Moja ciotka, jeszcze niedawno trzymana z dala od nas, teraz zagadywała mnie w korytarzach, a niekiedy nawet przychodziła do naszego pokoju. Dowiedziałem się, że do jej obowiązków należało zarządzanie wewnętrznymi sprawami domu, i dzięki jej wstawiennictwu uzyskałem zgodę na urządzenie niewielkiego laboratorium w tym samym skrzydle budynku. Jednak, o czym już mówiłem, tę zimę spędziłem głównie przy metalowym stole sekcyjnym oraz w łóżku. Biały śnieg zasypał okno aż do połowy i oblepił nagie pnącza armatnicy, klienci zaś przychodzili w nieprzemakalnych butach, paltach i kapeluszach przyprószonych śniegiem, posapując, z zaczerwienionymi od mrozu twarzami. Drzewka pomarańczowe znikły, ogrodu na dachu nikt nie odwiedzał, dziedziniec zaś ożywał tylko na krótko, zazwyczaj późną nocą, kiedy podochoceni winem klienci toczyli z dziewczętami bitwy na śnieżki; kończyło się to nieodmiennie tym, że rozbierali dziewczęta do naga i tarzali się z nimi w śniegu.
Wiosna zaskoczyła mnie, tak jak zaskakuje wszystkich, którzy prawie nie wychodzą na dwór. Pewnego dnia, kiedy wciąż wydawało mi się (w tych rzadkich chwilach, gdy w ogóle myślałem o pogodzie), że na zewnątrz nadal trzyma zima, David otworzył okno na oścież i uparł się, żebym poszedł z nim do parku. Jak się okazało, był już kwiecień. Towarzyszył nam pan Million. Wyszliśmy przez frontowe drzwi do niewielkiego ogrodu oddzielającego dom od ulicy — gdy widziałem go poprzednio, był przykryty zwałami śniegu, teraz pysznił się wczesnymi pąkami i szmerem fontanny. David poklepał trójgłowego psa po uśmiechniętym pysku i wyrecytował:
— „A oto i pies, z poczwórnym łbem wkracza w królestwo światła”.
Zwróciłem mu żartobliwie uwagę, że pomylił się w liczeniu.
— Wcale nie. Nie wiesz, że stary Cerber, który tak naprawdę jest suką, ma cztery głowy? Dopóki ma czwartą, pozostaje dziewicą, a ponieważ jest taka groźna, żaden pies nie śmie się zbliżyć, by mu ją odebrać.
Rozbawiło to nawet pana Milliona, ale nieco później, patrząc na tryskającego tężyzną fizyczną Davida i na jego szerokie ramiona, coraz bardziej przypominające ramiona dorosłego mężczyzny, pomyślałem sobie, że jeżeli trzy głowy naszego psa oznaczają Maitre'a, Madame i pana Milliona (tak sobie zawsze wyobrażałem), to znaczy mego ojca, ciotkę (to byłaby chyba ta głowa strzegąca dziewictwa) oraz naszego nauczyciela, to już niebawem trzeba będzie dorobić czwartą, dla Davida.
Jemu park z pewnością wydawał się rajem, dla mnie natomiast, nie cieszącego się tak dobrym zdrowiem, nie było tam nic interesującego; niemal cały ranek spędziłem, siedząc zgarbiony na ławce i obserwując, jak David gra w squasha. Około południa zyskałem towarzystwo; na sąsiedniej ławce, na tyle blisko, że nawet gdybym chciał, trudno by mi było ją zignorować, usiadła ciemnowłosa dziewczyna z nogą w gipsie. Przykuśtykała tam na kulach w towarzystwie opiekunki czy też guwernantki, która (z pewnością celowo) usadowiła się między nami. Ta niesympatyczna kobieta okazała się jednak zbyt sztywna, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, by dobrze wywiązać się z zadania: wyprostowana do granic możliwości, usiadła na brzeżku ławki, podczas gdy dziewczyna, z wyciągniętą do przodu unieruchomioną nogą, musiała odchylić się daleko do tyłu, dzięki czemu mogłem bez przeszkód podziwiać jej piękny profil, od czasu do czasu zaś, kiedy odwracała głowę, żeby powiedzieć coś do towarzyszącego jej stwora, widziałem całą twarz z karminowymi ustami i fiołkowymi oczami, raczej okrągłą niż owalną. Czarne włosy szerokim klinem przesłaniały jej czoło, brwi były także kruczoczarne i delikatnie wygięte, rzęsy długie i zawinięte. Kiedy zjawiła się sprzedawczyni kantońskich bułek z jajecznym nadzieniem (dłuższych od dłoni i tak gorących, że należało je jeść z nadzwyczajną ostrożnością, jakby były żywe), wykorzystałem ją w charakterze posłańca — kupiłem bułkę dla siebie, po czym zapłaciłem za jeszcze dwie i poleciłem, by zaniosła je dziewczynie oraz strzegącemu ją potworowi.
