Выбрать главу

Gdy odeszliśmy trochę od kramu, Sachiko w dalszym ciągu się śmiała. Śmiała się tak bardzo, że w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Otarłszy je, spojrzała na skrzynkę.

– Bardzo dziwna – stwierdziła, podając mi ją. Rozmiarami przypominała pudełko na pomarańcze i była zdumiewająco lekka. Drewno było gładkie, lecz nie polakierowane, a z jednej strony miała dwoje zachodzących na siebie drzwiczek, których środek tworzyła druciana siatka.

– Może się przydać – powiedziałam, odsuwając jedne z nich.

– Wygrałam główną nagrodę – odezwała się Mariko.

– Tak, brawo – pogratulowała jej Sachiko.

– Kiedyś wygrałam kimono – poinformowała mnie dziewczynka. – To było w Tokio, tam właśnie wygrałam kimono.

– No cóż, teraz znowu wygrałaś.

– Etsuko, może poniesiesz moją torbę? Wtedy ja będę mogła zanieść ten przedmiot do domu.

– Wygrałam główną nagrodę – powtórzyła Mariko.

– Tak, byłaś doskonała – pochwaliła ją matka i zaśmiała się cicho.

Oddaliłyśmy się od kramu z kujibiki. Na ulicy leżało mnóstwo gazet i przeróżnych śmieci. – W tym mogłyby mieszkać kocięta, prawda? – spytała Mariko. – Środek mogłybyśmy wyłożyć kocami i miałyby tam swój domek. Sachiko spojrzała z powątpiewaniem na skrzynkę.

– Nie jestem pewna, czy byłyby zachwycone.

– To mógłby być ich domek. Gdy pojedziemy do Yasuko-san, będziemy je mogły w nim zabrać. – Tak, myślę, że tak – powiedziała Sachiko. – Dobrze. Zabierzemy w nim kocięta.

– Więc możemy je zatrzymać?

– Tak, możemy. Jestem pewna, że ojciec Yasuko nie będzie miał nic przeciwko temu.

Mariko pobiegła kawałek naprzód, a potem czekała, aż do niej dołączymy.

– Więc już nie będziemy musiały szukać dla nich domów?

– Nie, już nie. Jedziemy do domu Yasuko-san, więc możemy je zabrać.

– Nie będziemy musiały szukać dla nich właścicieli.

– Możemy je wszystkie zatrzymać. Zabierzemy je w tym pudle, prawda, mamo?

– Tak – odparła Sachiko. A potem odrzuciła głowę i znów wybuchnęła śmiechem.

Często staje mi dziś przed oczami twarz Mariko, tak jak ją zapamiętałam owego wieczora, gdy wracałyśmy tramwajem do domu. Siedziała z czołem przytkniętym do szyby, wpatrując się w szybko zmieniające się widoki. Chłopięca twarz, którą rozświetlały migające za oknem światła miasta. Mariko milczała przez całą drogę, a Sachiko i ja z rzadka odzywałyśmy się do siebie. W pewnym momencie Sachiko spytała mnie:

– Czy twój mąż będzie zły na ciebie?

– Niewykluczone – odrzekłam z uśmiechem. – Lecz uprzedzałam go wczoraj, że wrócę późno.

– To był taki miły dzień.

– Tak. Niech Jiro siedzi i się denerwuje. Było mi tak przyjemnie.

– Musimy to powtórzyć, Etsuko.

– Koniecznie.

– Pamiętaj, musisz mnie odwiedzić, gdy się przeprowadzę.

– Tak, będę pamiętać.

Umilkłyśmy. Dopiero nieco później, gdy tramwaj zwalniał przed przystankiem, wyczułam u Sachiko nagłe zdenerwowanie. Spoglądała w kierunku wyjścia, gdzie stały dwie lub trzy osoby. Wśród nich była jakaś kobieta, która przyglądała się Mariko. Miała około trzydziestu lat i chudą twarz, na której malował się wyraz zmęczenia. Nie było wątpliwości, że patrzy na Mariko w sposób najzupełniej niewinny, i gdyby nie reakcja Sachiko, nic nie obudziłoby moich podejrzeń. Tymczasem Mariko wyglądała za okno, nie zdając sobie z niczego sprawy.

Poczuwszy na sobie spojrzenie Sachiko, kobieta odwróciła się, a gdy tramwaj zatrzymał się na przystanku, wysiadła.

– Znałaś ją? – spytał cicho. - Sachiko zaśmiała się.

– Nie. Pomyliło mi się.

