Nadal stała z zadartą głową, wpatrując się we mnie uporczywie. Obok niej dostrzegłam leżące w błocie małe buty. Jej gołe stopy, podobnie jak buty, były całe ubłocone.
– Właśnie przed chwilą rozmawiałam z twoją matką -powiedziałam, uśmiechając się uspokajająco. – Powiedziała, że nie ma nic przeciwko temu, byś zaczekała na nią u mnie w domu. To niedaleko, o tam, w tamtym budynku. Może przyjdziesz i spróbujesz trochę ciastek, które upiekłam wczoraj? Co ty na to, Mariko-san? Może przy okazji opowiesz mi coś o sobie?
Mariko wciąż bacznie mi się przyglądała. Potem, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku, przykucnęła i podniosła swoje buty. Początkowo potraktowałam to jako znak, że zamierza pójść ze mną. Jednak gdy nadal wpatrywała się we mnie z zadartą głową, zdałam sobie sprawę, że podniosła buty, by przy pierwszej sposobności móc rzucić się do ucieczki.
– Nie zrobię ci krzywdy – zapewniłam z nerwowym śmiechem. – Jestem przyjaciółką twojej matki.
O ile dobrze pamiętam, tamtego poranka nie wydarzyło się między nami nic więcej. W żadnym wypadku nie pragnęłam jeszcze bardziej trwożyć dziecka i po chwili odwróciłam się i ruszyłam z powrotem przez pustkowie.
Nie będę ukrywać, że reakcja małej nieco mnie zirytowała; w tamtych bowiem czasach byle drobiazg był w stanie wywołać we mnie najprzeróżniejsze złe przeczucia związane z macierzyństwem. Powtarzałam sobie, że przecież nie ma to znaczenia i – tak czy inaczej – następna okazja do zaprzyjaźnienia się z dziewczynką niewątpliwie nadarzy się w ciągu najbliższych dni. Tymczasem do rozmowy z Mariko doszło pewnego popołudnia jakieś dwa tygodnie później.
Nigdy wcześniej nie byłam w tym domku i byłam raczej zdumiona, gdy tamtego popołudnia Sachiko zaprosiła mnie do środka. Prawdę mówiąc, wyczułam natychmiast, iż nie uczyniła tego bez powodu, i – jak się okazało – nie myliłam się.
Wewnątrz był porządek, lecz w pamięci utkwiła mi panująca tam atmosfera całkowitego zaniedbania; drewniane belki krzyżujące się na suficie były nadgryzione zębem czasu, a dookoła unosiła się słaba woń wilgoci. Drzwi we frontowej części domu były szeroko otwarte, by wpuścić trochę światła słonecznego przez werandę. Mimo to wnętrze w dużej mierze tonęło w cieniu.
Mariko leżała w kącie najbardziej oddalonym od światła. Dostrzegłam, że coś porusza się w cieniu przy jej boku, a gdy podeszłam bliżej, ujrzałam dużego kota zwiniętego w kłębek na tatami.
– Dzień dobry, Mariko-san. Pamiętasz mnie? Przestała głaskać kota i podniosła na mnie wzrok.
– Poznałyśmy się niedawno – ciągnęłam. – Czyż nie pamiętasz? Byłaś wtedy nad rzeką.
Brak reakcji z jej strony świadczył, że mnie nie poznała. Przypatrywała mi się przez chwilę, po czym znów zaczęła głaskać kota. Z tyłu słyszałam krzątanie Sachiko przygotowującej herbatę na otwartym piecu mieszczącym się pośrodku pokoju. Już miałam do niej podejść, gdy Mariko niespodziewanie się odezwała:
– Ona będzie mieć kocięta.
– Naprawdę? To wspaniale.
– Chce pani jednego kociaka?
– To bardzo miło z twojej strony, Mariko-san. Zastanowię się. Jednak pewna jestem, że każde z nich znajdzie sobie jakiś miły dom.
– A może weźmie pani kociaka? – nalegało dziecko. – Tamta pani mówiła, że weźmie jednego.
– Zobaczymy, Mariko-san. A cóż to za „tamta pani”?
– Ta inna kobieta. Kobieta, która mieszka po drugiej stronie rzeki. Powiedziała, że weźmie jednego.
– Nie wydaje mi się, by ktokolwiek tam mieszkał, Mariko-san. Tam jest tylko las i drzewa.
– Powiedziała, że weźmie mnie do siebie do domu. Mieszka po drugiej stronie rzeki. Nie poszłam z nią.
Przyglądałam się dziecku przez chwilę. Potem olśniło mnie i zaśmiałam się.
– Przecież to byłam ja, Mariko-san. Czyż nie pamiętasz? Zaprosiłam cię do siebie do domu, gdy twoja mama była w mieście.
Mariko znowu uniosła wzrok.
