– Będę chyba musiała wracać. Jest pani teraz bardzo zajęta.
– Usiądź i odpręż się. Dopiero przyszłaś. Przyniosę ci jakiś lunch.
– Dziękuję, ale nie trzeba.
– Posłuchaj, Etsuko, jeżeli nie zjesz tutaj, to nie zjesz nic przez następną godzinę. Wiesz dobrze, że w twoim stanie regularne jedzenie to podstawa.
– Tak, wiem.
Pani Fujiwara przyglądała mi się uważnie przez chwilę, po czym powiedziała:
– Przed tobą przyszłość, której możesz z radością wyczekiwać, Etsuko. Dlaczego więc jesteś tak nieszczęśliwa?
– Nieszczęśliwa? Wcale nie jestem nieszczęśliwa. Nie spuszczała ze mnie wzroku, a ja zaśmiałam się nerwowo.
– Gdy pojawi się dziecko, będziesz zachwycona wierz mi. I będziesz wspaniałą matką, Etsuko.
– Mam nadzieję.
– Na pewno będziesz.
– Tak. – Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. Pani Fujiwara skinęła głową i raz jeszcze podniosła się z miejsca.
W domku, gdzie mieszkała Sachiko, zmrok zapadł szybko – w pokoju paliła się tylko jedna lampa – i początkowo myślałam, że Mariko przygląda się jakiejś czarnej plamie na ścianie. Wyciągnęła rękę i ów kształt się poruszył. Dopiero wtedy zrozumiałam, że to pająk
– Mariko, przestań. Nieładnie tak. Natychmiast schowała ręce za plecy, lecz nie spuszczała wzroku z pająka.
– Kiedyś miałyśmy kota – powiedziała. – Zanim przyjechałyśmy tutaj. Łapał nam pająki.
– Ach, tak. Zostaw go, Mariko.
– Ale nie jest jadowity.
– Nie, ale go zostaw. Jest brudny.
– Ten kot, którego miałyśmy, zjadał pająki. A co by się stało, gdybym zjadła pająka?
– Nie wiem, Mariko.
– Czybym się rozchorowała?
– Nie wiem – odparłam i znów zajęłam się przyniesionym szyciem.
Mariko nadal przyglądała się pająkowi. Wreszcie powiedziała:
– Wiem, dlaczego pani tu dzisiaj przyszła.
– Przyszłam tutaj, ponieważ małe dziewczynki nie powinny zostawać same w domu.
– To przez tę kobietę. To dlatego, że ta kobieta może znów tu przyjść.
– Może pokazałabyś mi jeszcze jakieś rysunki? Te, które widziałam, były śliczne.
Mariko nie odpowiedziała ani słowem. Podeszła do okna i spojrzała w ciemność.
– Twoja matka niedługo wróci – powiedziałam. – Może pokażesz mi kilka rysunków.
Mariko wciąż patrzyła w ciemność. W końcu wróciła do kąta, w którym siedziała, zanim ów pająk zwrócił jej uwagę.
– Co dzisiaj robiłaś w ciągu dnia, Mariko? Rysowałaś coś? – spytałam.
– Bawiłam się z Atsu i Mee-Chan.
– Bardzo dobrze. A gdzie one mieszkają? Czy są z bloków?
– To jest Atsu. – Wskazała na jedno z czarnych kociąt. – A to jest Mee-Chan.
Zaśmiałam się.
– Ach, tak. Słodkie z nich kociaki, prawda? Ale czy ty kiedykolwiek bawisz się z innymi dziećmi? Z dziećmi z bloków?
– Bawię się z Atsu i Mee-Chan.
– Powinnaś spróbować zaprzyjaźnić się z innymi dziećmi. Na pewno są bardzo miłe.
– One mi ukradły Suji-Chana. To był mój ulubiony kociak.
– Ukradły go? Ciekawe, czemu to zrobiły?
– Rzucałam w nie kamieniami. Bo mówiły różne rzeczy.
– No cóż, nie powinno się rzucać kamieniami, Mariko.
– Mówiły różne rzeczy. O mamie. Rzucałam w nie kamieniami, a one zabrały Suji-Chana i powiedziały, że nie oddadzą.
– Ale masz jeszcze inne kociaki.
Mariko przeszła przez pokój i zbliżyła się do okna. Była na tyle wysoka, że wyglądała na zewnątrz, opierając łokcie o parapet. Przez kilka minut patrzyła w ciemność z twarzą przyklejoną do okiennej ramy.
– Chcę teraz wyjść – powiedziała nagle.
– Wyjść? Jest stanowczo za późno, a na zewnątrz jest ciemno. Zresztą niedługo wróci twoja mama.
– Ale ja chcę wyjść.
– Zostań w domu, Mariko.
Nadal patrzyła przez okno. Starałam się wyróżnić tam jakieś kształty, jednak widziałam tylko ciemność.
