi wierzyć, ojcze, że nie było warte atramentu ani nawet kredy.

Fraa Corlandin, pewuer (Pierwszy Wśród Równych) Zakonu Nowego Kręgu, siedział naprzeciwko mnie przy stole.

Przez pierwsze dziewięć i trzy czwarte roku mojego pobytu w koncencie kompletnie mnie ignorował (poza momentami, kiedy spotykaliśmy się w kredowni i nie mógł mnie nie zauważać), ostatnio jednak zaczął mnie traktować jak dobrego znajomego. Można się było tego spodziewać. Jeśli dopisze nam szczęście, podczas apertu dołączy do nas trzydziestu, może czterdziestu nowych deklarantów. Mimo że byli jeszcze nieobecni, czuliśmy się już tak, jakby nam towarzyszyli, otaczając nas niczym duchy. Na ich tle wydawałem się starszy.

Jeżeli wszystko przebiegnie zgodnie z ustalonym obyczajem, wkrótce dzwony obwieszczą kwalifik i wszyscy dziesiętnicy zgromadzą się, żeby być świadkami mojej przysięgi wiążącej mnie z wybranym zakonem.

W moim poborze było jedenastu deklarantów przyjętych do matemu podczas kolekty, wprost z extramuros. Pozostałych dwudziestu jeden wcześniej terminowało u unarystów i oswajało się z ich Dyscypliną, zanim zostali promowani do matemu decenarystów; średnia wieku była wśród nich nieco wyższa niż u nas, kolektantów. Kolekta i większość przypadków promocji przypadały na czas apertu. Tylko wyjątkowo obiecujący jednorazowcy mogli wcześniej dostąpić zaszczytu promocji i pokonać labirynt łączący matem jednoroczny z dziesięcioletnim. W czasie mojej bytności w matemie zdarzyło się to tylko trzy razy. Model przepływu deklarantów, uwzględniający przyjmowanie nowicjuszy z extramuros oraz migrację z okolicznych mniejszych matemów, był skomplikowany i niewart objaśniania — liczył się efekt końcowy: aby utrzymać względnie stały stan liczbowy, oscylujący wokół trzech setek, my, dziesiętnicy, musieliśmy podczas każdego apertu przyjmować około czterdziestu nowych członków. Pewna ich liczba (nie wiedzieliśmy, jak duża) dołączy wskutek promocji z matemu jednorocznego, a braki uzupełni kolekta oraz przeczesanie szpitali i przytułków dla porzuconych noworodków. Kiedy te sprawy zostaną załatwione, będę musiał dokonać wyboru, i fraa Corlandin próbował mnie wysondować albo nawet zwerbować do Nowego Kręgu.

Zawsze byłem postrzegany jako fid Orola i jego edharskich współpracowników. Spędzali razem całe dnie w maleńkich kredowniach, a kiedy stamtąd wychodzili, zakradałem się czasem do środka i oglądałem pozostawione przez nich zapiski na tablicach: szczerzące zęby stada równań i diagramów, z których rozumiałem najwyżej co dwudziesty symbol. W tej akurat chwili powinienem był rozwiązywać wyznaczone przez Orola zadanie. Dał mi tabliczkę fotomnemoniczną z zarejestrowanym obrazem Mgławicy Saunta Tancreda, ja zaś na podstawie jej oględzin miałem odpowiedzieć na pytania na temat powstawania ciężkich jąder atomowych w jądrach gwiazd. Tego rodzaju ćwiczenie nie miało wiele wspólnego z filozofią Nowego Kręgu. Dlaczego w takim razie komuś w Nowym Kręgu strzeliło do głowy, że podczas apertu mógłbym ich wybrać?

— Orolo ma imponujący dorobek teoryczny — przyznał fraa Corlandin. — Żałuję, że nie może mnie częściej suwinować.

Sprzeczność w jego słowach była oczywista: skoro wszystko wskazywało na to, że on i Orolo spędzą najbliższe sześćdziesiąt lat w jednym matemie, co powstrzymywało go przed tym, żeby zabrać swoją miseczkę z gulaszem, przejść na drugą stronę refektarza i przysiąść się do stolika Orola?

Miał szczęście, że pochłaniałem akurat porcję chleba i nie mogłem go poddać druzgocącemu huraganowi analizy thelenejskiej. Przeżuwanie jedzenia dało mi natomiast dość czasu, żebym sobie uświadomił, iż Corlandin wygłasza nic nieznaczące błahostki. Edharczycy tak nie mówili, a ja obracałem się wśród nich od tak dawna, że zapomniałem, jak to się robi.

Spróbowałem więc spuścić ze smyczy te obszary mojego umysłu, które odpowiadały za uprzejmą konwersację — co w przededniu apertu tak czy inaczej wydawało się niezłym pomysłem.

— Na pewno mógłbyś sprowokować Orola, żeby cię ponauczał, gdybyś przysiadł się do niego i powiedział coś niewłaściwego.

Corlandin parsknął śmiechem.

— Obawiam się, że za mało wiem o gwiazdach, żeby powiedzieć cokolwiek. Nawet coś niewłaściwego.

— No, dzisiaj zdarzyło mu się wypowiedzieć na temat niezwiązany z gwiazdami.

— Tak słyszałem. Kto by pomyślał, że nasz kosmograf jest takim entuzjastą martwych języków?

To pytanie prześliznęło się obok mnie gładko i obojętnie — trochę jak kęs owocu z puszki, który wpada człowiekowi do gardła i zsuwa się do przełyku, zanim zdąży się go pogryźć i posmakować. Ponieważ zaczynałem odświeżać sobie tajniki zdawkowej pogawędki, skwitowałem jego słowa uprzejmym śmiechem, zanim jednak zdążyłem je przemyśleć, zauważyłem Lio i Jesry’ego, podążających do kuchni z miskami w rękach. Dwóch innych fidów zerwało się od stołów, jakby porwanych wzburzonym przez tamtych prądem powietrza, i ruszyło za nimi.

Powiodłem za nimi wzrokiem i zobaczyłem pra-suur Tamurę stojącą przy wyjściu ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Zareagowała jak po trafieniu papierową kulką w zatłoczonej kredowni: odwróciła głowę i spiorunowała mnie wzrokiem. Nadal nie rozumiałem, co się dzieje, ale wymówiłem się od dalszej rozmowy z fraa Corlandinem, zabrałem swoją miskę i poszedłem do kuchni. Zastałem tam siedmiu innych fidów, myjących w pośpiechu miseczki. Wiedzieli tyle samo co ja.

Inkanter: Postać legendarna, wśród sekularów powszechnie kojarzona ze światem matemowym. Przypisuje się jej zdolność manipulowania rzeczywistością materialną za pomocą zaszyfrowanych słów i fraz. Idea inkantera wywodzi się z prac prowadzonych w matemach w okresie poprzedzającym Trzecią Łupież. Rozpowszechniła się w kulturze popularnej, gdzie fikcyjni inkanterzy (wywodzący się rzekomo z tradycji halikaarnijskiej) toczyli mniej lub bardziej widowiskowe pojedynki ze swoimi śmiertelnymi wrogami, retorami (kojarzonymi z proceńczykami). Popularna wśród historyków teoria głosi, że Trzecia Łupież została w głównej mierze spowodowana powszechną wśród sekularów nieumiejętnością odróżnienia inkanterskiej fikcji od rzeczywistości.