Nie było tu gwiazd. W braku źródeł światła Zamoyski nie powinien był widzieć ani Patricku, ani nawet siebie; że widział, pozostawało w całości zasługą nałożonych przez P. G. aplikacji ortowirtualnych. Te same aplikacje według woli Gheorgu wydostawały z mroku kolejne obiekty lub od podstaw szkicowały ich zarysy w OVR, gdy same obiekty w ogóle nie miały prawa być widoczne.
= En-Port Gnosis = mówiłu = zawieszony w Sol-Por-cie, ponad ekliptyką. To – widzisz? – sfera Schwarzilda
czarnej dziury. Tutaj, tutaj, tutaj – zespoły Kłów. Wokół biegunów dziury i dalej – sieci detekcyjne infu. Teraz nakładam matrycę czasoprzestrzeni; widzisz gradient krzywizny. = Manifestacja phoebe'u wskazywała symboliczne reprezentacje, w miarę jak pojawiały się one w monolitycznej czerni. = Strojenie czarnych dziur do postaci Studni Czasu to oddzielna gałąź meta-fizyki. Celem jest otworzenie takich kieszeni temporalnych, które pozwalałyby na wejście spoza Schwarzilda w odwrócone strumienie czasu i na równie bezpieczne z nich wyjście.
= A grawitacja, siły pływowe? = spytał Zamoyski, bacząc, by nie okazać w głosie niedowierzania.
P. G. nakładału właśnie na obraz czarnej dziury linie ścieżek temporalnych. Wszystkie one szły tuż przy horyzoncie zdarzeń, odkształcanym w rytm odkształceń samej dziury, czasami niemal do nagiej osobliwości.
= Oczywiście, jakiekolwiek przedmioty o rozmiarach ponadmolekularnych zostałyby rozerwane, toteż w praktyce przekazuje się w przeszłość jedynie informację, zazwyczaj kodowaną w zmianach natężenia strumienia cząstek wstrzeliwanych w Studnie. Najpopularniejsze są neutrina, z oczywistych względów. Pompowanie informacji w Studnie odbywa się nieprzerwanie, także teraz.
= Idą w przeszłość raporty o wojnie z Deformantami,
0 Suzerenie, o mnie… tak?
= Tak.
= Dlaczego zatem nikt wcześniej nie znał prawdy
1 wszyscy dali się wciągnąć w ten konflikt?
= A kto ci powiedział, stahs, że nikt? My nie znaliśmy; ale to kwestia rozrzutu naszych Studni. Z tym jest zresztą następny kłopot, a także z oceną prawdopodobieństwa przyszłości…
Zamoyski ssał w zamyśleniu cygaro. Było ciepłe – czuł to ciepło na wargach – lecz dymu inf już nie symulował.
= Wiem, że to nie neutrina, ale – powiedzmy, że wstrzelimy jakoś w Studnię sam inf…
= A! = zaśmiału się McPherson. = Inwazja nanoma-tyczna! Były już takie koncepcje. Oczywiście miałoby to sens jedynie w przypadku naturalnych dziur, bo przebicie się z inwazyjnym nano w taki En-Port, tylko że parędziesiąt lat wcześniej, nie miałoby wielkiego sensu. Inna rzecz, że w ogóle opanowywanie jakichś jednorazowych przeszłości nie ma sensu. Co to w ogóle miałoby dać? Brak łączności w drugą stronę. Chociażby ten jeden nanobot przetrawił według naszej receptury całą galaktykę -
= A to możliwe?
– Co?
= Że jeden nanobot…
Wzruszyłu ramionami.
= Teoretycznie. W praktyce i tak jest ich zawsze więcej, nie porcjonuje się infu po cząsteczce, nawet w pakietach minimalnych idzie to w miliardy i miliardy.
Zamoyski zagryzł zęby ma cygarze. Inwazja od jednego nanobota!
Zaraz, to przecież -
Zamrugał.
= Farstone.
Po kilku sekundach stali w bibliotece zamkowej. Angeli-ka czytała przy jednym z blatów i uniosła głowę na ich widok, pokondensacyjny ruch powietrza zmierzwił jej włosy.
