Выбрать главу

— Ale ta taktyka się zemściła, prawda? — spytałem.

— Rzeczywiście. Przedstawiciele Opoki, zawstydzeni i zakłopotani, postanowili wymienić krew za krew: my pobraliśmy krew z ciała Niebiańskiego Strażnika, wy mieliście dostać próbki naszej. Odebraliśmy sygnał z powierzchni planety, nadany, jak się później okazało, przez fraa Orola. Jules Verne Durand, nasz główny specjalista od orthyjskiego i kultury deklarantów, po cichu sympatyzował z Opoką. Doszedł do wniosku, że analemma prowadzi nas na Ecbę, i stwierdził, że dostarczenie próbek w to właśnie miejsce miałoby ogromne znaczenie symboliczne. Zgłosił się nawet na ochotnika, że poleci lądownikiem, ale mniej więcej w tym samym czasie został przydzielony do oddziału atakującego koncent matarrhitów i musiała go zastąpić Lise, która naturalnie nie dysponowała jego wiedzą, chociaż wiedziała co nieco o deklarantach i znała kilka orthyjskich słów. Nasz plan nie do końca się powiódł: jak wiecie, Lisa została postrzelona przy wejściu na pokład lądownika.

Kilka następnych chwil upłynęło spokojnie, nie niepokojonych słowami.

— Potem wydarzenia nabrały tempa. Można powiedzieć, że Eshwar zachowała się jak typowy praag, czyli…

— Zareagowała w skali taktycznej — wtrącił Jaad. — Nie myśląc o strategii.

— Otóż to. I teraz sytuacja jest taka, że wasi fraa i suur zabili trzydziestu jeden naszych ludzi… Dzwonecznicy, jak mniemam?

Fraa Jaad nie odpowiedział, a kiedy gan Odru spojrzał na mnie, skinąłem głową.

— Wzięli osiemdziesięciu siedmiu zakładników — ciągnął. — Zaspawali ich w jednej dużej sali.

— Źle to interpretujecie — odezwał się fraa Jaad. — Oni nie biorą zakładników. Zamknęli te osiemdziesiąt siedem osób w jednym miejscu, żeby nie stała im się krzywda.

— Praaga Eshwar uznała, być może błędnie, że wzięli zakładników, i przygotowuje stosowną odpowiedź. Odezwała się jednak także do mnie i poprosiła, żebym z wami porozmawiał. Jest wstrząśnięta, czego trochę nie rozumiem. Tę olbrzymią bombę, którą zniszczyliście, zawsze traktowaliśmy jak ostateczność. Nikt na serio nie rozważał użycia jej.

— Wybacz, ganie Odru, ale Piedestał właśnie szykował się do jej zrzucenia — wypaliłem.

— To miała być groźba: chcieliśmy zawiesić ją wam nad głowami i w ten sposób wywrzeć na was presję. Nie rozumiem, dlaczego jej strata tak bardzo poruszyła praagę Eshwar.

— Wcale jej nie poruszyła — odezwał się fraa Jaad. — Praaga Eshwar wyczuła wielkie niebezpieczeństwo.

— Skąd o tym wiesz? — zapytał uprzejmie gan Odru.

Fraa Jaad udał, że go nie słyszy.

— Mogła to tłumaczyć koszmarem sennym, olśnieniem doznanym w kąpieli, przeczuciem, które kazało jej obrać bezpieczniejszy kurs…

— To wasza sprawka?! — wykrzyknął gan Odru bardziej twierdzącym niż pytającym tonem.

Rozmowa z fraa Jaadem nie szła mu najlepiej, spojrzał więc na mnie. Nie wiem, co wyczytał z mojej twarzy, zapewne zdeprymowanie i szok: właśnie mignęła mi przed oczami alternatywna Historia, w której przynieśliśmy jednej z kul ognistą zagładę.

— Czy mogliśmy wysłać sygnał do praagi Eshwar…? Aż tak trudno ci w to uwierzyć, ganie Odru, spadkobierco tysiącletniej tradycji opartej na przeświadczeniu, że wezwali cię tutaj moi przodkowie?

— Chyba nie. Minęło jednak tyle czasu, że łatwo jest wątpić. Łatwo jest traktować tę tradycję jak religię, której bóg umarł.

