Fraa Lio dopracował do perfekcji nowy sposób wiązania zawoju, który wprawdzie upodabniał go do paczki zgubionej z wagonu towarowego, ale całkowicie uniemożliwiał przeciwnikowi ściągnięcie mu kaptura na oczy. Co zresztą udowodniliśmy, mocując się z nim przez kwadrans. Lio był coraz bardziej zadowolony z siebie, dopóki Jesry nie zepsuł mu frajdy pytaniem, czy nowy kaptur zatrzyma kulę.
Cord wróciła do matemu w towarzystwie niejakiego Roska, młodego mężczyzny, z którym łączyło ją coś na kształt romansu. Zjedli z nami kolację w refektarzu. Miała na sobie mniej narzędzi, a więcej biżuterii, wykonanej przez nią z tytanu.
Arsibaltowi udało się bez przeszkód dotrzeć do bazyliki, ale ojciec nie chciał z nim rozmawiać, dopóki nie ukorzy się i nie zechce przyjąć bazyjskiej religii.
Lio wędrował po pseudmieściach z nadzieją, że napadnie go banda zbójów, tymczasem wszyscy napotkani ludzie chcieli albo gdzieś go podwieźć, albo postawić mu drinka.
Krewni Jesry’ego pomału wrócili do domu, a on zaczął ich odwiedzać. Któregoś razu postanowiłem mu towarzyszyć i byłem pod wrażeniem ich inteligencji, ogłady i (jak zwykle) ilości posiadanych przez nich dóbr. Tylko że ziało od nich pustką: dużo wiedzieli, ale nie mieli pojęcia, po co im ta wiedza. I — o dziwo — fakt ten zamiast podkopywać ich pewność siebie, dodatkowo ją umacniał.
Zraniony wcześniejszymi uwagami Jesry’ego, Lio namówił swoich nowych przyjaciół, żeby zabrali go do opuszczonego kamieniołomu u podnóży gór, gdzie ludzie dla rozrywki ostrzeliwali z rozmaitej broni różne nieruchome przedmioty, i wziął na cel swój zawój i sferę. Wzniósł broń przeciw dwóm z trzech posiadanych na własność przedmiotów, zasypał je gradem pocisków i strzał z szerokim grotem. Kule przeszywały tkaninę na wskroś: nowomateria rozciągała się i przepuszczała je, a pozostałe po ich przejściu dziury dawało się później rozmasować i scalić zawój. Co innego ostre jak brzytwy groty strzał: te cięły włókna i zostawiały w materiale wyrwy nie do naprawienia. Za to sfera odkształcała się i rozciągała bez ograniczeń, jak błona z karmelu, kiedy próbuje się ją przebić palcem. Kule dziurawiły ją prawie na wylot i deformowały jak okładany kijem balon. Lio orzekł, że sfera może stanowić osłonę przed pociskami z broni palnej: kula przebije wprawdzie ciało, ale pociągnie za sobą długi, ciągliwy paluch materii, z której zrobiona jest sfera. Paluch zapobiegnie rozpryśnięciu i koziołkowaniu kuli, a potem umożliwi jej wyjęcie. Było to dla nas ogromne pocieszenie.
Cord zjawiła się jeszcze raz, tym razem bez Roska. Wybraliśmy się na sympatyczny spacer wokół matemu, zapuściliśmy się nawet do górnego labiryntu. Najpierw rozmawialiśmy o tym, jak potoczyły się losy różnych członków naszej rodziny, a później o tym, gdzie chciałaby się znaleźć w porze następnego apertu.
Ósmego dnia apertu chciało mi się już nim rzygać. Miałem mętlik w głowie. Zadurzyłem się w swojej koligatce, co nie najlepiej o mnie świadczyło, ale im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej rozumiałem, że nie jest to ten rodzaj zauroczenia, jaki chciałbym zwieńczyć romansem.
