Sachiko nie drgnęła. Przyjrzała się im i rzekła:
– Nie sądzę.
– Ale może ją widziały. Może widziały twoją córkę. Sachiko nie spuszczała z nich wzroku. Wreszcie zaniosła się krótkim śmiechem i wzruszyła ramionami.
– No dobrze. Dajmy im jakiś temat do plotek. Zupełnie mnie to nie obchodzi.
Podeszłyśmy do nich, a Sachiko uprzejmie i spokojnie zadała im kilka pytań. Kobiety spojrzały na siebie z niepokojem, lecz żadna z nich nie widziała dziewczynki. Sachiko zapewniła je, iż nie ma powodu do obaw, po czym udałyśmy się w swoją stronę.
– Niewątpliwie będzie to dla nich najbardziej ekscytujące wydarzenie całego dnia – powiedziała do mnie. – Teraz mają o czym rozmawiać.
– Jestem pewna, że nie miały absolutnie żadnych złośliwych myśli. Obydwie wyglądały na szczerze zmartwione.
– To miło z twojej strony, Etsuko, lecz naprawdę nie musisz przekonywać mnie w tych sprawach. Widzisz, nigdy mnie nie interesowało, co tacy ludzie sobie myślą, a teraz zupełnie mnie to nie obchodzi. Zatrzymałyśmy się. Rozejrzałam się dokoła, a potem powędrowałam spojrzeniem w górę, ku oknom mieszkań.
– Gdzie ona może być? – zastanawiałam się.
– Widzisz, Etsuko, ja naprawdę niczego się nie wstydzę. Nie ma nic, co chciałabym ukryć przed tobą. Albo przed tymi kobietami.
– Może powinnyśmy poszukać wzdłuż rzeki?
– Rzeki? Byłam już tam.
– A tamten brzeg? Może jest na drugim brzegu?
– Szczerze wątpię, Etsuko. O ile znam moją córkę, jest teraz z powrotem w domu. I do tego dumna, że spowodowała całe to zamieszanie.
– Cóż, może więc sprawdzimy.
Gdy doszłyśmy do skraju pustkowia, słońce właśnie znikało za rzeką, wyraźnie rysując ciemne sylwetki wierzb rosnących wzdłuż brzegu.
– Nie ma potrzeby, żebyś ze mną szła. Znajdę ją w odpowiednim czasie – stwierdziła Sachiko.
– Żaden kłopot. Pójdę z tobą.
– No to dobrze. Chodź.
Ruszyłyśmy w stronę domku. Na nogach miałam sandały i marsz po nierównym gruncie przychodził mi z trudnością.
– Jak długo cię nie było? – spytałam. Sachiko wyprzedzała mnie o jakieś dwa kroki; początkowo nie odpowiedziała i sądziłam, że po prostu nie dosłyszała pytania. – Jak długo cię nie było? – powtórzyłam.
– Och, niezbyt długo.
– To znaczy ile? Pół godziny? Dłużej?
– Wydaje mi się, że jakieś trzy lub cztery godziny.
– Ach tak.
Kontynuowałyśmy marsz przez błotnisty grunt, cały czas starając się omijać kałuże. Gdy zbliżałyśmy się do domku, zapytałam:
– Może na wszelki wypadek powinnyśmy poszukać z tamtej strony?
– Myślisz o lesie? Moja córka nigdy by tam nie poszła. Najlepiej zobaczmy w domku. I przestań się tak zamartwiać, Etsuko. – Znów się zaśmiała, lecz zdawało mi się, że tym razem w jej głosie dosłyszałam drżenie.
Domek – jako że nie było w nim elektryczności – pogrążony był w mroku. Zatrzymałam się w wejściu, podczas gdy Sachiko weszła na tatami. Zawołała córkę i zasunęła drzwi dwóch pokoików przylegających do dużego pokoju. Słuchałam, jak porusza się w ciemnościach, a potem wraca do wejścia.
– Chyba miałaś rację – powiedziała. – Może poszukamy na drugim brzegu.
W powietrzu nad wodą unosiło się mnóstwo owadów. Szłyśmy w milczeniu w kierunku małego drewnianego mostku w dole rzeki. Za nim, na drugim brzegu, widać było wspominany przez Sachiko las.
Gdy przechodziłyśmy przez most, Sachiko odwróciła się do mnie i rzuciła gwałtownie:
– W końcu poszliśmy do baru. Chcieliśmy iść do kina, na film z Gary Cooperem, ale kolejka była bardzo długa. W mieście były tłumy ludzi, wśród nich wielu pijanych. W końcu poszliśmy do baru i tam znalazł się dla nas mały kącik.
– Rozumiem.
