Выбрать главу

śmierć. Jeśli przeważy zachowawcza, nic się nie zmienia aż do końca, gdy inne kultury, lepiej przystosowane, przytłoczą tamtą – i to też będzie śmierć. Różnica pojawia się w momencie takiego przyspieszenia wędrówki po Krzywej, że zależności powyższe zostają zaobserwowane jako twarde statystyczne prawa, formułuje się model – jak u was sformułował go Alphonse Remy – i podejmuje się w oparciu o jego znajomość działania mające na celu zarazem zachowanie tożsamości i zabezpieczenie się przed kulturami z wyżyn Krzywej – ponieważ istnieje już wówczas świadomość zagrożenia. I tak oto powstają Cywilizacje. Przynajmniej tak działo się w Czterech Progresach. Oczywiście to również nie jest rozwiązanie ostateczne, na wieczność, ale -

– A Deformanci? Na Polach publicznych znajduję wzory opisujące Progresy rozbieżne -

– Bełkot ideologiczny. Deformacja rodzi się zazwyczaj jako bunt przeciwko Cywilizacji. To też jest pewna linia zmian, ale oczywiście nie zmierza ku UL Zwać ją Progresem byłoby wielkim nadużyciem, bo skoro nie dąży ona ku doskonałości, czym mierzyć jej postęp lub degenerację? Zmiana nieukierunkowana to po prostu deformacja. Rzecz jasna, Deformacje – ani Cywilizacje leżące niżej na Krzywej – nie byłyby możliwe, gdyby wszechświat został bez reszty zagospodarowany, cała przestrzeń wypełniona życiem. Tak samo na Ziemi różne ekscentryczne kultury trwały, dopóki były izolowane, dopóki świat się nie domknął i zasady konkurencji nie zaczęły ich dotyczyć. Możesz je nazwać „naturalnymi Deformacjami". A wiem, że i potem mieliście różne takie enklawy archaizmu, motywowane religijnie lub politycznie – już Deformacje świadome, świadome ucieczki z Progresu: Cesarstwo Chińskie, a na zachodzie – ami-sze; muzea komunizmu na Kubie czy w Korei Północnej, talibowie, potem Protektoraty Krzyża, i Czarne Emiraty… Co się z nimi stało?

– Wchłonął je chrześcijański kapitalizm.

– Przegrały lub przystosowały się. W domkniętym środowisku nie ma ucieczki. Jak żeście to nazywali za twoich czasów, stahs?

Zamoyski wypuścił z płuc dym.

– Globalizacja.

– Globalizacja. Globalizacja jest zaledwie pierwszym przejawem tego fundamentalnego, uniwersalnego procesu: kosmologizacji. Wyścig zaczyna się na globie, ale w ostatecznym rozrachunku nie chodzi przecież o osiągnięcie Formy Doskonałej danego środowiska planetarnego – lecz Formy Doskonalej wszechświata, wszystkich możliwych wszechświatów.

Wydawało się, iż rahab swobodnie posługuje się angielskim, opowiadając tu Zamoyskiemu teorie socjogoniczne, a przecież wszystko to przechodziło wpierw przez labirynty Kodu. Adam nie był nawet pewien, czy ambasador fizycznie znajduje się w Sol-Porde. Chyba nie.

Przez dym i przez miodowy światłocień „Trzech Koron", błądząc wzrokiem ponad głową interlokutora, Zamoyski dojrzał w wysokim zwierciadle odbicie sąsiedniego salonu, a w nim – czterech mężczyzn zgromadzonych przy stole bilardowym. Nie grali; stali z kieliszkami w dłoniach i rozprawiali o czymś półgłosem z ponurymi minami. Jednym z nich byłu P. G.; dwóch innych Zamoyski nie znał; czwartego znał, ale nie potrafił sobie przypomnieć – skąd. Złote włosy, jasne oczy, szczupła, nordycka twarz, wydatna grdyka… Zamoyski ustawił ręcznie malowany portret złotowłosego na pierwszym stopniu ruin ruin rzymskiej willi.