Myślałem o niej od rana do wieczora, nadmiernie przejmowałem się tym, co o mnie pomyśli, i marzyłem o tym, żeby przychodziła jak najczęściej i poświęcała mi więcej uwagi. Potem sobie przypominałem, że za parę dni brama matemu się zatrzaśnie i na dziesięć lat stracę wszelki kontakt z Cord. Ona ani przez chwilę o tym nie zapominała i trzymała mnie na dystans. Zresztą miałem wrażenie, że najbardziej interesują ją te części koncentu, gdzie mogła spotkać itów, a do nich i tak miała stały dostęp, bo przecież wytwarzała dla nich różne rzeczy.
Każdego dnia apertu mógłbym zapełnić całą książkę opisami swoich uczuć i myśli — i byłaby to książka całkiem inna od tej z dnia poprzedniego. Jednakże pod koniec ósmego dnia wydarzenia potoczyły się w taki sposób, że mogę je ująć znacznie zwięźlej.
Romans: (1) W starorthyjskim i późniejszym: bliski związek (najczęściej o charakterze seksualnym) łączący pewną liczbę fraa i suur. Liczba ta prawie zawsze jest równa dwa, a najczęściej spotykanym układem jest para mieszana — fraa i suur w zbliżonym wieku. Wyróżnia się kilka rodzajów romansów; Matka Cartas w Dyscyplinie wymieniła cztery i wszystkie określiła jako zakazane. W późniejszym okresie, w Starej Epoce Matemowej, słynny stał się romans saunta Pera z sauntą Elith, kiedy po ich śmierci odkryto ogromną liczbę wymienionych przez nich listów miłosnych. Niedługo przed Odrodzeniem wiele matemów podjęło niezwykłą decyzję o zmodyfikowaniu Dyscypliny w taki sposób, aby usankcjonować romans perelithyjski — czyli trwały związek łączący jednego fraa z jedną suur. Poprawiona Księga Dyscypliny, przyjęta w okresie Rekonstrukcji, opisywała osiem rodzajów romansów i legalizowała dwa z nich. Druga Nowa Poprawiona Księga Dyscypliny opisuje siedemnaście romansów, legalizuje cztery i przymyka oko na dwa kolejne. Każdy z dopuszczalnych romansów podlega określonym regułom, a jego zawarcie potwierdza uroczysty ryt, w którym uczestnicy zgadzają się, w obecności co najmniej trzech świadków, przestrzegać tych reguł. Zakony i koncenty, które sprzeciwiają się Dyscyplinie, sankcjonując inne typy romansów, narażają się na działania dyscyplinujące ze strony Inkwizycji. Dopuszczalna jest jednak sytuacja, w jakiej zakon lub koncent uznaje za legalną mniejszą od zalecanej liczbę romansów. W tych, w których zakazane są wszelkie romanse, w praktyce obowiązuje celibat. (2) Pyerd ze schyłkowej Epoki Praksis, z samej swojej natury niepodlegający precyzyjnej definicji, ale opisujący kontakty i relacje pomiędzy różnymi istotami.
Fraa Orolo zauważył moje rozkojarzenie i przed zachodem słońca wezwał mnie do gwiezdnego kręgu. Zarezerwował na tę noc Teleskop Mithry i Mylaksa. Niebo było pochmurne, ale licząc na to, że później się rozpogodzi, udał się na górę jeszcze po południu, wycelował przyrząd i założył czystą tabliczkę fotomnemoniczną. Zastałem go przy M M, kiedy właśnie kończył te przygotowania. Wyszliśmy na przechadzkę po obwodzie kręgu megalitów. Trochę trudno mi było się rozluźnić i mówić szczerze, ale w końcu powiedziałem Orolowi, co myślę o Cord i co do niej czuję. Zadał mi mnóstwo pytań, które mnie nigdy nie przyszłyby do głowy, i z uwagą wysłuchał moich odpowiedzi, które zdaje się potwierdzały jego przeczucie, że w naszej znajomości nie ma niczego niestosownego dla związku dwojga koligatów.
Przypomniał mi, że Cord jest jedyną przedstawicielką mojej biologicznej rodziny, nie mówiąc o tym, że także jedyną znaną mi osobą z extramuros, wobec czego w tym, że dużo o niej myślę, nie ma niczego niezwykłego ani niezdrowego.