Sprawdziłam, czy oddycha, i rozebrałam go do naga. Pomyślałam, że mogę się tu nawet zdrzemnąć, jeśli najpierw zabezpieczę się przed niespodziankami z jego strony.
Pete miał na sobie pasek, spodnie, koszulę, szorty, skarpetki, tenisówki i sweter. Ściągnęłam z niego to wszystko i przy pomocy koszuli związałam mu ręce za plecami. Podobnie zrobiłam z jego nogami, krępując je na wysokości kostek nogawkami spodni. Następnie połączyłam więzy na nadgarstkach i kostkach, posługując się paskiem. Pozycja taka jest piekielnie niewygodna, lecz zniechęca nawet do m y ś l i o ucieczce.
Właśnie miałam zakneblować mu usta skarpetkami, gdy otworzył oczy.
— To niepotrzebne, panno Piętaszek. Lepiej porozmawiajmy — odezwał się cicho.
Przez chwilę milczałam.
— Byłeś prawie przez cały czas przytomny, nieprawdaż? Domyślałam się. Wolałam jednak tak długo taszczyć cię na plecach i udawać, iż o tym nie wiem, jak długo udawać będziesz ty. Doszłam do wniosku, że zdajesz sobie sprawę, iż jeśli będziesz mi sprawiał jakiekolwiek kłopoty, urwę ci jaja i wepchnę ci je do gardła.
— Spodziewałem się czegoś w tym rodzaju, choć nie aż tak drastycznego.
— Dlaczego nie? Miałam już okazję zaznajomić się z twoimi klejnotami, tylko że wtedy j a byłam związana. Mogę ci je teraz wyrwać, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Mam rację?
— Mógłbym najpierw coś powiedzieć?
— Jasne, czemu nie? Ale jedno słowo wypowiedziane tonem głośniejszym niż szept, a zaknebluję cię twoim własnym interesem. — Wyciągnęłam rękę w kierunku jego krocza, by przekonać go, że mówię zupełnie serio.
— Och nie! Nie rób tego! Proszę! Płatnik wystawił dzisiaj podwójną wartę. Ja…
— Podwójną wartę?
— Zwykle od chwili, gdy zasypiasz, do momentu, gdy wstajesz, pilnuje cię tylko Tilly— Shizuko. Kiedy się budzisz, naciska guzik i wówczas ja zaczynam dyżur. Lecz od wczoraj płatnik, a może nawet kapitan, ma cię na oku. Sądzi, że możesz zechcieć opuścić statek na Botany Bay.
Uniosłam brwi w geście zdziwienia i powiedziałam z oburzeniem: — Jak w ogóle ktokolwiek może myśleć o mnie w sposób tak nikczemny?!
— Sam nie wiem, skąd im to przyszło do głowy — przytaknął. — Tylko dlaczego znajdujemy się przypadkiem na pokładzie jednej z kapsuł ładowniczych?
— Przygotowuję się do małej wycieczki. A ty?
— Podejrzewam, że ja również. Przyszło mi na myśl, że jeśli zechcesz opuścić statek, to najprawdopodobniej postarasz się zrobić to dziś w środku nocy. Nie miałem pojęcia, jak zamierzasz dostać się na pokład kapsuły, lecz nie lekceważyłem twego sprytu. Jak teraz widzę — słusznie.
— Dzięki. Kto pilnuje drugiej kapsuły? Jest tam ktoś w ogóle?
— Graham. Taki niski, rudawy gość. Może już go widywałaś.
— Aż za często.
— Wybrałem ten rewir, ponieważ właśnie tę kapsułę zwiedzałaś wczoraj z Tomem Udelem. Właściwie przedwczoraj — dodał.
— Nieważne. Pete, co się stanie, jeśli ktoś spostrzeże twoją nieobecność?
— Przede wszystkim nikt tego nie spostrzeże. Joe Głupek, to znaczy Joe Steuben, otrzymał instrukcje, by zmienić mnie dopiero po śniadaniu. Jak znam Joego, nie zrobi hałasu tylko dlatego, że mnie nie zastanie na miejscu. Siądzie po prostu na podłodze, oprze się plecami o drzwi i będzie spał, dopóki nie przyjdzie ktoś, kto zechce je otworzyć. Potem znowu usiądzie i będzie dalej spał, a kapsuły spokojnie odlecą na Botany Bay. Jeszcze później wróci do swojego pokoju i zaśnie, czekając, aż po niego przyjdę. Joe jest raczej konsekwentny, ale niezbyt bystry. Tak przynajmniej sądzę.
— Wygląda na to, Pete, że wszystko dokładnie przemyślałeś.
