Выбрать главу

– Aha.

Gheorg/Oficjum zapytalu nu o imię. Z podanego w transkrypcji Kodowej zbioru wybrału do tłumaczeń „Franciszka". Franciszek twierdziłu, że ma milion lat: byłu słowińczykiem. Byłu – teraz już nie jest. Teraz kona.

– A my, a ja – znajduję się przed czy za Pierwszym Progiem?

– Popatrz na Krzywą. Jej kształt jest taki sam dla każdego życia, z jakiejkolwiek niszy ewolucyjnej by startowało. Zero na osi pionowej oznacza wykształcenie frenu. Krzywa startuje spod osi i idzie przez struktury przedcywilizacyjne w cywilizacje klasyczne. W biologii Homo sapiens ten odci-

nek oddaje mniej więcej stosunek ilościowy neurogleju do neuronów w mózgu. Dalej na Krzywej mamy cyborgizacje. W lewo od nich – przypadkowe, genialne jednostki w ramach gatunku, tudzież szczytowe osiągnięcia eugeniki. W dół od cyborgizacji – protezy kompensacyjne. Idąc po Krzywej dalej w prawo, mijamy Pierwszy Próg: początek masowej, świadomej autokreacji gatunku. Pierwszą tercję, od punktu zero do Progu, w Cywilizacji Homo Sapiens wypełniają stahsowie. Rodzaj Tradycji określa stopień ich przesunięcia na Krzywej.

– Więc gdzie my się na niej znajdujemy?

– Ty i ja? Tu. – Angelika wskazała na ekranie punkt mniej więcej w połowie tercji, ponad Krzywą. – Materiał genetyczny stahsów przeszedł pewną wstępną selekcję. Co do ciebie nie mam pewności, ale to powinny być te okolice. Masz co prawda dostęp do Plateau, ale nie jesteś w stanie się nań przesiąść; na Plateau można przecież przepisać umysł małpy, psa, mrówki, ale to nie obróci ich w inkluzje logiczne. Patrz, teraz wchodzimy w drugą tercję HS: phoebe'owie. Na Krzywej mamy tu sprzęgi neuronalno-ma-szynowe. To w ogóle jest ciąg maszyn logicznych, elektronicznych, biologicznych, chemicznych, kwantowych i innych. Potem duży obszar zajmują freny odcieleśnione. Niżej znajduje się słaba AL Potem zaś dochodzimy po Krzywej do Drugiego Progu i punktem granicznym jest tu Komputer Ostateczny. A potem już meta-fizyka i ostro w górę, w inkluzje. Na osi inteligencji Remy dal skalę logarytmiczną, żeby w ogóle było coś w tym potwornym przyspieszeniu Progresu widać.

– No właśnie. Kim, u licha, jest ten Remy?

– Remy, Alphonse Casimir, dwa sto siedem, dwa sto osiemdziesiąt dziewięć, pisarz i pideocreator science ftction, twórca Teorii Konwergencji Progresów.

– Dzięki, Patrick.

– A Słowiński? Co, Angelika? Następny klasyk science ficńon?

– A, prawda. Nie, phoebe Słowiński to wybitnu meta-fizyk. Określiłu graniczne przyspieszenie czasu w inkluzji. Szybszej relatywizacji nie można wyciągnąć nawet piętrowo. Obecnie wszystkie inkluzje logiczne to inkluzje Słowińskiego.

– I Franciszek – onu byłu taką inkluzją?

– Inkluzją? Nie. Inkluzji nie rozprują żadne Wojny, inkluzje to oddzielne wszechświaty. Franciszek… cóż, to po prostu słowiński Deformant. Szum statystyczny kosmosu, życie możliwe – więc zrealizowane. Przyzwyczajaj się: istnieją tylko rzeczy logicznie sprzeczne i niesprzeczne. Pierwsze są niemożliwe, drugie – konieczne.