– Wzięłaś ją za kogoś innego?

– Przez chwilę. Choć prawdę mówiąc, nie była wcale podobna. – Znów się zaśmiała, po czym wyjrzała za okno, by sprawdzić, gdzie jesteśmy.

Rozdział ósmy

Z perspektywy czasu wydaje mi się, że rozumiem powody, dla których Ogata-san zatrzymał się u nas tak długo owego lata. Znając dobrze swojego syna, niewątpliwie przejrzał jego strategię w związku ze sprawą artykułu napisanego przez Shigeo Matsudę: mój mąż po prostu czekał, aż Ogata-san powróci do Fukuoki, by móc po prostu zapomnieć o całej sprawie. Tymczasem zaś przytakiwał ochoczo, że z takim atakiem na ich nazwisko należy się rozprawić szybko i zdecydowanie, że jest to sprawa tak samo jego, jak i ojca i obiecywał, że napisze do swojego kolegi w najbliższej wolnej chwili. Dziś widzę wyraźnie, że był to typowy sposób, w jaki Jiro podchodził do wszystkich potencjalnie nieprzyjemnych sytuacji. Gdyby wiele lat później nie potraktował innego problemu w bardzo podobny sposób, pewnie nigdy nie opuściłabym Nagasaki. Ale to tylko tak na marginesie.

Opisywałam już wcześniej pewne szczegóły dotyczące owego wieczoru, kiedy to dwaj pijani koledzy mojego męża przerwali partię szachów rozgrywaną przez Jira i Ogatę-sana. Tejże nocy, gdy przygotowywałam się do pójścia spać, odczułam silną potrzebę porozmawiania z Jirem na temat tej całej sprawy związanej z Shigeo Matsudą; choć bowiem nie pragnęłam, by Jiro pisał podobny list wbrew swojej woli, uważałam jednak, iż powinien otwarcie powiedzieć ojcu, co o tym wszystkim sądzi. Wszelako powstrzymałam się przed poruszaniem tej kwestii tamtej nocy, podobnie jak czyniłam to przy wcześniejszych okazjach. Gdyż, po pierwsze, mój mąż uznałby, że nie moją rzeczą jest wypowiadać się w podobnych sprawach, a ponadto o tak późnej porze był nieodmiennie zmęczony i wszelkie próby rozpoczynania z nim rozmowy jedynie go rozdrażniały. W każdym razie otwarte poruszanie podobnych kwestii nie było przyjęte w naszym związku.

Przez cały następny dzień Ogata-san nie wychodził z mieszkania, często studiując rozpoczętą poprzedniego wieczora partię, która – jak twierdził – została przerwana w rozstrzygającym momencie. Późnym wieczorem, mniej więcej godzinę po kolacji, znów przyniósł szachownicę i zaczął dumać nad rozstawionymi figurami. W pewnej chwili podniósł wzrok i powiedział do mojego męża:

– No cóż, Jiro, jutro twój wielki dzień. Jiro spojrzał znad gazety i zaśmiał się.

– Nie ma po co robić takiego szumu – stwierdził.

– Nonsens. To dla ciebie wielki dzień. Oczywiście, bezsprzecznie najistotniejsze jest to, byś dawał z siebie wszystko, lecz moim zdaniem jest to triumf sam w sobie, bez względu na ostateczny rezultat. Reprezentowanie firmy na tak wysokim szczeblu przez osobę dopiero rozpoczynającą karierę jest rzeczą niezwykłą, nawet w dzisiejszych czasach.

Jiro wzruszył ramionami.

– Jestem odmiennego zdania. Oczywiście, nawet jeśli jutro wszystko pójdzie jak trzeba, i tak nie ma pewności, że otrzymam awans. Sądzę jednak, że dyrektor jest dość zadowolony z mojej pracy w tym roku.

– Powiedziałbym, że pokłada w tobie dużą nadzieję. A jak to wszystko może się jutro potoczyć?

– Mam nadzieję, że dość gładko. Na tym etapie wszystkim zaangażowanym stronom zależy na współpracy. Będzie to raczej kładzenie fundamentów pod prawdziwe negocjacje, które rozpoczną się jesienią. Więc nie zanosi się na nic szczególnego.

– No cóż, poczekamy i zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. A teraz słuchaj, Jiro, co powiesz na skończenie partii? Rozgrywamy ją już od trzech dni.

– A tak, partia. Rzecz jasna ojciec zdaje sobie sprawę, że bez względu na to, jak powiedzie mi się jutro, nie mam pewności, że otrzymam awans.