– Pojedynki, prahbe.

– Ach, pojedynki. Stanowią jeden z elementów Cywilizacji HS. Nie będę dyskutował o racjonalności waszej kultury, stahs, niemniej jako środek służący jej zachowaniu są

one bez wątpienia racjonalne, być może wręcz konieczne – jak Gnosis.

Gnosis, pomyślał Zamoyski, //zagłębiając się w hiper-tekst „Multitezaurusa". Gnosis zarazem należy i nie należy do Cywilizacji. Stanowi jej granicę, Mur Chiński, śluzę, filtr i osmotyczną błonę komórkową.

– Więc rytualne wymachiwanie szpadą ma przyczynić się do… do czego właściwie? Konserwacji człowieczeństwa?

– Takie są założenia – przytaknęlu Ogień.

– I ja mam z tum Tutenchamonum -

– Aha.

– Macie oczywiście jakiś interes w pomaganiu mi – rzekł Zamoyski, przyglądając się kształtom dymu – aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, jaki. Chcesz, bym uwierzył, że spotkałuś mnie tu przypadkowo? Nie uwierzę. Zapewne w jakimkolwiek publicznym miejscu bym się zamanifestował, ty, prahbe, w minutę później byłubyś już przy mnie. Nagotowane modele frenu, symulacje rozmowy, strategie psychologiczne – podejść, zachować się tak a tak, powiedzieć to a to… Do jakiej myśli podświadomej miała mnie doprowadzić twoja opowieść o historii Cywilizacji?

Ogień uśmiechnęłu się melancholijnie.

– Może do takiej właśnie…?

– A nie mówiłem? Całe strategie.

– A ty co w tej chwili robisz, stahs? Czym nasza rozmowa różni się od dowolnej rozmowy dwóch stahsów? Modele, symulacje, strategie – wszystko to obraca się wam w głowach. Lecz nie mówicie o nich na głos.

– Czym się różni? Tym, że nie potrafię sobie nawet wyobrazić, o czym ty, prahbe, myślisz. Gdy rozmawiam z człowiekiem – rozmawiam z sobą za maską cudzej twarzy. Gdy rozmawiam z tobą – za manifestacją tylko czarna otchłań.

– Czarna otchłań oferuje ci pomoc, stahs.

– I to mnie właśnie przeraża.

Szczerzyli się już do siebie otwarcie: pozbawione wesołości białe uśmiechy higienicznych drapieżców.

– A jaką postać miałaby przybrać ta pomoc?

– Championa.

– Słucham?

– Jako stahs wyzwany przez inkluzję masz prawo wystawić championa. Możemy służyć ci radą i kontaktami; możemy zapewnić samego championa.

– A-a, champion, rzeczywiście – mruknął Zamoyski, //czytając Kodeks Honorowy Cywilizacji HS. – Cóż, jakiekolwiek byłyby wasze motywy, obecnie znacznie bardziej ciekawią mnie motywy Tutenchamonu. Tylko proszę mi darować to kazanie o inkluzjach: że to góra Krzywej, więc nie sposób przejrzeć ich myśli, et cetera. O co jenu chodzi?

Ogień założyłu ręce na piersi, wydęłu wargi.

– Rozważamy różne możliwości. Być może coś ze Studni Czasu – twoje nazwisko dość często pojawia się w relacjach z przyszłości, stahs. Może mieć to coś wspólnego ze stahsem Judasem McPhersonem. Mogła też być to deklaracja polityczna. Ty nie żywisz żadnych podejrzeń?

– Nie znam jenu w ogóle. Moje podejrzenia prymitywne: co onu może zyskać na mojej porażce?

Ambasador wzniosłu oczy do sufitu.

– Niezbyt się na tym wzbogaci, prawda?

