Corlandinowi udało się bezpiecznie wyłuskać korek i przelać wino do kwarcowej kolby laboratoryjnej, z której polewał do kieliszków. Pierwszy podał mnie, ale wiedziałem, że nie powinienem od razu pić. Odczekałem, aż każdy przy stole dostanie swoją porcję. Ostatni był fraa Corlandin. Podniósł kieliszek, spojrzał mi w oczy i powiedział:
— Za fraa Erasmasa i jego odzyskaną wolność: oby długo trwała, oby on umiał się nią cieszyć i oby mądrze ją wykorzystał.
Szczęknęły kieliszki. Ten kawałek o „mądrym wykorzystaniu” niezbyt mi się podobał, ale spełniłem toast.
Wino smakowało rewelacyjnie; jakby człowiek pił swoją ulubioną książkę. Wszyscy wstali do toastu i dopiero kiedy z powrotem zasiedli przy stole, mogłem ogarnąć wzrokiem resztę refektarza. Fraa i suur przy niektórych stolikach obserwowali nas i wznosili kufle, przy innych nie zwracali na nas uwagi, pogrążeni w rozmowach. Na obrzeżach sali stali ci, z którymi najbardziej chciałem porozmawiać: Orolo, Jesry, Tulia i Haligastreme.
Kolacja się przeciągnęła i trudno byłoby ją nazwać skromną. Cały czas ktoś dolewał mi wina. Czułem, że znalazłem się pod troskliwą opieką.
— Niech go ktoś zaniesie na siennik — usłyszałem w pewnym momencie. — Ma dość.
Ktoś złapał mnie pod pachy i pomógł mi wstać. Dałem się wyprowadzić do klauzury. Dopiero tam strząsnąłem z siebie eskortę.
Dzięki temu, że sporo czasu spędziłem w tumie, dobrze wiedziałem, których fragmentów koncentu nie widać z okien Regulatorki. Kilka razy obszedłem klauzurę, żeby trochę rozjaśniło mi się w głowie, po czym wyszedłem do ogrodu i siadłem na niewidocznej z góry ławce.
— Jesteś już istotą świadomą czy powinnam poczekać do rana? — usłyszałem.
Odwróciłem się: obok mnie stała Tulia. Wydaje mi się, że musiała mnie obudzić.
— Proszę. — Poklepałem ławkę obok siebie.
Tulia usiadła, ale niezbyt blisko. Przysiadła na podkulonym udzie, bokiem, patrząc prosto na mnie.
— Cieszę się, że już wyszedłeś — powiedziała. — Dużo się tu dzieje.
— Słyszałem. Da się to streścić w paru zdaniach?
— Orolo… Dzieje się z nim coś dziwnego. Nikt nie wie co.
— Jak to co? Zamknęli mu gwiezdny krąg! Co tu więcej trzeba wiedzieć?!
— To jasne — przytaknęła, nieco zirytowana tonem mojego głosu. — Sęk w tym, że nie wiadomo dlaczego. Orolo chyba coś wie, ale nie chce powiedzieć.
— Rozumiem. Przepraszam.
— Zamknięcie kręgu wpłynęło na kwalifik. Niektórzy z fidów, którzy mieli przystąpić do edharczyków, poszli do innych zakonów.
— To też zauważyłem. Ale dlaczego? Gdzie tu logika?
— Nie jestem pewna, czy należy się w tym doszukiwać logiki. Przed apertem wszyscy fidowie dokładnie wiedzieli, czego chcą, a potem mnóstwo rzeczy wydarzyło się jednocześnie: inkwizytorzy, twoja pokuta, zamknięcie gwiezdnego kręgu, powołanie fraa Paphlagona… Trochę to ludźmi wstrząsnęło. Przemyśleli różne rzeczy.
— W jakim sensie?
— Politycznym. Podjęli decyzje, które w innych okolicznościach nie przyszłyby im do głowy. Z pewnością cała ta sytuacja podważyła sens przystępowania do edharczyków.
— Dlatego że mają w tej chwili niewielkie wpływy polityczne?