Wlatywali w granatowo-seledynowo-złotą sieć. Fragmenty złote to te jeszcze żywe. Gheorg/Oficjum włączyłu reflektory Kła (z zewnątrz Kieł wyglądał teraz zapewne jak wielka choina światła) i mogli podziwiać kolory. Zamoy-skiego na ten widok brało jednak obrzydzenie. Za bardzo było to wszystko organiczne, turpistyczne, nazbyt się kojarzyło ze zgnilizną – chociaż w próżni o żadnych klasycznych procesach gnilnych nie mogło być mowy. Ale skojarzenia przetaczały się przez umysł.

Jelita grubości dziesiątek i setek metrów.

Ścięgna jak zamrożone ejakulacje atramentowych cieczy.

Nerwowody jak rurociągi, którymi przepompowuje się płynne złoto.

Inne żyły, inne organy – przecięte, rozerwane, rozszarpane od wewnętrznych eksplozji; wiele ślepych zakończeń, skau te ryzowanych przez temperaturę bliską zeru Kelvina.

Taak, Franciszek ma wyprute flaki.

– A Deformanci?

– Deformantów masz tu wszędzie, są na połowie wykresu. Po pierwsze: schodzą z Krzywej. Po drugie: wyłamu-

ją się z Cywilizacji. Lepiej to widać na Modelu Progresów. Patrick! Dzięki.

– Wygląda jak szkielet tipi, odwrócony kieliszek.

– Każda taka Krzywa to jeden Progres: od zwierzęcia do Ul. Może się w nim mieścić nieskończona ilość Cywilizacji. Trzecia oś Modelu została wprowadzona dla zobrazowania różnic międzygatunkowych. Progresy startują zatem z punktów znacznie od siebie oddalonych, by zbiec się w otoczeniu Komputera Ostatecznego i potem piąć się ciasną wiązką omal pionowo do Ul.

– Franciszek -

– Gdzieś tutaj. Druga, trzecia tercja, trudno powiedzieć. Konału, lecz jenu konanie było tych samych rozmiarów,

identycznie rozciągnięte. Lata, mówiłu, stulecia. Organ po organie, mózg po mózgu, w miarę jak wyrównywać będzie swą temperaturę z zewnętrzem – zgaśnie, jak gasną gwiazdy, równie powoli i równie nieuchronnie.

Nadal wzywału pomocy. Nawet założywszy, iż blokada Plateau utrzyma się w nieskończoność, istniała dla Franciszku szansa ratunku: idący z c krzyk w Kodzie w końcu dotrze do kogoś ze sprawnymi Kłami. Deformant zostanie ocalonu – w jakiejś szczątkowej formie. Albo właśnie dobitu.

Samodzielnie nie potrafiłu odtworzyć swoich Kłów, nie po takich zniszczeniach. Dostrzegli ich resztki, zaplątane w kilometrowe falbany tkanki. Zamoyski zrozumiał wówczas trafność nazwy – bo były to kły, półmilowe próchnicze zębiska gwiezdnego potwora, krzywe, czarne siekacze, pochłaniające światło reflektorów niemal w stu procentach. Musiał prosić Gheorgu/Oficjum o zwiększenie kontrastu ekranu.

Gheorg tymczasem zajętu byłu czym innym: targami. Franciszek mogłu być Deformantem izolacjonistycznym, nie pochodzącym z Progresu HS, lecz o Gnosis i McPher-

sonach słyszału. Zamoyski pojął oto następną prawdę: istnieje, obok stałych meta-fizyczynych i Praw Progresu, jeszcze jeden absolut: ekonomia. Nawet przy najszczęśliwszym zbiegu okoliczności doprowadzenie się do stanu sprzed Wojen będzie Franciszku kosztować fortunę. Targowalu się zatem z McPherson ostro – ile dla niej warte jest przedłużenie linii frenu jednej z jej realizacji? Sam Adam Zamoyski najwyraźniej nie został w tych negocjacjach w ogóle wspomniany. Kiedy w końcu osiągnęli kompromis, nie zrozumiał warunków; zresztą nie dopytywał się.

Widok na ekranie przestał się zmieniać. Bardzo ostrożnie manewrując (znajdowali się przecież we wnętrznościach Deformantu), Gheorg/Oficjum zrównału wektor prędkości Kła z kraftoidowym. Jednak przy całej tej ostrożności nie zdołału uniknąć zahaczenia o ciało Franciszku – aż wstrząs przeszedł przez Kieł i Adamem i Angeliką cisnęło o ścianę ciasnej kabiny.