– Kto zarządza Polami nano z Saka de la Roche'u? – spytał Zamoyski, wygładzając ciemnoniebieski kaftan z fałd, w jakie się ułożył po przejściu z nieważkości w ciążenie ziemskie.
– Którego nano? – Patrick usiadłu w fotelu, założy-łu nogę na nogę. – Cesarskiego czy tego nielegalnego spiskowców?
– Cesarskie ono chyba nie było.
– W takim razie – Oficjum.
= Prośba o pilne spotkanie z phoebe'u Sternu.
= Phoebe Stern zgadza się i czeka na adres = odparł Zamoyskiemu menadżer oesu, ostatni w rym szeregu pośredników między animą Adama a Polami Oficjum.
= Tutaj, teraz.
Patrick Gheorg obróciłu głowę i sekundę później skondensowała się pod jego spojrzeniem manifestacja phoebe'u Sternu.
– Stahs.
– Phoebe. Ukłonili się sobie.
– To niezbyt uprzejmie, uciekać z rozmową na Plateau w obecności stahsa Pierwszej Tradycji – zauważyła Angelika, zamykając książkę. – Zwłaszcza w stahsowym domu.
– Ależ oczywiście, jakże byśmy śmieli! – zarzekł się półżartem Zamoyski, któremu, gdy poczuł, że wraca doń inicjatywa, momentalnie poprawił się humor.
Angelika zamrugała, zaskoczona tonem, zapewne podejrzewając tu robotę randomizera behawioru. Adam wrócił spojrzeniem do Sternu.
– Nano z Saka.
– Tak, wiem. Przejęliśmy zarząd ich Pól. Ale to nano jest bezużyteczne, rozsiało je w próżni międzygwiezdnej razem ze szczątkami Saka. Szczątkami uprzednio zawiniętej w nim materii, żeby być precyzyjnym.
Zamoyski podszedł do pojedynczego panelu boazerii, oddzielającego dwa regały biblioteczne; na nim umocowana była lampa gazowa, w kształcie cesarskiego smoka. Uniósł klosz i po raz drugi zapalił wygasłe cygaro. Dopiero po chwili zorientował się, że w rzeczywistości przypala przecież inf.
– Rozsiało w próżni – mruknął. – Co do cząsteczki? Phoebe Stern w lot chwyciłu jego myśl.
– Nie zindeksowaliśmy każdego pojedynczego nano-bota. Jaką lokację masz na myśli, stahs?
– Mojego pustaka – rzekł Zamoyski. – Tchawicę, przełyk, organy wewnętrzne. Że nastąpiło skażenie, jestem pewien; praktycznie wepchnęło mi się do gardła.
Wypluł z odrazą dym, walcząc ze wspomnieniem rozłopotanego strzępu Pandemonium, zaklejającego mu twarz, wpływającego do ust, nosa… Czy ja go odgryzłem, połknąłem?
– W owum Deformantum – zaczęłu powoli Stern, okazując zamyślenie – w publicznym kosmosie, bez namiarów orientacyjnych… A to nie jest inf, nie indeksuje się cza-soprzestrzennie na błonach Cesarza.
– Ale potraficie wyodrębnić i zidentyfikować te nano-boty?
– Jeśli uzyskamy choć w jednym punkcie wystarczającą gęstość, można zapuścić na ich Polach program, który je skonfiguruje w sekwenser DNA. Dysponujemy wzorcowym DNA twojego pustaka, stahs, dokonalibyśmy zatem porównania. Wynik pozytywny jeszcze niczego nie przesądza, z pewnością pozostały po tobie w szczątkach Saka liczne bioodpadki – w dalszej kolejności zatem zrekonfigurowa-libyśmy nanoboty w analizery chemiczne, aby opisać ich środowisko. Dopiero to potwierdziłoby położenie w organizmie twojego pustaka.
– I wtedy… – Zamoyski uniósł palec wskazujący lewej ręki.
– Tak, domyślam się – skinęłu głową Stern. – Cicha inwazja.
