Выбрать главу

— Proszę — powiedział. — Herbata czeka. To tylko symboliczny gest, ponieważ wasze ciała i tak jej nie…

— Z przyjemnością napijemy się waszej herbaty — przerwał mu fraa Jaad.

Zajęliśmy miejsca na ławie: fraa Jaad i nasz gospodarz usiedli blisko, zwróceni twarzami do siebie, ja się trochę odsunąłem. Gospodarz wziął do ręki filiżankę i wykonał nią — jak się domyślałem — ceremonialny uprzejmy gest. Obaj z Jaadem powtórzyliśmy go najlepiej jak umieliśmy i pociągnąłem pierwszy łyk. Przypominała konwoksową strawę „Zh’vaerna”: nie była od niej ani lepsza, ani gorsza. Nie kusiło mnie, żeby kupić jej sobie na zapas.

Mężczyzna wyjął z kieszeni jakieś notatki i zerkając w nie od czasu do czasu, rozpoczął następującą przemowę:

— Jestem gan Odru. W dziejach Daban Urnuda jestem czterdziestą trzecią osobą noszącą tytuł gana. Odru to moje imię. Orthyjskim odpowiednikiem gana byłby „admirał”, ale to tylko przybliżenie. W naszej hierarchii wojskowej jedna klasa oficerów była odpowiedzialna za drzewa, a druga za las.

— Czyli odpowiednio za taktykę i strategię — powiedział fraa Jaad.

— W rzeczy samej. Gan to najwyższy stopniem oficer strategiczny, kierujący całą flotą i odpowiedzialny przed władzą cywilną, jeśli takowa istnieje. Dowodzenie poszczególnymi jednostkami floty zlecał gan oficerom taktycznym w randze praaga, której u was odpowiadałby kapitan. Przepraszam, jeśli was nudzę, ale w ten sposób łatwiej będzie mi wytłumaczyć zachowanie Daban Urnuda w stosunku do Arbre.

— Wcale nas nie nudzisz — zapewnił go fraa Jaad i zerknął na mnie, żeby sprawdzić, czy robię, co do mnie należy. A jeśli dobrze go zrozumiałem, miałem przede wszystkim być przytomny.

— Pierwszemu ganowi Daban Urnuda powierzono misję założenia kolonii w innym układzie gwiezdnym — mówił dalej Odru. — W miarę oddalania się od Urnuda więzy łączące statek z planetą słabły, a odpowiedzialność gana rosła, aż w końcu objął władzę najwyższą. Absolutną. Znalazł się jednak w dosyć niezwykłej jak na gana sytuacji, ponieważ cała jego flota składała się z jednego statku, w związku z czym był zwierzchnikiem tylko jednego praaga. Ponieważ zaś praag nie miał żadnych obowiązków taktycznych (wojnę zostawili daleko za sobą), związek między nim i jego przełożonym stał się niestabilny, zaczął ewoluować i doprowadził do nowego podziału róclass="underline" ganowie w pewnym sensie upodobnili się do waszych deklarantów, a praagowie do państwa sekularnego. Przemiana ta dokonała się w ciągu zaledwie jednego pokolenia, ale nowy układ okazał się niezwykle stabilny i od tamtej pory się nie zmienił. Strój, który mam na sobie, niewiele różni się od galowego munduru urnudzkich ganów, tysiące lat temu dowodzących oceanicznymi flotami. Chociaż nikt oczywiście nie nosił takiego ubrania na statku: kiepsko się w nim pływa.

Zupełnie nie spodziewałem się żartu w tej sytuacji, przez co zaskoczenie wzięło górę nad wesołością i roześmiałem się zbyt cicho i zbyt późno.

— Drugiego gana zmogła choroba, wytrwał na stanowisku zaledwie sześć lat. Trzecim był młody protegowany pierwszego. Rządził długo, a dzięki sile osobowości i nieprzeciętnej inteligencji odzyskał część władzy, którą jego urząd musiał wcześniej scedować na praagów. U schyłku kariery dowiedział się o waszym wezwaniu i podjął decyzję o zmianie kursu Daban Urnuda i skierowaniu go, jak sobie wyobrażał, w przeszłość. Sygnały, jakie do niego dotarły, zinterpretował jako głosy przodków wzywające go do naprawienia Urnuda, do odtworzenia go takim, jakim powinien był się stać, ale z winy rządzących nim przywódców nigdy się nie stał. Na pewno słyszeliście już o tym, co się później działo; wiecie o Zstąpieniach na Tro, Ziemię i Fthosa, znacie ich skutki. Zamiast cofać się w przeszłość, wolałbym zrelacjonować wam wydarzenia, które rozegrały się tutaj, w układzie Arbre.

