Выбрать главу
* * *

Znowu mnie przesłuchiwano, ale nie tak jak do tej pory. Odniosłem wrażenie, że rozmowa odbywa się w innej atmosferze, choć trudno byłoby mi powiedzieć, na czym konkretnie polega różnica. Zaczął jak zwykle, od straszenia, ale szybko zmienił ton na przyjazny, po raz pierwszy od wielu tygodni poczęstował mnie papierosem, a nawet posunął się do tego, że zadeklamował krótki wierszyk wyśmiewający stopnie naukowe, co w jego przypadku oznaczało wręcz nieprawdopodobne rozluźnienie obyczajów. Postanowiłem skorzystać ze sposobności i poprosiłem o jeszcze jednego papierosa; ku memu zdumieniu dostałem go, potem zaś, zamiast kolejnych pytań, wysłuchałem długiego wykładu na temat doskonałości rządu sprawującego władzę na Sainte Anne, zupełnie jakbym miał zamiar ubiegać się o obywatelstwo. Następny wykład, znacznie krótszy, zwracał moją uwagę na fakt, że nie zostałem poddany torturom ani nie zaaplikowano mi środków psychotropowych, co jest prawdą. Według mego rozmówcy powinienem to zawdzięczać szlachetności i humanizmowi właściwym wszystkim przygarbionym mieszkańcom Sainte Croix obdarzonym spiczastymi podbródkami, ja jednak uważam, iż prawdziwą przyczyną jest ich arogancja oraz przeświadczenie, że nie potrzebuja uciekać się do takich metod, ponieważ jeśli zechcą, złamią każdego i bez ich stosowania.

Przy okazji powiedział coś, co mnie autentycznie zainteresowało: że pewien lekarz, z którego usług często korzystają, mógłby w ciągu paru minut wydobyć ze mnie wszystko, co wiem. Bez wątpienia interesowała go moja reakcja na tę uwagę, która mogła oznaczać, że przestali się mną interesować (było to jednak raczej mało prawdopodobne choćby z tego względu, że w trakcie rozmowy co jakiś czas padały mniej lub bardziej zawoalowane pytania) albo że już zdobyli interesujące ich informacje z innego źródła (co jednak wydaje się jeszcze mniej realne dlatego, że takie informacje po prostu nie istnieją). Najbardziej wiarygodne wydaje mi się wytłumaczenie, że z jakiegoś powodu utracili kontakt z tym lekarzem, a ponieważ wydawało mi się (nie jestem już pewien, czy dzięki szóstemu zmysłowi, czy skojarzeniu z czymś, co wcześniej usłyszałem), iż wiem, o kogo chodzi, odparłem, że to wielka szkoda, że nie zastosowali środków psychotropowych, skoro mogli to uczynić, ponieważ w ten sposób jednoznacznie dowiódłbym swojej niewinności, ale — dodałem — nie wątpię, iż niebawem znajdą fachowca równie wysokiej klasy.

— Nie, to niemożliwe. On był jedyny w swoim rodzaju, prawdziwy artysta. Oczywiście, w końcu kogoś znajdziemy, ale jeśli chcemy mieć kogoś choćby w połowie tak dobrego, musimy posłać po niego do stolicy.

— Znam kogoś, kto mógłby wam pomóc. To właściciel przybytku zwanego Maison du Chien. Za godziwą zapłatę jest gotów zrobić wszystko, a do tego jest doskonałym fachowcem.

Jego spojrzenie wystarczyło mi za odpowiedź. A więc właściciel burdelu nie żyje.

Mógłbym mu powiedzieć — choć i tak by mi nie uwierzył — że gdyby zatrudnił syna zmarłego, w gruncie rzeczy miałby do czynienia z tym samym człowiekiem… ale młody najprawdopodobniej został już aresztowany i kto wie, może nawet przebywa w tym samym budynku co ja. Jego ciotka (biologicznie jest jego córką, lecz dla uniknięcia nieporozumień wolę stosować te same określenia co rodzina) zapewne usiłuje doprowadzić do jego uwolnienia.

