— Ale to chyba nie koniec? Mogliśmy narysować to wszystko jakoś prościej, nie?
— To już jest prościej — odparłem. — Bliżej prawdy.
— Mówisz o Hylaejskim Świecie Teorycznym? — spytał Barb konspiracyjnym szeptem, jakby dyskusja o HŚT była największym bezeceństwem, jakiego fraa może się dopuścić.
— Jestem edharczykiem. Bez względu na to, co o tym myślą różni ludzie… jestem edharczykiem i koniec. To dla nas naturalne, że staramy się wyrazić nasze myśli w sposób możliwie najprostszy i najelegantszy. W wielu sytuacjach… Nie, inaczej: w większości sytuacji, które teorom wydają się interesujące, przestrzeń konfiguracyjna saunta Hemna nadaje się do tego lepiej niż przestrzeń saunta Lespera z trzema współrzędnymi x, y i z, w której do tej pory zmuszony byłeś się poruszać.
Barb doznał małego olśnienia.
— Butelkę i ziemniak opisywało sześć liczb… Sześć współrzędnych w przestrzeni Hemna.
— Zgadza się. Przedstawienie położenia obiektu zwykle wymaga sześciu liczb.
— Tak samo jak satelity na orbicie!
— Owszem: jest sześć elementów orbitalnych. Opis satelity zawsze wymaga sześciowymiarowej przestrzeni Hemna, bez względu na użyty układ współrzędnych. Jeśli posłużysz się współrzędnymi saunta Lespera, napotkasz problemy, na które niedawno się skarżyłeś…
— Że te wszystkie iksy, igreki i zety tak naprawdę nic mi nie mówią!
— No właśnie. Wystarczy jednak przenieść satelitę do innej przestrzeni sześciowymiarowej, z innym układem sześciu współrzędnych, żeby opis nagle stał się klarowny. Tak jak zagadnienie butelki i ziemniaka uprościło się, kiedy wybraliśmy dla niego odpowiednią przestrzeń. W wypadku satelity te sześć liczb to mimośród, inklinacja, argument szerokości perycentrum… i trzy inne; też mają skomplikowane nazwy i nie ma potrzeby teraz ich tu przytaczać. W każdym razie mimośród pozwala od razu stwierdzić, czy orbita jest stabilna; inklinacja informuje cię, czy jest orbitą biegunową, czy równikową. I tak dalej.
Calca 3
Protyzm prosty i złożony
— Oto diagram z dwoma prostokątami, który wszyscy dobrze znamy — zaczął Criscan i narysował na ziemi taki rysunek:
— Strzałka oznacza, że byty z Hylaejskiego Świata Teorycznego mogą wywoływać skutki w Arbryjskiej Dziedzinie Przyczynowej, ale niemożliwa jest sytuacja odwrotna. Jeśli zadamy sobie trud, żeby zrozumieć, co naprawdę twierdzą ludzie, rysując taki diagram, okaże się, że wszystko sprowadza się do poglądu, który nazywamy protyzmem. Wiem, że wy dwaj jesteście tego w pełni świadomi, ale pozwolę sobie przypomnieć jego podstawowe założenia, żeby było jasne, na czym stoimy.
— Prosimy bardzo — powiedziałem.
— Nie krępuj się — dodał Lio.
— Doskonale. Pierwsze założenie brzmi: byty stanowiące przedmiot zainteresowania teoryki istnieją niezależnie od naszej percepcji, przyjętych przez nas definicji i konstrukcji myślowych. Teorowie ich nie tworzą; teorowie je tylko odkrywają. Drugie założenie jest takie, że umysł ludzki ma zdolność postrzegania tych bytów, i to właśnie robią teorowie, kiedy je odkrywają.
— Na razie nadążamy — zapewniłem Criscana.
— Cieszę się. Jeżeli nie chcemy ograniczać się do wyliczenia tych założeń, to aby uczynić następny krok, musimy wytłumaczyć, jak to się dzieje, że ludzki umysł może posiąść wiedzę o bytach teorycznych, które, zgodnie z pierwszym założeniem, są nie-czasoprzestrzenne i nie są połączone więzami przyczynowymi z bytami tworzącymi nasz kosmos. Na przestrzeni dziejów metateorycy przytaczali najróżniejsze argumenty, próbując wyjaśnić ten fenomen. I tak na przykład Halikaarn mocno naraził się proceńczykom, twierdząc, że w naszym mózgu istnieje specjalny organ odpowiedzialny za to postrzeganie.