– Przypuszczam, że ty nie chodzisz do barów, Etsuko.
– Nie, nie chodzę. Wówczas po raz pierwszy znalazłam się na drugim brzegu rzeki. Ziemia pod stopami była miękka, prawie jak bagno. Może był to tylko wytwór mojej wyobraźni, lecz zdawało mi się, że czuję coś dziwnego na tym brzegu, coś na kształt przeczucia, co sprawiało, iż ze wzmożonym napięciem posuwałam się w kierunku ciemniejącej przed nami plamy drzew.
Sachiko zatrzymała mnie, chwytając za ramię. Pobiegłszy za jej spojrzeniem, dostrzegłam w niewielkiej odległości coś jakby zawiniątko leżące na trawie, nie opodal brzegu rzeki. Było ledwie widoczne w mroku, odrobinę zaledwie ciemniejsze od tła. W pierwszym odruchu chciałam biec w tym kierunku, lecz zdałam sobie sprawę, że Sachiko stoi bez ruchu ze wzrokiem wbitym w ów przedmiot.
– Co to? – spytałam dość głupio.
– To Mariko – odparła cicho. A gdy spojrzała na mnie, w jej wzroku było coś dziwnego.
Rozdział trzeci
Możliwe, że czas zatarł wiele szczegółów tych wydarzeń, że nie wszystko działo się dokładnie tak, jak to dzisiaj podsuwa mi pamięć. Pamiętam jednak całkiem wyraźnie, że stałyśmy jak skamieniałe, nie mogąc uczynić nawet kroku. Po chwili jednak otrząsnęłyśmy się z przerażenia. Gdy podbiegłyśmy bliżej, ujrzałam Mariko. Leżała skulona na boku, z podkurczonymi nogami, plecami do nas. Dobiegłam nieco później niż Sachiko, gdyż przeszkadzała mi ciąża, i gdy zrównałam się z nią, stała już nad dzieckiem. Oczy Mariko były szeroko otwarte i przez chwilę myślałam, że nie żyje. Wkrótce jednak spostrzegłam, że mruga oczami, które wpatrują się w nas dziwnie pustym spojrzeniem.
Sachiko uklękła na jedno kolano i uniosła głowę dziecka. Mariko nadal patrzyła tak samo.
– Mariko-san, czy wszystko w porządku? – spytałam zdyszana.
Odpowiedzi nie było. Również Sachiko milczała, badając swą córkę i obracając ją w rękach, jak gdyby była delikatną, acz pozbawioną czucia lalką. Na rękawie Sachiko dostrzegłam krew, lecz była to krew Mariko.
– Lepiej zawołajmy kogoś – poradziłam.
– To nic poważnego – odrzekła Sachiko. – To zwykłe otarcie. Zobacz, tylko mała ranka.
Mariko leżała w kałuży i jedna strona jej krótkiej sukienki była mokra. Krew wypływała z rany po wewnętrznej stronie uda.
– Co się stało? – Sachiko spytała córkę. – Co ci się stał Mariko wciąż wpatrywała się w matkę.
– Prawdopodobnie jest w szoku – wtrąciłam. – Może lepiej nie zadawać jej teraz żadnych pytań.
Sachiko postawiła dziecko na nogi.
– Ogromnie martwiłyśmy się o ciebie, Mariko-san -powiedziałam.
Dziewczynka obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie. Szła normalnym krokiem i zdawało się, że rana na nodze nie dokucza jej zbytnio.
Wróciłyśmy tą samą drogą przez most i poszłyśmy brzegiem. Matka i córka szły przede mną, nie odzywając się ani słowem. Gdy dotarłyśmy do domu, zapadł zupełny zmrok.
Sachiko zaprowadziła Mariko do łazienki. Zapaliłam piecyk stojący na środku głównego pokoju, by zrobić trochę herbaty. Oprócz piecyka jedynym źródłem światła była stara, zapalona przez Sachiko lampa i duże części pokoju okrywał mrok. W jednym z kątów poruszała się niespokojnie grupka małych, czarnych kociąt. Słychać było chrobotanie ich pazurków haczących o tatami.
Gdy matka z córką wróciły, obie były przebrane w kimona. Udały się do jednego z przyległych pokoi i jeszcze przez chwilę musiałam na nie czekać. Zza przepierzenia dochodził głos Sachiko.
Wreszcie Sachiko wyszła sama. – Nadal jest bardzo gorąco – zauważyła. Przeszła przez pokój i rozsunęła drzwi, odsłaniając wyjście na werandę.
– Jak ona się czuje? – spytałam.
– Wszystko w porządku. To skaleczenie to nic takiego. – Sachiko usiadła niedaleko drzwi.
– Czy zgłosimy tę sprawę na policję?