— Rzeczywiście. Dzień wcześniej w porze certyfiku odesłaliśmy mistrza Fleca do itów, żeby zaprowadzili go do północnej nawy. Flec chciał zarejestrować szpil, ale Quin wyjaśnił nam później, że itowie pokrzyżowali mu plany. Nie pozwolili mu użyć szpilołapu w tumie.
— Dlaczego?
— Ze względu na zbyt dobrą jakość obrazu.
— Zbyt dobrą? W jakim sensie?
— Quin zarzucił nas handlowym pyerdem, który postarałem się streścić w dzienniku.
— Kiedy mówisz o streszczeniu, masz na myśli, że twój zapis jest tylko przybliżeniem jego słów? Pozwól, że znowu zacytuję: „Megamatryca, redukcja drgań, dynazoom… Szpilołap z takimi funkcjami mógłby zajrzeć w każdy zakamarek tumu, nawet na drugą stronę ekranów”. Czy Quin użył dokładnie takich słów?
— Nie wiem. Ten zapis jest wypadkową moich wspomnień i rozsądnego domniemania.
— Wyjaśnij, co rozumiesz w tym wypadku przez rozsądne domniemanie.
— Quin zmierzał do tego, że itowie nie mogli się zgodzić na użycie szpilołapu z powodów technicznych, ponieważ ze swojego miejsca w północnej nawie Flec mógłby rejestrować nim obrazy tysięczników i setników, zasiadających po przeciwnej stronie prezbiterium. Gołym okiem nie jesteśmy w stanie zajrzeć w głąb innych naw ze względu na kontrast między ekranem, który jest jasny (kosmografowie powiedzieliby, że ma wysokie albedo), i znajdującą się za nim ciemną przestrzenią nawy. Sprawę dodatkowo komplikuje znaczna odległość i inne czynniki. Itowie zapoznali się z możliwościami szpilołapu Fleca i doszli do wniosku, że dzięki połączeniu pewnych cech pozwala on dojrzeć rzeczy niewidoczne nieuzbrojonym okiem. Oczywiście nie ma sensu rozgryzanie pyerdów handlowych, jakimi raczą nas producenci szpilołapów, ale moja wiedza kosmograficzna podpowiada mi, jakie musiałyby być właściwości takiego urządzenia: zoom, czyli obiektyw o zmiennej ogniskowej, jakiś sposób wykrywania słabo widocznych obrazów na zaszumionym tle oraz stabilizacja obrazu, korygująca drżenie rąk operatora.
— I to właśnie masz na myśli, kiedy mówisz o rozsądnym domniemaniu. Rozsądne oznacza w tym wypadku tyle, że każdy człowiek obeznany z instrumentarium kosmograficznym powinien wyciągnąć podobne wnioski odnośnie do szpilołapu Fleca.
— Zgadza się.
— Piszesz dalej w dzienniku, że w tym momencie fraa Orolo złapał cię za przegub dłoni i przestałeś notować. Dlaczego?
— Orolo, jako starszy i mądrzejszy ode mnie, zawczasu zorientował się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. Quin zacząłby za chwilę terkotać o sprawach sekularnych i o tym, co zaszło między Flekiem i itami. Z tego rodzaju wiedzą oczywiście nie powinniśmy mieć kontaktu.
— Ale przecież twoje uszy i tak byłyby na nią wystawione. Dlaczego Orolo powstrzymał twoją rękę, zamiast zatkać ci uszy?
— Nie wiem, może wydawało mu się, że to najbardziej logiczne wyjście z sytuacji. W takich chwilach ludzie nie zawsze myślą jasno.
— Poza tymi, którym jednak się to udaje. Ale mniejsza z tym, nie mam więcej wątpliwości na temat tej rozmowy. Zostało jeszcze tylko jedno pytanie.
— Słucham.
— Gdzie byłeś w dziewiątą noc apertu?
Wytężyłem pamięć, zmarszczyłem brwi.
— To jedno z tych pozornie prostych pytań, na które normalnemu człowiekowi trudno jest odpowiedzieć.
Spelikon przytaknął mi z przesadnym zapałem i pośpiechem:
— Jeżeli mówiąc „normalny człowiek”, masz na myśli nie-hierarchę, spieszę cię zapewnić, że osobiście nie mam żadnych konkretnych wspomnień z tego akurat wieczoru.
— Rano miałem oprowadzać nową grupę zwiedzających, więc chciałem się wcześnie położyć. Zjadłem kolację, a potem prawie na pewno poszedłem spać. Dużo rozmyślałem.