A może (przyszło mi to do głowy po raz pierwszy) mnie także stara się wyciągnąć z zamknięcia; jest osobą obdarzoną inteligencją i fascynującym umysłem, i często prowadziliśmy długie rozmowy, zazwyczaj mając za publiczność jedną z jej „dziewcząt”. Gdzie jesteś teraz, tante Jeannine? Czy wiesz chociaż, że mnie zatrzymali?

Wierzyła (choć nie chciała się do tego przyznać), iż aborygeni z Sainte Anne wchłonęli i zastąpili homo sapiens — tak głosi hipoteza Veila, a Veil to właśnie ona. Teorią tą posługiwano się od lat w celu zdyskredytowania innych nieortodoksyjnych hipotez dotyczących zagadkowego zniknięcia tubylczej ludności planety. Jeśli jednak jest, jak uważasz, tante Jeannine, to kim są Wolni Ludzie? Konserwatystami, którzy nie chcieli zarzucić dawnego stylu życia? Wbrew temu, co kiedyś myślałem, problem nie polega na tym, w jakim stopniu myśli Dzieci Mroku wpływają na rzeczywistość, lecz na tym, w jaki sposób my kształtujemy ją naszymi myślami. Podczas pobytu w górach chyba sto razy przeczytałem zapis rozmowy z panią Blount i chyba przejrzałem tajemnicę Wolnych Ludzi. Nazwę moje odkrycie postpostulatem Lieva; to ja jestem Liev i stanowczo za późno dokonałem swego odkrycia.

* * *

Nowy więzień zaczął mówić. Pyta głośno, czy ktoś jest w sąsiednich celach, a jeśli tak, to jak się nazywa, i kiedy przyniosą coś do jedzenia, i czy można dostać pościel, i o setki innych rzeczy. Oczywiście nikt mu nie odpowiada, ponieważ każdego, kogo przyłapią na rozmowie, czeka bicie. Kiedy nabrałem pewności, że strażnik jest daleko, uprzedziłem go o tym. Natychmiast umilkł, by po długim czasie zapytać — w swoim mniemaniu — przyciszonym głosem:

— Kim jest ten szaleniec, który śmiał się ze mnie, kiedy mnie prowadzili?

Jednak strażnik zdążył już wrócić i grubas piszczał jak królik, gdy chwilę potem wyciągali go z celi, żeby wymierzyć chłostę. Biedaczysko.

* * *

Niewiarygodne! Nigdy nie zgadniecie, gdzie jestem! Dalej, proszę… Możecie próbować, ile chcecie!

Wiem, że to dziecinada, ale czuję się jak dziecko, więc niech tam. Otóż wróciłem do poprzedniej celi numer 143, nad ziemią, z materacem i kocem, i dziennym światłem sączącym się przez okno. Cóż z tego, że nie ma szyby i nocami z zewnątrz wdziera się chłód. I tak czuję się jak w pałacu.

Mniej więcej godzinę po moim powrocie Czterdzieści siedem zaczął stukać w rurę. Dotarły do niego plotki o tym, że wróciłem, więc przesyła pozdrowienia. Twierdzi, że przez cały czas moja cela była pusta. Co prawda straciłem kość z zupy, ale odpowiedziałem, stukając w rurę palcami. Mój sąsiad natychmiast zorientował się, że jestem w domu, i zaczął skrobać ścianę tak samo jak dawniej; wciąż nie nauczył się szyfru albo używa innego, którego nie potrafię odczytać. Odgłosy, jakie do mnie dochodzą, są tak zróżnicowane, iż chwilami wydaje mi się, że stara się w ten sposób wydawać artykułowane dźwięki.

* * *

Nazajutrz. Czyżby zamierzali mnie wypuścić? Dostałem najlepszy posiłek od chwili, kiedy mnie aresztowano: gęstą zupę fasolową z kawałkami prawdziwej wieprzowiny, herbatę z cukrem i cytryną, dziś rano zaś do tego samego cynowego kubka nalali mi mleka z pokruszonym chlebem. Zaraz potem, wraz z pięcioma więźniami, zostałem zaprowadzony pod prysznic, następnie zaś włosy, brodę i krocze posypano mi proszkiem owadobójczym. Mam też nowy koc, prawie zupełnie czysty i o niebo lepszy od poprzedniego. Piszę te słowa, narzuciwszy go na ramiona — nie dlatego że jest mi zimno, ale by czuć jego dotyk.