Przez pewien czas Sachiko siedziała z wzrokiem utkwionym w imbryku. Potem westchnęła i podniosła się z miejsca. Podeszła do okna i spojrzała w ciemność.
– Może pójdziemy jej poszukać? – spytałam.
– Nie – odrzekła Sachiko, wciąż patrząc za okno. -Ona niedługo wróci. Niech robi to, co chce.
Gdy przypominam sobie teraz moje zachowanie wobec Keiko, ogarnia mnie żal. Wszak w tym kraju nie jest, niczym niezwykłym, że młoda kobieta pragnie opuścić dom. Wygląda na to, że udała mi się tylko jedna rzecz: gdy wreszcie wyjechała – a stało się to blisko sześć lat temu – doprowadziłam do tego, iż zerwała wszystkie łączące ją ze mną więzy. Jednakże nie przychodziło mi wówczas na myśl, że w tak krótkim czasie może się całkowicie wyrwać spod mojego wpływu. Lękałam się, iż moja córka – choć nieszczęśliwa w domu – nie poradzi sobie z otaczającym ją światem. Gdy więc sprzeciwiałam się tak gorąco jej planom, czyniłam tak dla jej własnego dobra.
Tamtego ranka – a był to piąty dzień wizyty Niki – zbudziłam się bardzo wcześnie. Od razu uświadomiłam sobie, że umilkło dzwonienie padającego deszczu, towarzyszące nam od kilku dni. Potem przypomniałam sobie, o mnie obudziło.
Leżałam pod kołdrą, przyglądając się różnym przedmiotom widocznym w bladym świetle. Po kilku minutach trochę się uspokoiłam i znów zamknęłam oczy. Nie mogłam jednak zasnąć. Myślałam o gospodyni – gospodyni Keiko – i o tym, jak otworzyła wreszcie drzwi tego pokoju w Manchesterze.
Znów otworzyłam oczy i zaczęłam przyglądać się przedmiotom znajdującym się w pokoju. W końcu wstałam i włożyłam szlafrok. Idąc do łazienki, starałam się nie zbudzić Niki, śpiącej w pokoju obok. Po wyjściu z łazienki zatrzymałam się przez chwilę na półpiętrze. W dole schodów, po przeciwnej stronie hallu, widać było drzwi pokoju Keiko. Jak zwykle były zamknięte. Nie spuszczając z nich wzroku, posunęłam się kilka kroków naprzód. Po jakimś czasie ocknęłam się tuż przed nimi. Nagle wydało mi się, że słyszę w środku jakiś cichy dźwięk, jakieś poruszenie. Nastawiłam ucha, lecz dźwięk się nie powtórzył. Wyciągnęłam rękę i otworzyłam drzwi.
W szarawym świetle poranka pokój Keiko wyglądał surowo i pusto: łóżko przykryte pojedynczym prześcieradłem, biała toaletka, a na podłodze kilka kartonowych pudeł z rzeczami, których nie zabrała ze sobą do Manchesteru. Weszłam do środka. Przez odsłonięte okna widać było sad. Niebo było jasne i białe; ani śladu deszczu. Pod oknem, na trawniku, dwa ptaki dziobały opadłe jabłka. Wtedy poczułam, że jest mi zimno, i wróciłam do swojego pokoju.
– Jedna z moich koleżanek pisze wiersz o tobie – powiedziała Niki. Jadłyśmy akurat śniadanie w kuchni,
– O mnie? Po co, u licha, ona to robi?
– Opowiadałam jej kiedyś o tobie i postanowiła, że napisze wiersz. To świetna poetka.
– Wiersz o mnie? Przecież to absurd. A co można o mnie pisać? Zresztą nawet mnie nie zna.
– Powtarzam ci, mamo, że opowiadałam jej o tobie. Ona zdumiewająco potrafi rozumieć ludzi. Sama też wiele przeszła.
– Rozumiem. A ile lat ma ta twoja koleżanka?
– Mamo, ty masz chyba obsesję na punkcie wieku. Nie jest ważne, ile ktoś ma lat; liczy się to, czego doświadczył. Można dożyć setki i nie doświadczyć niczego.
– Chyba tak. – Zaśmiałam się i spojrzałam w stronę okien. Zaczynało mżyć.
– Opowiadałam jej o tobie – powtórzyła Niki. – O tym, jak ty i tato wyjechaliście z Japonii. To zrobiło na niej duże wrażenie. Ona rozumie, co musiałaś przejść, że to wszystko nie było tak proste, jak może się wydawać.
W dalszym ciągu nie odrywałam wzroku od okien. Potem rzekłam szybko:
– Jestem pewna, że twoja koleżanka napisze wspaniały wiersz. – Wyjęłam z koszyka jabłko, a Niki obserwowała, jak powoli je obieram.