Jak się należało spodziewać, potwór odmówił, lecz dziewczyna, ku memu wielkiemu zadowoleniu, zaczęła go przekonywać, z błyszczącymi oczami i rozpalonymi policzkami przedstawiając argumenty, których, niestety, z powodu nadmiernej odległości nie mogłem słyszeć, ale i tak nie miałem najmniejszych problemów z ich odczytaniem, zupełnie jakbym obserwował spektakl teatru pantomimy. Odmowa będzie niczym nieuzasadnioną obelgą dla nie żywiącego żadnych złych zamiarów nieznajomego. Była głodna i zamierzała sama kupić sobie bułkę, więc głupotą byłoby rezygnować z czegoś, na co i tak za chwilę wyda się pieniądze. Sprzedawczyni, której chyba ogromnie spodobała się rola pośredniczki, rozpaczała ze łzami w oczach, że w takim razie będzie musiała zwrócić mi moje złoto (w rzeczywistości banknot o niewysokim nominale, niemal równie zatłuszczony jak papier, w który były zawinięte bułki, a na pewno znacznie bardziej brudny); dyskusja stawała się coraz głośniejsza, aż wreszcie mogłem bez trudu usłyszeć glos dziewczyny — bardzo przyjemny dla ucha kontralt. W końcu, rzecz jasna, poczęstunek został przyjęty. Potwór podziękował mi oschłym skinieniem głowy, dziewczyna natomiast mrugnęła do mnie za plecami opiekunki.
Pół godziny później David i pan Million, który z bliska śledził jego poczynania na korcie, zapytali, czy mam ochotę na lunch. Odpowiedziałem twierdząco w nadziei, że po powrocie będę mógł jakby nigdy nic usiąść nieco bliżej dziewczyny. Spożyliśmy posiłek (nie wiem jak oni, ale ja jadłem wyjątkowo szybko) w schludnej, niedużej knajpce w pobliżu targu kwiatowego. Niestety, kiedy wróciliśmy do parku, nie było w nim już ani dziewczyny, ani jej guwernantki.
Mniej więcej godzinę po tym, jak zjawiliśmy się w domu, wezwał mnie ojciec. Szedłem na spotkanie z lekkim niepokojem, jako że do tej pory nigdy nie chciał się ze mną widzieć tak wcześnie — jeszcze nawet nie przyszli pierwsi klienci, a zazwyczaj nasze rozmowy odbywały się po wyjściu ostatnich. Okazało się jednak, iż moje obawy były bezpodstawne. Zaczął od pytania o moje zdrowie, a kiedy odpowiedziałem, że czuję się nieco lepiej niż zimą, rozpoczął pompatyczną przemowę — zupełnie różną od wygłaszanych zjadliwym, lekko znużonym tonem uwag, do których przywykłem — na temat interesu, który prowadził, i tego, że każdy młody mężczyzna musi prędzej czy później zacząć się przygotowywać do zarabiania na własne utrzymanie.
— Podobno jesteś uczonym — powiedział.
Odparłem, że mam nadzieję, iż przynajmniej w niewielkim stopniu zasługuję na to określenie, i przygotowałem się wewnętrznie na przyjęcie tradycyjnych już argumentów o bezsensowności studiowania chemii i biofizyki na planecie takiej jak nasza, prawie całkiem pozbawionej przemysłu, o szkodliwości marnotrawienia czasu na zajęcia ani trochę nie przygotowujące do egzaminów, jakie musi zdać każdy kandydat, który pragnie wstąpić do służby publicznej, i tak dalej. Tymczasem czekało mnie spore zaskoczenie.
— Cieszę się — powiedział ojciec. — Prawdę mówiąc, wydałem polecenie panu Millionowi, żeby starał się kierować twoje zainteresowania w tę stronę, choć zapewne i tak by to uczynił. W moim przypadku nie potrzebował żadnej zachęty. Cóż, te studia nie dadzą ci w przyszłości wiele satysfakcji, ale… — umilkł na chwilę, odchrząknął, potarł twarz rękami — …ale mogą się okazać bardzo użyteczne. Poza tym można chyba powiedzieć, że stały się rodzinną tradycją.