– Przypuszczam, że trudno jest jej zapomnieć.
– Ja również tak sądzę. Współczuję jej. Jednak powinni spoglądać w przyszłość. Trudno wydać dziecko na świat, odwiedzając cmentarz co niedziela.
– Zapewne tak.
– Cmentarze nie są miejscami dla młodych ludzi. Kazuo towarzyszy mi od czasu do czasu, lecz nigdy nie nalegam. Najwyższy czas, by i on zaczął spoglądać w przyszłość.
– Jak miewa się Kazuo? – zapytałam. – Czy w pracy wszystko dobrze?
– Jeśli chodzi o pracę, jest doskonale. W przyszłym miesiącu spodziewa się awansu. Musi jednak pomyśleć także i o innych sprawach. Nie będzie wiecznie młody.
W tym momencie wzrok mój przykuła niewielka postać stojąca w słońcu pośród śpieszących się przechodniów.
– Czyż to nie jest Mariko? – spytałam. Pani Fujiwara odwróciła się.
– Mariko-san! – zawołała. – Gdzie się podziewałaś? Jeszcze przez chwilę Mariko stała na ulicy. Potem weszła w cień dziedzińca, przeszła obok nas i usiadła przy jednym z sąsiednich stolików.
Pani Fujiwara przyjrzała się dziewczynce, po czym spojrzała na mnie niepewnie. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, lecz w końcu wstała i podeszła do dziewczynki.
– Mariko-san, gdzie się podziewałaś? – Choć pan Fujiwara zniżyła głos, słyszałam wszystko wyraźnie. – Nie możesz więcej tak sobie uciekać. Twoja matka jest bardzo zła na ciebie.
Mariko przyglądała się uważnie swoim palcom. Nie podniosła wzroku na panią Fujiwara.
– I jeszcze jedno, Mariko-san: proszę, nigdy więcej nie wolno ci się zwracać do klientów w taki sposób. Czyż nie wiesz, że to bardzo niegrzecznie? Twoja matka jest bardzo zła na ciebie. Mariko nadal przyglądała się swoim rękom. Za nią, drzwiach kuchni, stanęła Sachiko. Przypominam sobie, że widząc ją tamtego ranka, raz jeszcze ze zdumieniem spostrzegłam, iż w rzeczywistości jest starsza, niż pierwotnie sądziłam. Teraz, gdy jej długie włosy były ukryte pod chustką, zmarszczki wokół oczu i ust rysowały się znacznie wyraźniej.
– Oto jest twoja matka – oznajmiła pani Fujiwara. – Przypuszczam, że jest na ciebie zła.
Dziewczynka nadal siedziała odwrócona tyłem do matki. Sachiko obrzuciła ją szybkim spojrzeniem, po czym zwróciła się do mnie z uśmiechem:
– Witaj, Etsuko – powiedziała ze zgrabnym ukłonem. – Cóż za miła niespodzianka.
Po drugiej stronie dziedzińca dwie kobiety w strojach urzędniczek zasiadały właśnie do stołu. Pani Fujiwara skinęła ręką w ich stronę, po czym raz jeszcze zwróciła się do Mariko.
– Może pójdziesz na chwilę do kuchni? – spytała ściszonym głosem. – Twoja matka pokaże ci, co masz robić. To bardzo proste. Jestem pewna, że taka bystra dziewczynka jak ty na pewno sobie poradzi.
Mariko udawała, że nie słyszy. Pani Fujiwara podniosła wzrok na Sachiko i przez chwilę zdawało mi się, że w ich spojrzeniach wyczuwam chłód. Potem pani Fujiwara odwróciła się i poszła do swoich klientek. Najwyraźniej były to jej znajome, gdyż przechodząc przez dziedziniec, powitała je przyjaźnie.
Sachiko zbliżyła się do mnie i przysiadła na skraju stołu.
– W kuchni jest tak gorąco – powiedziała.
– Jak ci tu idzie?
– Jak mi idzie? No cóż, Etsuko, bezsprzecznie praca w jadłodajni jest dość zabawnym doświadczeniem. Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłam, że pewnego dnia przyjdzie mi szorować stoły w podobnym miejscu. Niemniej jednak – zaśmiała się krótko – jest to dość zabawne.
– Rozumiem. A Mariko, czy jakoś się przyzwyczaiła? Obydwie zerknęłyśmy na stół, przy którym siedziała Mariko; dziewczynka wciąż przyglądała się swoim rękom.
– Och, z Mariko wszystko w porządku – odparła Sachiko. – Oczywiście dostrzegam w niej czasami pewien niepokój, lecz czegóż innego można się spodziewać w takich okolicznościach? Ubolewam nad tym, Etsuko, lecz moja córka zdaje się nie podzielać mojego poczucia humoru. Wcale nie uważa tego miejsca za zabawne – Sachiko uśmiechnęła się i raz jeszcze spojrzała na Mariko. Następnie podniosła się i podeszła do niej. – Czy to prawda, co powiedziała mi pani Fujiwara? – spytała cicho.