– Tyle kobiet jest nieszczęśliwych, uwiązując się w domu z dzieciakami i jakimś okropnym mężem. Nie potrafią zebrać się na odwagę, by coś z tym zrobić. I potem tak ciągną aż do końca życia – powiedziała.
– Rozumiem. Uważasz więc, że powinny porzucić swoje dzieci, czyż tak, Niki?
– Wiesz, co o tym myślę. To żałosne, kiedy ludzie tak po prostu marnują swoje życie.
Nie odzywałam się ani słowem, choć moja córka robiła przerwę, jakby oczekując, że coś powiem.
– To, co zrobiłaś, mamo, na pewno nie było łatwe, powinnaś być dumna z tego, co zrobiłaś ze swoim życiem.
Nadal obierałam jabłko. Gdy skończyłam, starannie wytarłam ręce w serwetkę.
– Moi przyjaciele też tak uważają – ciągnęła Niki. – Ci, którym opowiadałam.
– Bardzo mi miło. Możesz podziękować swoim wspaniałym przyjaciołom.
– Tak tylko powiedziałam.
– Cóż, chyba dosyć jasno się wyraziłaś. Być może niepotrzebnie byłam dla niej aż tak szorstka tego ranka, lecz z drugiej strony uważam, że była zbyt zarozumiała, przypuszczając, iż potrzebuję pocieszenia w tej materii. Ponadto miała dość mgliste wyobrażenie o tym, co wydarzyło się w owych ostatnich dniach w Nagasaki. Zapewne obraz, jaki sobie stworzyła, powstał dzięki opowieściom jej ojca. Jednak taki obraz musiał mieć wiele nieścisłości. Prawdę mówiąc, mimo tych wszystkich niezaprzeczalnie interesujących artykułów, które napisał o Japonii, mój mąż nigdy naprawdę nie zrozumiał ani naszej kultury, ani kogoś takiego jak Jiro. Nie twierdzę, iż wspominam Jira z rozrzewnieniem, lecz prawda jest taka, że nie był to aż tak tępy człowiek, jak wydawało się mojemu mężowi. Jiro ciężko pracował, by wypełnić swoje rodzinne obowiązki, i oczekiwał, że ja będę robić to samo. I trzeba przyznać, że przez te siedem lat, które spędziliśmy razem, był dobrym ojcem dla swojej córki. Bez względu na to, co wmawiałam sobie w ciągu tamtych dni, zawsze wiedziałam, że Keiko będzie za nim tęsknić.
Jednak to wszystko należy do odległej przeszłości i wcale nie chcę rozmyślać nad tym raz jeszcze. Motywy, jakimi się kierowałam, opuszczając Japonię, były uzasadnione i wiem, że zawsze miałam na względzie dobro Keiko. Nie ma sensu dumać po raz kolejny nad tym wszystkim.
Gdy przycinałam rośliny stojące w doniczkach oknie, nagle zdałam sobie sprawę, że Niki zupełnie umilkła. Spojrzawszy w jej kierunku, ujrzałam, że stoi przed kominkiem, wpatrzona w rozciągający się za oknem ogród. Odwróciłam się więc, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem; ogród był dobrze widoczny, mimo mgiełki pokrywającej szyby. Odnosiłam wrażenie, iż Niki wpatruje się w jakiś punkt nie opodal żywopłotu, gdzie rozrzucone przez wiatr i deszcz leżały tyczki podtrzymujące młode krzaki pomidorów.
– Chyba z pomidorów nie będzie w tym roku wielkiego pożytku – powiedziałam. – Prawie zupełnie je zaniedbałam.
Nadal przyglądałam się tyczkom, gdy dobiegł mnie dźwięk odsuwanej szuflady. Kiedy się odwróciłam, Niki była zajęta przeszukiwaniem jej zawartości. Po śniadaniu postanowiła, że przeczyta wszystkie artykuły prasowe swego ojca i większość ranka minęła jej na przeglądaniu wszystkich szuflad i półek w domu.
Przycinanie roślin było dość czasochłonne; przyciśnięte jedne do drugich zajmowały cały parapet, wywołując wrażenie nieładu. Słyszałam, jak Niki przerzuca zawartość szuflad. Potem wszystko ucichło, a gdy odwróciłam się, znów stała z wzrokiem wbitym w okno.
– Chyba pójdę nakarmić złote rybki – powiedziała.
– Złote rybki?
Ignorując moje pytanie, Niki wyszła z pokoju, a zaraz potem ujrzałam, jak przemierza trawnik. Przetarłam szybę i obserwowałam ją. Niki doszła do dalekiego krańca ogrodu, gdzie przy ogródku skalnym znajdował się staw z rybami. Wsypała karmę i stała tam kilka sekund, wpatrując się w powierzchnię wody. Widziałam jej postać z profilu; była bardzo chuda i pomimo modnych ubrań nadal było w niej coś wyraźnie dziecięcego, patrząc, jak wiatr rozwiewa jej włosy, zastanawiałam się, dlaczego wyszła bez kurtki.