– A ja? – spytała Angelika, opierając łokcie na blacie i układając dłonie pod brodą. Przeniosła wzrok ze Sternu na Zamoyskiego. – Też się tam przecież znajduję, prawda? Również powinnam być skażona.
Adam wzruszył ramionami.
– To możliwe.
– Algorytm postępowania byłby ten sam – zapewniłu
Stern.
– Jeśli można – wtrąciłu R G. – Obecna tu stahs An-gelika McPherson nie jest prawnym dysponentem manifestacji, o której mowa. Zgodę na podobną nanooperację na jej pustaku mogłaby dać jedynie Angelika McPherson oryginalnego frenu. Teoretycznie mogłabyś na drodze sądowej uzyskać pozwolenie na ograniczony zaoczny zarząd drugiego ciała, ale to by potrwało, w procedury zaangażowani zostaliby bowiem stahsowie.
– Nie mam sposobu porozmawiać z nią tak, żeby Franciszek nie słyszalu – rzekł Zamoyski. – Zresztą o jakich „nanooperacjach" mówisz?
– A czy owu Franciszek nie zneutralizowału już przypadkiem tego nano? – równocześnie spytała Angelika.
Stern pokręciłu głową.
– Jest to mało prawdopodobne, stahs. Mam na myśli nanoboty w pustaku stahsa Zamoyskiego, bo to za niego jest nagroda. Kupujący chce dostać pustaka z całą pierwotną informacją, więc każda ingerencja Deformantu w struktury genetyczne, neuralne, chemiczne czy jakiekolwiek inne mogłaby sprowadzić na Franciszku zemstę oszukanego kupca. Przyjąłbym zakład, że Deformant powstrzymuje się od wszelkich ingerencji w organizm pustaka stahsa Zamoyskiego.
– „Nanooperację"? – przypomniał Adam.
– Materiał pierwotny – mruknęła Angelika, spoglądając w bok, wyraźnie zadumana nad czymś innym.
– Tak – ukloniłu się jej sztywno Stern. – Aby przeprowadzić skuteczną inwazję na Deformantu, musimy jak najbardziej ograniczyć czas jenu reakcji. Oznacza to atak możliwie największą liczbą nanobotów, już wyspecjalizowanych. Na początku jednak dysponowalibyśmy zaledwie porcjami minimalnymi. Skąd wziąć materię do koniecznej rozbudowy
arsenału? I to tak, by Deformant tego nie zauważyłu? Zważywszy przy tym na lokalizację nano pierwszej generacji.
Zamoyski nie zdołał powstrzymać odruchu zgarbienia, skurczu, lewa dłoń uniosła się na wysokość żołądka, mostka. Randomizer zaraz kazał mu wyjąć cygaro z ust i zagwizdać przez zęby, lecz to nie pokryło błędu Adama.
W taki oto sposób jedna część umysłu zdradza drugą.
Starał się mówić teraz szybko i zdecydowanie, głosem bezemocyjnym, ale dobrze wiedział, że oboje phoebe'owie zarejestrowali i przeanalizowali jego zachowanie.
– Zjedzą mnie, czy tak? – spytał, strzepując popiół do stojącej na półce regału popielniczki. – Pożrą od wewnątrz.
– Owszem, to jedyny sposób. Najlepiej byłoby zacząć od maksymalnej masy, ale oczywiście musimy ustanowić ograniczenie: pobierzemy tyle i takiej materii, by nie zagroziło to twemu pustakowi, stahs.
– Wykluczy to także niektóre sposoby transmutacji i rekonfiguracji – dodału P. G. – jako powodujące szkodliwe dla organicznego otoczenia skutki uboczne, tudzież wytrącające toksyczne związki. Restrykcja do procesów nisko-energetycznych znacznie przedłuży całą operację.
– A właśnie, jakie są szacunki czasowe? – podjął Zamoyski. – Bo jeśli wcześniej przybędą na miejsce kupcy, a w każdym razie te oktagony kubiczne -
– Dwie do siedmiu k-godzin – odparłu z miejsca Stern. – Maksimum prawdopodobieństwa na stu sześćdziesięciu dwóch k-minutach. Mniej przy bardziej energochłonnych strategiach przekształceń.