Dopiero po chwili Zamoyski pojął, iż Gheorg/Oficjum bynajmniej nie popełniłu błędu. Wbili się w złoto i lśniąca pajęczyna zarastała teraz dziób Kła. Ujęcia z kamer umieszczonych na grocie Kła pokazywały to w niezręcznych skrótach, jelito Franciszku znajdowało się na samym skraju poła widzenia.

Zamoyski poprosił Gheorgu/Oficjum o symulację zewnętrznego ujęcia. Ujrzał wtedy wreszcie wyraźnie: jak De-formant pożera szaroniebieski Kieł, wchłania go w siebie z obsceniczną powolnością. Poczynając od rufy, od szerokiej podstawy stożka, na którą naciągnęłu fioletową błonę jamy chłonnej (a może odbytu); spod niej wylewała się pienista maź, purpurowy dżem. Aż do grotu Kła, na który nawijał się, jak na prądnicę, złoty powój, spirala zimnego ognia.

– Co onu robi…?

– Wytwarza dla nas biosferę – odparła Angeliką.

Gdy nadszedł czas, Gheorg/Oficjum otworzyłu śluzę. Zamoyski podświadomie wstrzymał oddech, ale do wnętrza kabiny wionęło chłodne, świeże powietrze.

Popłynął korytarzem aż do przegubu. Złota poświata biła zza włazu z taką mocą, że musiał mrużyć oczy. Franciszek wlewału się do Kła.

Najpierw, na gorącej fali tego światła, setka ażurowych motyli o skrzydłach jak żagle; potem, skrobiąc głośno po ścianach, armia diamentowych chrabąszczy. Chrabąszcze pozostawiają za sobą chropowaty ślad w materiale Kła, wąskie ścieżki tajemnego grawerunku – którymi już podążają niebieskie pędy, tuziny lepkich wężobluszczy. Z nich rosną pąki złotej cieczy pękające w fontanny rozedrganych kropli. A w kroplach też coś żyje, porusza się.

Adamowi przypomniały się zwierzęta trawiące swą ofiarę jeszcze przed połknięciem. Rany na przedramionach, zadane przez Angelikę i przez niego samego, piekły go ostro, nie pozwalając zapomnieć o wrażliwości cielesnego opakowania – jego bioware'u, jak mówiła McPherson.

Wrócił do kabiny, przykazał Gheorgowu: – Obudź mnie, jak wyrośnie tu McDonald's – po czym zasnął; to potrafił: zasypiać w nieważkości według kaprysu woli.

Angeliką przyglądała mu się długą chwilę. Gdy spal – bardziej był podobny do Adama Zamoyskiego, jakiego zapamiętała z Farstone. Zagubiony, zmęczony, lekko przestraszony, bezbronny. Dotknęła go grzbietem dłoni, obrócił się w powietrzu. To twój pustak, Adamie Zamoyski – ale kim t y jesteś?

W istocie obudził go napór moczu na pęcherz, już bolesny. Uniósł powieki i przez ułamek sekundy nie wiedział, gdzie jest. Wisiał pod wielkim żółtym liściem, otoczony

przez dżunglę złota, granatu i czerni, skąpaną w miodowym blasku. Powietrze pachniało cynamonem. Rozbuchany barok form organicznych przywodził mu na myśl Birmańskie Ogrody Sony: spędził tam z Niną ostatnie wakacje, opalali się nago pod rododendronami, słońce wówczas – Trzask -

– przypomniał sobie sen, przypomniał sobie Narwę -

– trzask, trzask -

– już wiedział, jak zdobyć obywatelstwo. Zacisnął pięść.

– Tak – szepnął. – Tak, tak! Tymczasem jednak zwyciężała fizjologia.

Złapał się liścia, podciągnął, obrócił. Odchylona kurtyna złota ukazała pogrążoną w śnie Angelikę McPherson, unoszącą się w powietrzu w pozycji embrionalnej, z otwartymi ustami i dłońmi lekko zaciśniętymi, niczym niemowlę.