— Chętnie byśmy się dowiedzieli, co się przytrafiło Niebiańskiemu Strażnikowi — powiedział fraa Jaad.

— Przez długi czas między ganami i praagami nie układało się najlepiej — zaczął Odru, redukując bieg: teraz nie mógł już podpierać się notatkami. — Praagowie utrzymywali, że trzeci gan zwyczajnie się pomylił, a cała podróż Daban Urnuda jest tylko pozbawioną sensu i trwającą w nieskończoność konsekwencją dawno popełnionego błędu. W tej sytuacji za swój cel nadrzędny uznali przetrwanie. Ludzie, którzy zaczynają myśleć w ten sposób, chcą jak najprędzej gdzieś się osiedlić i spokojnie żyć. I podczas każdego Zstąpienia niektórzy rzeczywiście tak robią: zostawiliśmy Urnudczyków na Tro, Troan na Ziemi i tak dalej. Jakoś udaje im się tam żyć, mimo że osiedlają się w obcych kosmosach. W ten sposób frakcja cyników, uważających, że nasz rejs to bezsensowna pomyłka, słabnie podczas każdego Zstąpienia, dołączają zaś do nas mieszkańcy nowego kosmosu, którzy wierzą w sens misji. Statek zostaje przebudowany i wyrusza do nowego wszechświata. Z początku ganowie rządzą, a praagowie są im posłuszni. Podróż jednak trwa długo, mijają pokolenia, cel misji idzie w zapomnienie; praagowie zyskują wpływy, ganowie je tracą. Grupy zwolenników tych sprzecznych tendencji od dawna nazywamy Piedestałem i Opoką. Koniec jest taki, że zastajecie mnie samego w tym świętym miejscu. Odprawiam ceremonię, tak jak to czynili moi przodkowie, ale nie cieszę się już szacunkiem bliźnich i nie mam żadnej władzy. Aż przybyliśmy na Arbre. Praaga Eshwar i jej zwolennicy widzieli w was po prostu kolejną cywilizację, którą należy złupić, żeby pozyskać niezbędne surowce, przebudować statek i ruszyć dalej. Eshwar jest jednak inteligentną kobietą, zna nasze dzieje i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że podczas Zstąpienia Piedestał i praagowie tracą wpływy na rzecz Opoki i ganów. Dlatego z dużym wyprzedzeniem zaczęła snuć plany, które miały temu zapobiec. Kiedy odwiedził nas Niebiański Strażnik, było dla nas oczywiste, że mamy do czynienia z oszustem. Szarlatanem. „Naturalnie, wiedzieliśmy to wcześniej, bo już od jakiegoś czasu badaliśmy waszą kulturę. Byłem głupcem, że nie przewidziałem zamiarów Eshwar: chciała mnie w pewnym sensie zrównać z tym Niebiańskim Strażnikiem, żeby jego fałszywość i głupota zaczęły się kojarzyć także ze mną. Strażnik dotarł do nas w skafandrze, który bardzo chciał zdjąć. Odradzaliśmy mu to, ale kiedy przyjęliśmy go tutaj, w tej sali, uznał, że znalazł się w miejscu świętym, i postawił na swoim. Powiedział, że jest gotowy zaryzykować; że jego bóg ochroni go i nie da mu zrobić krzywdy. Pomogliśmy mu zdjąć skafander. Od razu zaczął mieć kłopoty z oddychaniem. Nasi lekarze próbowali z powrotem opatulić go skafandrem, ale nie mogli nic zrobić, bo już pękła mu któraś z głównych arterii. Chcieli go jeszcze przenieść do komory hiperbarycznej, to zawsze pomaga: rozebrali go i przygotowali do przeniesienia, ale nie zdążyli. Zmarł. Rozpętała się dyskusja, co powinniśmy zrobić z ciałem. I kiedy część z nas debatowała, nadgorliwi naukowcy pobrali próbki krwi i tkanek i rozpoczęli sekcję zwłok. Można więc powiedzieć, że ciało zostało zbezczeszczone. Praaga Eshwar uznała, że wszelkie próby usprawiedliwiania się przed wami zostaną nam poczytane za przejaw słabości, a na ewentualnej wymianie informacji skorzysta tylko Arbre. Poza tym z powodów politycznych chciała okazać brak szacunku, jeśli nie wręcz pogardę, dla zwłok, które miały przecież symbolizować mnie. Dlatego zwróciliśmy go wam w taki, a nie inny sposób.