— Nie wziąłem tylko pod uwagę poobcieranych pleców i bólu głowy. Gdybyś poczekała i pozwoliła mi mówić, nie musiałabyś taszczyć mnie tu na własnych plecach.
— Nie próbuj czarować mnie słodkimi słówkami, bo i tak cię nie rozwiążę. Nie tędy ścieżka.
— Chyba „droga”?
— Ścieżka, droga, wszystko jedno. Tak czy owak, nie polepszysz swojej sytuacji wytykając mi błędy językowe. Podaj mi choć jeden powód, dla którego nie miałabym cię zabić i zostawić tutaj. Kapitan miał rację: zamierzam opuścić statek. Nie zamierzam natomiast zawracać sobie głowy tobą.
— Jest jeden taki powód. Podczas rozładunku znajdą moje ciało i zaczną cię szukać.
— Tylko że ja będę już wtedy daleko, po drugiej stronie horyzontu. Zresztą, dlaczego mieliby mnie szukać? Nie zostawię przecież na twoich zwłokach odcisków palców. Jedynie niewielki siniak na karku.
— Motyw i sposobność. Na Botany Bay wszyscy cholernie ściśle trzymają się litery prawa, panno Piętaszek. Nie wątpię, że uda ci się opuścić statek, jeśli wmieszasz się w tłum migrantów. Lecz jeśli będziesz poszukiwana za morderstwo na pokładzie kapsuły, miejscowi wydadzą cię natychmiast.
— Powołani się na konieczność samoobrony przed znanym gwałcicielem. A niech cię licho, Pete. I co ja mam teraz z tobą począć? Stanowisz dla mnie balast. Wiesz, że nie mogę cię zabić. Zabić z zimną krwią — to mam na myśli. Co innego, gdybyś mnie do tego zmusił. Jeżeli zostawię cię tutaj związanego… Niech pomyślę… Pięć i trzy, to osiem, plus dwie, zanim zaczną rozładunek… Razem to dziesięć godzin… I będę cię musiała zakneblować… a do tego robi się zimno…
— Właśnie. Mogłabyś przynajmniej okryć mnie swetrem.
— W porządku. Tylko czym ja cię później zaknebluję…?
— A oprócz zimna grozi mi martwica. Jeśli pozostanę w tej pozycji przez dziesięć godzin, skończy się na amputacji. Tutaj nie znają czegoś takiego, jak regeneracja. Zanim dotrę tam, gdzie przeszczepią mi nowe kończyny, będę wyglądał jak wór piachu. Wyrządzisz mi grzeczność, po prostu mnie zabijając.
— Cholera, próbujesz wzbudzić we mnie sympatię? A może litość?
— Sądzę, że nie udałoby mi się ani jedno, ani drugie.
— Słuchaj — powiedziałam. — Jeśli cię teraz rozwiążę i pozwolę ci się ubrać, byś nie musiał marznąć, to czy dasz się potem ponownie związać, nie stawiając oporu? Czy też będę cię musiała uspokoić, i to skuteczniej, niż przedtem? Wiesz chyba, że w razie czego ryzykujesz skręceniem karku? Widziałeś mnie już, gdy byłam zmuszona użyć siły, wtedy, na farmie doktora Baldwina.
— Nie widziałem. Słyszałem coś niecoś i mogłem się przyjrzeć efektom.
— To tak samo, jakbyś widział. Zapewne domyślasz się, dlaczego jestem tak szybka i silna. „Moją matką była probówka…"
„…a mym ojcem skalpel był.” — dokończył za mnie. — Słuchaj, panno Piętaszek: nie musiałem dać ci się pokonać. Jesteś szybka, owszem. Ale ja też jestem szybki. Mam też dłuższe ramiona niż ty. Doskonale wiedziałem, do czego jesteś zdolna, lecz ty nie miałaś pojęcia, co j a mogę umieć. Miałem zatem przewagę, Siedziałam w pozycji lotosu, patrząc na jego twarz. Czułam, jak zaczyna mi się kręcić w głowie, i obawiałam się, że za chwilę zwymiotuję.
— Pete — odezwałam się tonem niemalże błagalnym — nie okłamywałbyś mnie, prawda?
— Zmuszony byłem kłamać przez całe życie — odrzekł — tak samo zresztą, jak i ty. Jednakowoż… — Przerwał i poruszył nadgarstkami. Do moich uszu dobiegł trzask rwanego materiału. Czy wiecie, ile są w stanie wytrzymać skręcone w powróz rękawy dobrej koszuli? Z pewnością znacznie więcej niż lina konopna tej samej grubości. Zresztą, sprawdźcie sami.