— W wątpliwościach nie ma nic złego — powiedział fraa Jaad. — Błąd Niebiańskiego Strażnika polegał na tym, że przestał wątpić. Trzeba jednak starannie wybierać przedmiot wątpliwości. Wasz trzeci gan wykrył przepływ informacji z innego kosmosu i uznał go za zaszyfrowaną wiadomość od przodków. Wasi praagowie powątpiewają w obie części tej historii. Wy, ganowie, wątpicie tylko w jedną: w tę, jakoby sygnał nadali wasi antenaci. Wierzycie jednak w istnienie samego sygnału i uważacie, że trzeci gan źle zinterpretował jego źródło. Zapewniam cię, że informacja może przenikać z jednego kosmosu do drugiego. Nazywamy to Przepływem Hylaejskim.

— Za pozwoleniem… Nauczyliście się modulować ten sygnał, żeby w ten sposób przesyłać wiadomości?

Zastrzygłem uszami, ale fraa Jaad milczał. Gan Odru odczekał jeszcze chwilę, zanim sam sobie odpowiedział:

— Tak, to już chyba ustaliliśmy, prawda? Jakoś udało się wam dostać do głowy praagi Eshwar.

— Jaki sygnał odebrał trzeci gan dziewięćset lat temu? — zainteresowałem się.

— Proroctwo okrutnego zniszczenia: pomordowani kapłani, zburzone kościoły, spalone książki.

— Dlaczego pomyślał, że to wizja przeszłości?

— Kościoły były olbrzymie. W księgach napisanych nieznanym alfabetem znajdowały się nieznane nam dowody geometryczne, których prawdziwość potwierdzili później nasi teorowie. Mamy na Urnudzie legendy o zapomnianym mitycznym Złotym Wieku. Gan uznał, że dane mu było go zobaczyć.

— Tymczasem w rzeczywistości oglądał Trzecią Łupież — powiedziałem.

— Na to wygląda. Moje pytanie brzmi: zesłaliście nam te wizje czy to się stało samo?

Przybyliśmy… Odpowiedzieliśmy na wasze wezwanie… Czyżby był ostatnim kapłanem fałszywej religii? Czyżby nie różnił się od Niebiańskiego Strażnika?

— Nie znam odpowiedzi na to pytanie — powiedział fraa Jaad. Odwrócił się do mnie. — Sam będziesz musiał jej poszukać.

— A co z tobą?

— Dla mnie to koniec.

Część 12 REQUIEM

Coś gniotło mnie w plecy. Popychało do przodu. Niedobrze. Nie, to tylko grawitacja (albo jakaś jej rozsądna namiastka) przyciskała mnie do twardej i płaskiej powierzchni. Było mi makabrycznie zimno. Zacząłem się trząść.

— Tętno i oddech wracają do normy — powiedział ktoś po orthyjsku. — Natlenienie krwi rośnie. — Jules tłumaczył na jakiś obcy język. — Temperatura ciała wzrasta do poziomu umożliwiającego odzyskanie świadomości.

To chyba o mojej świadomości mówili. Otworzyłem oczy. Oślepiające światło przygasło. Znajdowałem się w małym, ale całkiem sympatycznym pokoju. Jules Verne Durand siedział na skraju mojego łóżka, czyściutki i elegancki. Jego wygląd bardziej niż wszystko inne uświadomił mi, że musiało minąć sporo czasu. Byłem podłączony do mnóstwa przyrządów. Pod nosem miałem przypiętą rurkę, z której dmuchało czymś zimnym, suchym i pachnącym. Lekarz — Arbryjczyk! — spoglądał to na mnie, to na piszczek. Kobieta w białym kitlu (Laterryjka) przyglądała się nam, obsługując aparaturę, która pompowała ciepłą wodę do… No dobrze, nawet gdybym wam powiedział, najpierw byście mi nie uwierzyli, a potem pożałowali, że nie zachowałem szczegółów dla siebie.

— Masz wiele pytań, przyjacielu — powiedział Jules. — Radziłbym ci jednak poczekać, aż…

— Wyliże się — oznajmił Arbryjczyk. Był ubrany w zawój i sznur i też miał rurę przymocowaną pod nosem. Spojrzał na mnie badawczo. — Wszystko jest z tobą w porządku, ja przynajmniej niczego niepokojącego nie widzę. Jak się czujesz?

— Potwornie marznę.

— To się zmieni. Pamiętasz, jak się nazywasz?

— Fraa Erasmas z Edhara.

— Wiesz, gdzie jesteś?

— Domyślam się, że w jednej z kul na Daban Urnudzie. Ale nie wszystko jest dla mnie jasne.

— Ja jestem fraa Sildanic z Rambalfa. Muszę się teraz zająć twoimi towarzyszami. Julesa potrzebuję jako tłumacza. Zabieram też doktor Guo, by nadzorowała proces ogrzewania ciał. A właśnie… To też będzie nam potrzebne.