– Ile za wykup manifestacji? Jedną trzecią majątku? – Secundus Zamoyskiego czytał w pośpiechu Kodeks. – Ale samu wybierze ekwiwalent. Co to znaczy?

– Może nu chodzi o twoje archiwizacje, o pamięć, stahs?

Czyżby znowu Narwa? Moetle znalazł jakiś sposób na wydobycie ze mnie tajemnicy – Tutenchamon chce zaś po prostu przejąć mój mózg. Może faktycznie taki jest powód…

Albo jednak kolejna kontralogia Heinleina.

– Prahbe Ogień! – odezwalu się znad Zamoyskiego Patrick Gheorg. – Czyżbyśmy wciągali stahsa Zamoyskiego w świat wielkiej polityki?

– Już został wciągnięty, obawiam się – rzekłu ambasador, wstając i kłaniając się lekko McPhersonowu.

= Nie jesteś moim aniołem stróżem! = warknął Za-moyski na P. G.

= Nie jestem też twoim wasalem! = odwarknęłu z zaskakującym gniewem sekretarz Judasa.

Michał Ogień zdążyłu tymczasem powtórnie się ukłonić i odejść.

– No więc nu przegoniłuś, gratuluję – skwitował Zamoyski.

Modus operandi McPhersonów staje się aż nazbyt wyraźny: wyciągnąć mnie w jakieś publiczne miejsce i wystawić, niczego się nie spodziewającego, pod ostrzał politycznych graczy – najpierw plaża Słowińskienu i Tutenchamon, teraz „Trzy Korony^' i Ogień. Ciekawe, czy pobierają od nich opłaty za „kwadrans z dziwolągiem"?

A może plan jest jeszcze bardziej szczegółowy? Najpierw doprowadzić do pojedynku, a potem podstawić mi championa. Pełna kontrola.

Muszę przestudiować prawo Cywilizacji HS – co by na tym zyskali? Bo coś na pewno.

P. G. obejrzału się za prahbe'um.

– Niech zgadnę: zaoferowału jakąś przysługę.

– Dlaczego właściwie Tutenchamon wyzwału mnie na pojedynek?

– A co mówiłu phoebe Słowiński?

Zamoyski sięgnął pamięcią. Kontrola Spływów, no tak, to też może być motyw. Ale nawet jeśli zwyciężywszy osca zażyczy sobie części moich Pól – i tak nie da to jenu tej kontroli.

Randomizer behawioru szarpnął ramieniem Zamoyskiego i Adam klepnął jowialnie manifestację Gheorgu w plecy. Z własnej woli natomiast spytał:

– Czy istnieje jakiś sposób na zmanipulowanie wiadomości ze Studni Czasu?

Patrick skinęłu na Zamoyskiego.

– Chodź, zobaczysz.

Ledwo wyszli z „Trzech Koron" (jeszcze się drzwi klubu za nimi nie zamknęły i Zamoyski nie zdążył się obejrzeć na płaskorzeźbę Pierwszej Tradycji), P. G. przeadresowału ich – w próżnię. Oczywiście nie była to próżnia naprawdę pusta, lecz próżnia Cywilizacji, toteż wypełniał ją inf. Co prawda w przypadku tak wielkich przestrzeni zagęszczenie nanobotów pozostawało daleko mniejsze od tego wymaganego przez protokoły planetarne; Patrick musiału byłu zarządzić lokalną kondensację już chwilę temu, oboje bowiem zamanifestowali się tam materialnie bez żadnego opóźnienia, nie zmieniając nawet samych manifestacji, Zamoyski jeszcze z cygarem w zębach.

Absurdalność podobnych reprezentacji już nie uderzała go z taką siłą. Technologia usprawiedliwia kulturę. Cokolwiek jest możliwe, stanie się – gdzieś, kiedyś – normą. I Adamowi nie sprawiało już właściwie różnicy: AR i Ogrody Cesarskie czy Farstone, czy kosmos. Tak czy owak, wszystko zapośredniczone.