– Może powinnaś być milsza dla innych dzieci. Wtedy mogłabyś się z nimi zaprzyjaźnić.
– Wiem, dlaczego mama poprosiła, żeby pani tu przyszła.
– Trudno się zaprzyjaźnić, gdy rzuca się w kogoś kamieniami.
– To przez tę kobietę. To dlatego, że mama wie o tej kobiecie.
– Nie rozumiem, o czym mówisz, Mariko. Powiedz mi coś o twoich kociętach. Będziesz je jeszcze rysować, gdy nieco urosną?
– To dlatego, że ta kobieta może znowu przyjść. Dlatego mama panią poprosiła.
– Nie wydaje mi się.
– Mama też widziała tę kobietę. Widziała ją wczoraj wieczór.
Przerwałam na chwilę szycie i spojrzałam na Mariko. Odwróciła się od okna i patrzyła na mnie dziwnie pustym wzrokiem.
– Gdzie twoja mama widziała tę… tę osobę?
– Tam. Tam ją widziała. Dlatego panią poprosiła. Mariko odeszła od okna i wróciła do swoich kociaków.
Pojawiła się kotka i kocięta potoczyły się w kierunku swojej matki. Mariko położyła się obok nich i zaczęła coś szeptać. W jej szepcie było coś lekko niepokojącego.
– Wkrótce wróci twoja matka – powiedziałam. – Ciekawe, co ona teraz robi.
Mariko wciąż szeptała.
– Opowiadała mi o Franku-sanie – ciągnęłam. – To podobno bardzo miły człowiek.
Szept ucichł. Przez moment patrzyłyśmy na siebie. - To zły człowiek – powiedziała Mariko.
– Nie, tak nie można mówić, Mariko-san. Twoja matka opowiedziała mi o nim wszystko i wydaje mi się, że to miły człowiek. I na pewno jest bardzo miły dla ciebie, prawda?
Wstała i powoli podeszła do ściany. Pająk był tam, gdzie przedtem.
– Tak, on na pewno jest miłym człowiekiem. Jest dobry dla ciebie, prawda, Mariko-san?
Mariko wyciągnęła ręce przed siebie. Pająk przesunął się wolno po ścianie. – Mariko, zostaw go w spokoju.
– Ten kot, którego mieliśmy w Tokio, łapał pająki. Chciałyśmy go zabrać z sobą.
Teraz widziałam pająka wyraźniej. Miał krótkie, grube odnóża, które rzucały cień na żółtą ścianę.
– To był dobry kot – ciągnęła Mariko. – Miał przyjechać z nami do Nagasaki.
– I przywieźliście go?
– Zginął. Dzień przed wyjazdem. Mama obiecała, że go zabierzemy, ale on zginął.
– Rozumiem.
Wykonała szybki ruch ręką i złapała pająka za nogę. Pozostałe nogi poruszały się szaleńczo wokół jej palców, gdy zdjęła go ze ściany.
– Mariko, zostaw go. Jest brudny.
Mariko odwróciła rękę i pająk wpełzł do środka. Zakryła go drugą dłonią, zamykając go jak w klatce.
– Mariko, puść go.
– On nie jest jadowity – odparła, podchodząc do mnie bliżej.
– Jest brudny. Puść go tam, gdzie był.
– Ale on nie jest jadowity.
Stała przede mną, z uwięzionym w dłoniach pająkiem Przez szparę w jej palcach widziałam jedną z jego nóg, poruszającą się wolno i rytmicznie.
– Wypuść go tam, gdzie był, Mariko.
– A co by było, gdybym go zjadła? Przecież nie jest jadowity.
– Byłabyś bardzo chora. A teraz, Mariko, wypuść go tam, gdzie był.
Mariko przybliżyła pająka do twarzy i rozchyliła usta.
– Nie wygłupiaj się, Mariko. On jest bardzo brudny. Jej usta otworzyły się szerzej, po czym rozchyliła ręce, a pająk wylądował na moich kolanach. Odskoczyłam. Pająk szybko przemierzył tatami i schronił się w cieniu. Minęła chwila, zanim doszłam do siebie, a w tym czasie Mariko opuściła dom.
Rozdział szósty
Nie pamiętam, jak długo szukałam jej tamtej nocy. Niewykluczone, że trwało to dość długo, gdyż byłam wówczas w zaawansowanej ciąży i raczej starałam się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Gdy wyszłam na zewnątrz, spacer wzdłuż brzegu rzeki podziałał na mnie dziwnie kojąco. Brzeg był częściowo porośnięty bardzo wysoką trawą i musiałam mieć wtedy na nogach sandały, ponieważ pamiętam wyraźnie, że czułam ją pod stopami. Posuwając się przed siebie, słyszałam rozbrzmiewające wokół brzęczenie różnych owadów.