– Nie pani – powiedziała. – Tamta druga kobieta. Ta z drugiej strony rzeki. Ona tu była wczoraj wieczorem. Kiedy mama była daleko.
– Wczoraj wieczorem? Kiedy twoja mama była daleko?
– Powiedziała, że zabierze mnie do siebie, ale ja z nią nie poszłam. Bo było ciemno. Powiedziała, że możemy wziąć z sobą lampę – tu wskazała lampę wiszącą na ścianie – ale ja z nią nie poszłam. Bo było ciemno.
Za moimi plecami Sachiko podniosła się ze swego miejsca i przyglądała się córce. Mariko umilkła, potem odwróciła się i ponownie zaczęła głaskać kota.
– Wyjdźmy na werandę – zaproponowała Sachiko. W rękach trzymała tacę z herbatą. – Na zewnątrz jest chłodniej.
Tak uczyniłyśmy, zostawiając Mariko w kącie pokoju. Z werandy nie można było obserwować rzeki, lecz widziałam miejsce, w którym grunt opadał i robił się wilgotniejszy tam, gdzie stykał się z wodą. Sachiko usadowiła się na poduszce i zaczęła nalewać herbatę.
– W okolicy wręcz roi się od bezpańskich kotów -powiedziała. – Nie byłabym tak optymistyczna, jeśli chodzi o te kociaki.
– Rzeczywiście jest ich dużo – odparłam. – A szkoda. Czy Mariko znalazła go gdzieś tutaj?
– Nie, przywieźliśmy to stworzenie ze sobą. Jeżeli o mnie chodzi, wolałam je tam zostawić, lecz Mariko nawet nie chciała o tym słyszeć.
– Przywieźliście je aż z Tokio?
– Och, nie. Mieszkamy w Nagasaki już prawie od roku.
– Tak? Nie wiedziałam. Mieszkałaś… z przyjaciółmi? Sachiko przerwała nalewanie herbaty, trzymając imbryk w obydwu rękach. W jej wzroku dostrzegłam to samo rozbawienie, z którym przyglądała mi się w czasie poprzedniego spotkania.
– Obawiam się, iż jesteś w błędzie, Etsuko – odezwała się po chwili. Potem znów zaczęła nalewać herbatę. – Mieszkałyśmy w domu mojego wuja.
– Zapewniam cię, że jedynie…
– Tak, oczywiście. Więc nie ma powodów do zakłopotania, prawda? – Roześmiała się i podała mi filiżankę. – Przepraszam, Etsuko, nie zamierzałam drażnić się z tobą. Szczerze mówiąc, chciałam cię o coś poprosić. O drobną przysługę. – Sachiko zaczęła nalewać herbatę do swojej filiżanki, a w jej zachowaniu dawała się dostrzec większa powaga. Wreszcie odstawiła imbryk i spojrzała na mnie. – Widzisz, Etsuko, pewne sprawy, które planowałam, nie potoczyły się całkowicie po mojej myśli i na skutek tego potrzebuję pieniędzy. Oczywiście nie myślę o dużej pożyczce. Chodzi o niewielką sumę.
– Rozumiem doskonale – odparłam, zniżając głos. – Na pewno jest ci ciężko, zwłaszcza że masz z sobą Mariko-san.
– Etsuko, czy mogę cię poprosić o przysługę? Skłoniłam się.
– Mam pewne oszczędności – powiedziałam niemal szeptem. – Więc z przyjemnością ci pomogę.
Ku memu zaskoczeniu Sachiko wybuchnęła głośnym śmiechem.
– To zacnie z twojej strony. Lecz nie zamierzałam prosić cię o pożyczkę. Chodziło mi o coś innego. Coś, o czym onegdaj wspominałaś. Jakaś twoja przyjaciółka, która prowadzi małą jadłodajnię…
– Mówisz o pani Fujiwara?
– Mówiłaś, że może będzie potrzebować kogoś do pomocy. Taka praca byłaby mi bardzo na rękę.
– No cóż, mogę się dowiedzieć, jeśli sobie życzysz -odrzekłam niepewnie.
– Byłabym bardzo wdzięczna. – Sachiko obrzuciła mnie dłuższym spojrzeniem. – Wyczuwam jednak w tobie jakąś niepewność, Etsuko.
– Bynajmniej. Zapytam ją przy najbliższym spotkaniu. Zastanawiałam się jednak – tu ponownie zniżyłam głos – kto w ciągu dnia opiekowałby się twoją córką?
– Mariko? Mogłaby tam pomagać. Naprawdę potrafi być użyteczna.
– W to nie wątpię. Widzisz tylko, problem polega na tym, że nie wiem, jak odebrałaby to pani Fujiwara. Zresztą prawdę mówiąc, Mariko powinna być w ciągu dnia w szkole.