— Organ? — powtórzył Lio. — Jak jakiś gruczoł czy coś w tym rodzaju?
— Niektórzy tak właśnie zinterpretowali jego słowa, co chyba wyjaśnia, dlaczego spotkała go miażdżąca krytyka. Najprawdopodobniej był to jednak błąd przekładu. Halikaarn żył przed Rekonstrukcją i w swoich pismach nie używał orthyjskiego, lecz języka którejś ze współczesnych mu mniejszości. Tłumacz, który przełożył jego prace na fluksyjski, wybrał niewłaściwe słowo, czym wyrządził mu niedźwiedzią przysługę. Halikaarnowi nie chodziło o gruczoł, lecz o pewną wrodzoną zdolność mózgu, nie ulokowaną w żadnym konkretnym fragmencie tkanki.
— Rzeczywiście, coś takiego łatwiej potraktować poważnie — przyznałem. — Rozumiem — dodałem, widząc, że Criscan szykuje się do długiej i nudnej mowy obrończej. — Jak ta zdolność ma się do faktów, które ilustruje nasz diagram?
— Istnieje jeszcze inny rodzaj danych niż te odbierane przez nas wzrokiem, słuchem i innymi zmysłami. W jakiś sposób dane te docierają z HŚT do Arbryjskiej Dziedziny Przyczynowej, gdzie postrzega je Organ Halikaarna.
— Takie twierdzenie przynosi chyba więcej pytań niż odpowiedzi — zauważył Lio.
— Nie daje żadnych odpowiedzi — zgodził się Criscan. — Bo też nie jest próbą odpowiadania na pytania, lecz wstępem do rozgrywki: na razie rozstawiamy figury na planszy, uzgadniamy terminologię i tak dalej. Byty teoryczne z HŚT: trójkąty, twierdzenia i inne czyste idee nazywamy cnoönami.
— Cnoöny… — powiedział Lio. — Odhaczone.
— Nasz świat łączy z HŚT pewna relacja, której szczegóły mogłyby być przedmiotem odrębnej dyskusji. Halikaarn nie nadał jej żadnej nazwy, więc symbolizującą ją strzałkę nazwano po prostu Strzałką Halikaarna.
— Strzałka Halikaarna… Odhaczona.
— Strzałka Halikaarna oznacza jednokierunkowy przepływ danych na temat cnoönów. Dane te docierają do Arbryjskiej Dziedziny Przyczynowej w drodze słabo poznanego procesu, nazwanego Przepływem Hylaejskim, i tam oddziałują na Organ Halikaarna. Dzięki temu dowiadujemy się o ich istnieniu.
— Przepływ Hylaejski… Odhaczony.
Criscan nie przepadał za Lio, ale było widać, że usilnie stara się go tolerować. Postanowiłem wejść w rolę interlokutora. Szturchnąłem Lio pod żebro, na co zareagował cokolwiek teatralnie: zatoczył się na pobocze drogi, jakby potrącił go rozpędzony aport. Udałem, że nic nie widzę.
— Terminologię mamy załatwioną — zwróciłem się do Criscana. — Co z nią zrobimy?
— Na początek przeskoczymy półtora tysiąclecia w przód — odparł. — I porozmawiamy o tym, czego dokonali Erasmas i Uthentine, kiedy postanowili sprawdzić, co się stanie, jeżeli potraktują diagram jako szczególny, mocno uproszczony przypadek skierowanego grafu acyklicznego, w skrócie SGA. „Skierowany” oznacza w tym wypadku jednokierunkowość strzałek; „acykliczny” — że strzałki nie mogą się zapętlać, to znaczy, że jeżeli mamy strzałkę od A do B, nie możemy jednocześnie mieć strzałki od B do A.
— Tak się zastanawiam… po co nam ten postulat?
— Acykliczność jest niezbędna do zachowania podstawowej zasady protyzmu, czyli niezmienności cnoönów. Gdyby strzałki mogły się zapętlić w kółko, oznaczałoby to, że wydarzenia w naszym wszechświecie mogą mieć wpływ na Hylaejski Świat Teoryczny.
— Ależ naturalnie, wybacz. Teraz, kiedy to powiedziałeś, wydaje mi się to oczywiste.
Criscan wskazał swój rysunek.
— Metateoryk powiedziałby, że ten diagram jest niepoprawny.
— Dlaczego? Jak możesz w ogóle twierdzić coś takiego?