— Nie tylko w tej chwili. Kiedy fidowie zobaczyli, co ci się przytrafiło, dotarło do nich, że nie powinni tak zupełnie lekceważyć tego aspektu koncentu.
— Już rozumiem… Taki Arsibalt na przykład, idąc do Zreformowanych Faanów Starych, którzy koniecznie chcieli go mieć u siebie…
— Może się u nich wybić, i to szybko.
— Przy kolacji serwował główne danie — przypomniałem. Ten zaszczyt był zwykle zastrzeżony dla starszych fraa.
— Mógłby zostać pewuerem. Albo hierarchą. Może nawet Prymasem. Wtedy mógłby walczyć z idiotyzmami, których się ostatnio namnożyło.
— Czyli ci, którzy ostatecznie trafili do edharczyków…
— To najlepsi z najlepszych.
— Jak Jesry.
— Otóż to.
— Będziemy was osłaniać, edharczycy, chronić w polityce, żebyście mogli swobodnie zająć się tym, co robicie najlepiej — powiedziałem.
— No… mniej więcej. Ale… kogo masz na myśli, mówiąc „my” i „wy”?
— Wszystko zmierza do tego, żebyś ty jutro poszła do Edhara, a ja do Nowego Kręgu.
— Tego właśnie wszyscy się spodziewają. Ale tak się nie stanie.
— Jak to? Trzymasz dla mnie miejsce wśród edharczyków?
— Można tak powiedzieć.
— Nie wierzę, że aż tak bardzo im na mnie zależy.
— I słusznie.
— Jak to?!
— Gdyby zorganizowali tajne głosowanie, wcale nie jest pewne, że wygrałbyś ze mną. Przykro mi, Ras; taka jest prawda. Zwłaszcza wiele suur jest po mojej stronie.
— Dlaczego oboje do nich nie dołączymy?
— To niemożliwe. Nie znam szczegółów, ale Corlandin i Haligastreme podobno się dogadali. Klamka zapadła.
— Ale jeżeli edharczycy nie chcą mnie przyjąć, to po co ta cała dyskusja? Widziałaś tę beczułkę, którą sprezentował mi Nowy Krąg? Zależy im na mnie jak diabli. Co stoi na przeszkodzie, żebym ja do nich przystał, a ty wtuliła się w stęsknione ramiona suur z edharskiej kapituły?
— Orolo jest temu przeciwny. Chce cię mieć w swoim zespole.
Tak mnie to poruszyło, że omal się nie rozpłakałem. Tym bardziej, że wino cały czas szumiało mi w głowie. Długo milczałem.
— Orolo też nie wszystko wie — powiedziałem w końcu.
— O czym ty mówisz?
Rozejrzałem się. Klauzura była za mała i zbyt cicha jak na mój gust.
— Przejdźmy się.
Nie odezwałem się ponownie, dopóki nie znaleźliśmy się na drugim brzegu rzeki, w cieniu oświetlonego księżycowym blaskiem muru. Dopiero wtedy powiedziałem Tulii, co zrobiłem podczas voco.
— To ci dopiero! — stwierdziła po dłuższej chwili. — No, ale przynajmniej jedno jest jasne.
— Niby co?
— Musisz iść do edharczyków.
— Po pierwsze, Tulio, wiecie o tym tylko ty i Lio. Po drugie, prawdopodobnie i tak nie uda mi się zabrać stamtąd tej tabliczki. Po trzecie wreszcie, wątpię, żeby zawierała jakieś użyteczne informacje.
— Detale! — prychnęła. — Zapominasz o najważniejszym. Twoje zachowanie dowodzi, że Orolo ma rację. Powinieneś znaleźć się w jego zespole.
— A ty? Do czyjego zespołu należysz?
Nie spodobało jej się to pytanie. Musiałem zadać je drugi raz.
— To, co stało się w Dziesiątą Noc, już się nie odstanie. Wszyscy podjęliśmy decyzje, których jeszcze możemy pożałować.
— Czy to jest w jakiejś mierze moja wina?
— A kogo to obchodzi?
— Mnie. Żałuję, że nie mogłem wyjść wtedy z celi i odradzić wam niektórych pomysłów.