— Tak? A o czym?
Musiałem zrobić bardzo dziwną minę, bo Spelikon parsknął śmiechem i dodał:
— Pytam z ciekawości, bo to chyba nic ważnego. — Wyciągnął następny arkusz. — Kronika podaje, że tamtej nocy dzieliłeś celę z fraa Branchem i fraa Ostabonem. Jeżeli ich o to zapytam, potwierdzą, że przez całą noc byliście razem?
— Nie widzę powodu, dla którego mieliby tego nie zrobić.
— Doskonale. To wszystko. Dziękuję za poświęcony mi czas, fraa Erasmasie.
Spelikon otworzył mi drzwi. Kiedy wyszedłem za próg, dostrzegłem czekających w krużganku Brancha i Ostabona.
Mój dar imaginacji i snucia opowieści w głowie kompletnie mnie tego wieczoru zawodził, jakby wziął urlop. Nie rozumiałem sensu tego przesłuchania i złożyłem je na karb podupadającego zdrowia suur Trestanas, która wkrótce trafi do Kolegium i dopiero tam dojdzie do siebie. Oby nie za szybko.
Następnego dnia wstałem wcześnie, ponieważ miałem dyżur przy śniadaniu. Poranek spędziłem w kredowni z Barbem, wykładając mu podstawy rachunku wektorowego, które sam powinienem był opanować dawno temu, a mimo to dopiero teraz zaczynałem naprawdę je rozumieć. Zbliżałem się do granicy mojego pojmowania i zaczynałem popełniać głupie błędy, kiedy dzwony wybiły certyfik.
Był to jeden z tych dni, w które obowiązek nakręcenia zegara spoczywał na mnie i moich towarzyszach, udałem się więc prosto do tumu. Ryt zgromadził niewielu deklarantów i dosłownie garstkę hierarchów. Nie widziałem fraa Orola ani żadnego z jego starszych uczniów. Jesry również się nie pojawił i musieliśmy z Lio i Arsibaltem poradzić sobie bez niego.
Długi poranek w kredowni i trzyosobowy certyfik zaostrzyły mój apetyt i w refektarzu jadłem, aż mi się uszy trzęsły. Kończyłem już posiłek, kiedy zjawił się Orolo: wziął sobie lekkie drugie śniadanie i usiadł przy swoim ulubionym stoliku, w miejscu, z którego przy ładnej pogodzie widział ciągnące się za oknem góry. Dziś akurat było pochmurno, ale miało się wrażenie, że w ciągu dnia zimna i czysta rzeka wiatru rozproszy chmury.
Zjadłem i przysiadłem się do niego. Domyślałem się, że jemu też Spelikon naprzykrzał się ze swoimi pytaniami, ale nie chciałem poruszać tego tematu. Orolo na pewno miał go powyżej uszu.
Uśmiechnął się do mnie lekko.
— Dzięki hierarchom niedługo znów będę mógł prowadzić obserwacje.
— Otworzą gwiezdny krąg? To wspaniała nowina! — wykrzyknąłem.
Orolo znów się uśmiechnął.
Wszystko układało się w sensowną całość. Coś przeraziło hierarchów i sprawiło, że zinterpretowali zachowanie Orola przed apertem w sposób, którego w dalszym ciągu nie rozumiałem. W końcu jednak zrozumieli swój błąd i sprawy powoli wracały do normy.
— Muszę ci się przyznać, że zostawiłem w M M tabliczkę i nie mogę się doczekać, kiedy dostanę ją w swoje ręce — powiedział.
— A kiedy otworzą krąg?
— Nie wiem.
— Czym zamierzasz się zająć?
— Wolałbym na razie nie mówić. Niczym, do czego potrzebowałbym mocy M M. Wystarczy mi jakiś mniejszy teleskop, a nawet najzwyklejszy szpilołap.
— Spelikon ostatnio wypytywał mnie o szpilołapy…
Orolo przytknął palec do ust.
— Wiem. Dobrze się stało, że odpowiedziałeś na jego pytania tak, jak odpowiedziałeś.
Przetrawienie tych słów wymagało ode mnie chwili skupienia. Wiadomość o otwarciu gwiezdnego kręgu sama w sobie była rzeczywiście doskonała, ale kiedy ludzie zaczną się tam kręcić, mogą odkryć tabliczkę, którą zostawiłem w Oku Clesthyry, i będę miał kłopoty. To był jednak głupi pomysł. Jak ja ją teraz stamtąd zabiorę?
Orolo wyjrzał przez inne okno, z którego było widać zegar.