Dziewczynka milczała.
– Powiedziała mi, że znów byłaś nieuprzejma dla klientów. Czy to prawda?
Mariko nadal nie reagowała.
– Czy to prawda, co mi powiedziała? Mariko, odpowiadaj, proszę, gdy cię pytam.
– Ta kobieta znowu tu przyszła – powiedziała Mariko. – Poprzedniej nocy. Gdy cię nie było.
Sachiko patrzyła przez chwilę na swoją córkę. Potem odezwała się:
– Sądzę, że powinnaś teraz pójść do kuchni. Chodź, pokażę ci, co masz robić.
– Ona znów przyszła tamtej nocy. Powiedziała, że weźmie mnie do swojego domu.
– Wstawaj, Mariko, idź do kuchni i zaczekaj tam na mnie.
– Ona pokaże mi, gdzie mieszka.
– Mariko, idź do kuchni.
Po przeciwnej stronie dziedzińca pani Fujiwara i dwie kobiety głośno się z czegoś śmiały. Mariko wciąż wpatrywała się w swoje dłonie. Sachiko odwróciła się i wróciła do mnie.
– Na chwilę cię przeproszę, Etsuko – powiedziała. -Zostawiłam coś na ogniu. Zaraz wrócę – po czym zniżywszy głos, dodała: – Trudno oczekiwać, żeby odnosiła się entuzjastycznie do czegoś takiego, prawda? – Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę kuchni. Stanąwszy w drzwiach, odwróciła się ponownie do swojej córki. – Mariko, chodź do środka.
Dziewczynka ani drgnęła. Sachiko wzruszyła ramionami i zniknęła w głębi kuchni.
Mniej więcej w tym samym okresie, na początku lata, odwiedził nas Ogata-san; była to jego pierwsza wizyta od czasu wyprowadzki z Nagasaki. Był to ojciec mojego męża i tak się dziwnie składa, iż zawsze w myślach nazywałam go „Ogata-san”, pomimo że w owym czasie było to również moje nazwisko. Znałam go jako „Ogatę-sana” od bardzo dawna – poznałam go na długo przed spotkaniem Jira – i trudno mi było przyzwyczaić się do tego, by zwracając się doń, używać formy „ojcze”.
Podobieństwo rodzinne między Ogatą-sanem a moim mężem było znikome. Gdy przypominam sobie dzisiaj Jira, widzę małego, krępego mężczyznę o surowym wyrazie twarzy; mój mąż zawsze dbał o swój wygląd zewnętrzny i nawet w domu nierzadko nosił koszulę i krawat. Widzę go dziś, jak widywałam go wielokrotnie, siedzącego na tatami w naszym salonie, zgarbionego nad śniadaniem lub kolacją. Pamiętam, że zawsze miał skłonność do garbienia się – w czym przywodził na myśl boksera – bez względu na to, czy stał, czy spacerował. Natomiast jego ojciec nieodmiennie siedział z wyprostowanymi plecami, roztaczając wokół siebie atmosferę spokoju i wielkoduszności. Gdy Ogata-san zjawił się u nas tego lata z wizytą, nadal był w doskonałej formie: mocno zbudowany i tryskający energią, wyglądał na znacznie młodszego, niż był w rzeczywistości.
Doskonale pamiętam ów poranek, gdy pierwszy raz wspomniał Shigeo Matsudę. Był już wtedy z nami od kilku dni i najwyraźniej dobrze czuł się w tym małym, kwadratowym pokoju, skoro zdecydował się przedłużyć swój pobyt. Poranek był jasny i wszyscy troje kończyliśmy śniadanie tuż przed wyjściem Jira do biura.
– Ten twój zjazd szkolny – powiedział do Jira. – To dziś wieczór, prawda?
– Nie, jutro wieczór.
– Będziesz się widział z Shigeo Matsudą?
– Shigeo? Nie sądzę. On zwykle nie uczestniczy w podobnych uroczystościach. Tak mi przykro, że będę musiał ojca opuścić. Wolałbym z tego zrezygnować, lecz mogłoby to zostać odebrane jako lekceważenie.
– Nie martw się. Etsuko-san na pewno odpowiednio o mnie zadba. A takie uroczystości są naprawdę ważne.
– Wziąłbym kilka dni wolnego – ciągnął Jiro – lecz mamy teraz tak dużo pracy. Jak już mówiłem, to zamówienie przyszło do biura w dniu ojca przyjazdu. Prawdziwe utrapienie.